Podróżuj taniej. To proste
Ciekawy świata, bez przerwy w drodze - Michał Cessanis to podróżnik niesztampowy. Kocha ludzi i z nimi, nawet w najdalszych zakątkach świata, chce spędzać najwięcej czasu. Jest mistrzem w wyszukiwaniu tanich połączeń lotniczych i wie, jak podróżować za przysłowiowe grosze. Autor książki "Cessanis na walizkach. Opowieści z pięciu stron świata", w której odkrywa świat i uczy, jak go pokochać. Nam zdradza swoje sekrety na tanie podróżowanie i na szansę przeżycia prawdziwej przygody gdzieś na końcu świata.
WP:
Bądź otwarty na świat - to hasło przewodnie każdego, kto chce tanio podróżować. Co to naprawdę oznacza?
Dla mnie to hasło jest bardzo jednoznaczne: nie bój się świata, nie bój się ludzi, których spotykasz na swojej drodze, nie bój się potraw, którymi jesteś częstowany w najdalszych zakątkach świata. Bądź otwarty na nowe kultury, smaki, doświadczenia. Nie wyobrażam sobie innego podróżowania. Dlatego zawsze śpię w prywatnych domach, a nie w hotelach. Wynajmuję pokój, czasami całe mieszkanie. Teraz jestem w Wietnamie, znalazłem przez internet rodzinę w Hoi An, gdzie jest nie tylko piękne Stare Miasto wpisane na listę UNESCO, ale też plaże z malutkimi rybnymi restauracjami na wydmach. Ich właściciele podają przepyszne ryby, kraby i inne owoce morza. Wracając do rodziny, wynająłem u niej pokój, zresztą kolejny raz w Wietnamie śpię w ten sposób. U tej rodziny Nguyenów, która prowadzi Vesper Homestay, miałem zostać trzy dni, a jestem już siedem i zostanę pewnie jeszcze kilka, bo jest tak domowo, jak u moich rodziców. Uwielbiam kontakt z ludźmi, a mieszkając
z nimi poznaję ich zwyczaje, codzienne życie, dowiaduję się mnóstwo o ich kraju. I nie ma dla mnie nic cenniejszego w podróży od spędzania czasu w ten sposób. To z resztą też zmieniało się z podróży na podróż, bo na początku swojego życia na walizkach chciałem odwiedzić wszystko, a więc popularne muzea, galerie, miejsca historyczne polecane przez znajomych i w przewodnikach. A dziś rozmowy z ludźmi i przebywanie z nimi przedkładam nad kupowanie biletów do muzeów, które jeszcze zdążę odwiedzić, a ludzie i ich historie odchodzą.
Poza tym nie przywiązuję się do planu wycieczki. Potrafię zmienić go tak, jak to było teraz w Hoi An, coraz częściej nigdzie się nie spieszę. Ale też mogę zmienić w każdej chwili kierunek mojej podróży, bo jeżdżę tam, dokąd mam tanie połączenie lotnicze, a więc moje podróżowanie uzależnione jest przede wszystkim od ceny biletu. To ona jest na pierwszym miejscu, a nie konkretny kraj, miasto. I tak właśnie poleciałem do Australii Zachodniej za połowę ceny, spałem u przesympatycznego Polaka, który wraz ze swoją brazylijską narzeczoną zabrał mnie na dwa tygodnie pod namiot, dzięki czemu poznałem kawałek absolutnie zachwycającego kraju. W przyszłym roku znów będę w Australii, tym razem w Sydney, bo okazyjnie kupiłem bilet za 1800 zł w dwie strony. W ubiegłym roku znalazłem się w Peru za 840 zł w dwie strony (za to z czterema przesiadkami), a potem w Brazylii za dwieście złotych więcej. Poluję na promocje, jestem już chyba uzależniony od wyszukiwania biletów lotniczych, a gdy trafia się okazja, nie zastanawiam się, tylko wyciągam kartę kredytową. Kiedyś ją spłacę...
WP:
Cena biletu lotniczego jest kluczowa, jeśli mówimy o tanim podróżowaniu. Gdzie szukać okazji?
Linie lotnicze mają coraz więcej promocji, dlatego trzeba szukać. Przychodzą do mnie newslettery wielu linii lotniczych, śledzę ich profile w serwisach społecznościowych, no i oczywiście sprawdzam ceny w porównywarkach takich jak _ kayak.pl _ czy _ skyscaner.pl _. Ale najlepsze okazje cenowe znajduję ostatnio w serwisie _ flipo.pl _, wszystkie wymienione powyżej tanie bilety znalazłem właśnie tam. Dla mnie cena biletu jest kluczowa, ponieważ budżet zawsze ma dla mnie duże znaczenie. Staram się podróżować taniej, jeśli to możliwe, bo nie chcę też powiedzieć, że podróżuję tanio, bo to akurat nie zawsze się udaje. Miałem kilka nauczek, jak np. ta z Singapurem, do którego wybrałem się na początku roku. Upolowałem bilet za 1300 zł w dwie strony z jedną przesiadką w Londynie, ale ceny w Singapurze sprawdziłem dopiero po kupnie biletu. I załamałem się w pierwszej chwili, gdy zobaczyłem, ile kosztują noclegi. Zacząłem kombinować, podpytywać Polaków tam mieszkających. Polecali gdzie spać, zaczęli mi wynajdywać hotele w różnych lokalizacjach, aż wreszcie znaleźli mi hotelik w dzielnicy Geylang. Miałem wrażenie, że tym miejscem, nazywanym dzielnicą czerwonych latarni, rządził lokalny półświatek. W każdym razie było tam bezpiecznie, było też tanie i dobre jedzenie, a blisko przystanek miejskiej kolejki. Cena za nocleg była najlepsza: 70 zł. W Australii Zachodniej spędzenie czasu pod namiotem na kempingach też było najlepszą opcją, 10 dolarów od osoby za noc, własne jedzenie kupione wcześniej w mieście (pod drodze często nie było niczego, a jak są sklepy, to z bardzo drogim jedzeniem), sporo na tym zaoszczędziłem. I potem przepuściłem w winnicach w Margaret River, ale przyznasz, że trudno nie wrócić z Australii z produkowanymi tam winami?
WP:
Podczas wyprawy starasz się być mieszkańcem miejsc, które odwiedzasz. Oszczędzasz w ten sposób?
Pewnie! Najlepiej jak najwięcej czasu spędzać tam, gdzie miejscowi. Nie kierować się przewodnikami. Ostatnio mam do nich awersję, bo mam wrażenie, że jedni spisują informacje z drugich, wszystkie są jakimiś kalkami, często też tłumaczonymi z anglojęzycznych serwisów. Dlatego przed każdym wyjazdem szukam informacji o danym miejscu - m.in. na blogach podróżniczych. Wynajduję także w internecie ludzi mieszkających w danym miejscu, pytam co zobaczyć innego niż jest to w przewodnikach i dzięki temu chodzę innymi szlakami. A propos przewodników, to sporo podróżuję po Chinach. W jednym z nich, bardzo popularnym na całym świecie, zasugerowałem się polecanym hostelem w Syczuanie, dokładnie w Chengdu, dokąd poleciałem pisać reportaż o pandach. Hostel miał mieć idealne położenie, przyzwoite pokoje, bezpłatne rowery, itp, po czym na miejscu okazało się, że nic się nie zgadza. Pewnie autor przewodnika nawet tu nie był. Dlatego najlepiej rozmawiać z tubylcami, wychodzić z założenia, że chcą nam pomóc, nie bać się pytać.
WP:
Zamiana hotelowych restauracji na lokalne knajpy to też sposób na oszczędność?
Sama lubisz próbować lokalną kuchnię. I tak samo jest ze mną. Taki przykład mam z Singapuru, gdzie daniem do spróbowania jest krab w chili. W jednym z przewodników wyczytałem, że najlepszego przyrządza się w jednej z restauracji na wschodnim wybrzeżu. Kiedy już byłem na wschodnim wybrzeżu, gdzie Singapurczycy całymi rodzinami odpoczywają w weekendy przenosząc się z mieszkań pod namioty (ich rozbijanie jest tu darmowe), przeszedłem obok tego miejsca, ale nawet tam nie zajrzałem, bo kolega z Singapuru podpowiedział, by zjeść kraba w zwykłej jadłodajni, których tam pełno. I dobrze zrobiłem, że go posłuchałem, bo krab był o połowę tańszy, wraz ze mną zajadało go wielu mieszkańców, którzy codziennie zaglądali do tych knajpek. Krab był przepyszny! Poza tym uwielbiam te azjatyckie uliczne restauracyjki, które pod wieczór rozstawiają się na ulicach w Chinach czy w Wietnamie. W Hanoi nie przejdziesz chodnikiem, musisz iść ulicą, bo wszyscy siedzą na małych stołeczkach, przy małych stolikach, piją piwo lane z beczki i jedzą wszystko co się da. Mam zaufanie do takich miejsc, bo jedzenie w nich jest świeże, często przygotowywane na bieżąco, liczba klientów jest tak ogromna, że wciąż gotowane są kolejne zupy pho, grillowane kolejne mięsa. Bonusem jest lokalna atmosfera uliczny gwar, rozmowy toasty, śmiechy. Uwielbiam spotkania przy ulicznych stolikach.
WP:
Niektórzy wymieniają pracę na wikt i opierunek. Polecasz ten sposób podróżowania?
Oczywiście, że tak! Mam znajomych, którzy podróżują pracując np. jako nauczyciele języka angielskiego. Jeśli ktoś chce spędzić czas w Chinach zupełnie za darmo, może znaleźć w internecie strony z ofertami mieszkania i wyżywienia u chińskich rodzin w zamian za lekcje języka angielskiego np. dla dzieci.
WP:
Podróżowanie to nie tylko egzotyka. Tanio, niemal bezkosztowo, zwiedzać można Polskę, choćby okolicę własnego domu.
Niemal bezkosztowo? Nie do końca w to wierzę, chociaż podróżowanie po Polsce stało się znacznie tańsze odkąd mamy tanie linie autobusowe, a nawet bilety lotnicze z Warszawy do Wrocławia czy Gdańska po 9 zł - na pewno to zmniejsza koszty. Jednak w wielu miejscach w Polsce można wydać więcej pieniędzy niż w Azji. Ale faktycznie muszę też przyznać, że kiedy jestem w naszym kraju, to nigdy nie usiedzę na miejscu. W każdy weekend jestem na walizkach. Warmia - jaki tam spokój, piękne Świętokrzyskie, Zalipie z cudownymi gospodyniami malującymi całą wieś w kolorowe kwiaty, Krosno ze swym centrum dziedzictwa szkła, albo Trójmiasto, które najbardziej lubię po sezonie - wsiadam w pociąg, po trzech godzinach jestem na plaży w Brzeźnie i jem pysznego turbota nad brzegiem Bałtyku.
Michał Cessanis prowadzi bloga cessanis.com