Rihanna, Wodecki i drzewa śmierci. Poznajcie Barbados
Barbados wita słońce najwcześniej ze wszystkich karaibskich wysp. Jest bowiem spośród nich najbardziej wysunięty na wschód. To tu rosną słynne drzewa śmierci, tu zjecie latającą rybę i zobaczycie charakterystyczne dla Barbadosu zielone małpy czy gwiżdżące żabki.
Wyspa słynie z pięknych plaż i doskonałego rumu, produkowanego w najstarszej na świecie destylarni. Barbados potrafi zaskakiwać, bo jest pełen kontrastów. Mogą go kojarzyć fani Rihanny i... Zbigniewa Wodeckiego.
Angielski w wersji Bajan i dziki wschód
Na wyspę można dotrzeć na własną rękę i warto to zrobić, żeby dobrze ją poznać. Podróżowanie po Barbadosie jest o tyle łatwe, że był on kiedyś angielską kolonią i językiem urzędowym jest tu angielski.
Miejscowy dialekt jest jednak bardzo silny. Ma się wrażenie, że rdzenni mieszkańcy fragmenty wyrazów po prostu zjadają. To kreolska wersja angielskiego, czyli Bajan (angielski z silnymi wpływami afrykańskimi). Można go jedynie usłyszeć. W pisowni wygląda bowiem tak samo, jak standardowy angielski. Po kilku dniach da się do niego przyzwyczaić.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Idealny kierunek na jesień i zimę. Na miejscu, jak w raju
Główne miasta wyspy wraz ze stolicą – Bridgetown – rozsiadły się na zachodzie Barbadosu. Ta część jest lepiej rozwinięta w odróżnieniu od wschodu, który jest bardziej dziki. W stolicy wyspy mieszka około 100 tysięcy ludzi, czyli mniej więcej jedna trzecia populacji.
Warto pospacerować uliczkami Bridgetown, żeby przyjrzeć się życiu jego mieszkańców i poczuć klimat miasta. Godny uwagi jest kościół katedralny Świętego Michała z otaczającym go starym cmentarzem, na którym spoczęli angielscy osadnicy. Najstarsze nagrobki pochodzą z XVII w.!
Ciekawy architektonicznie jest też miejski ratusz. Od razu widać tu angielskie wpływy. Z kolei w miejskim parku obejrzeć można jeden z dwóch rosnących na wyspie ogromny baobab. Jego wielkość poczujecie, gdy staniecie pod koroną, blisko pnia. Ma 25 m w obwodzie i – jak informuje stosowna tabliczka – około 1000 lat. Leciwy olbrzym.
Rodzinny dom Rihanny
Samo Bridgetown powstało zdecydowanie później, niż wykiełkował wspomniany baobab. Miasto założono w roku 1628. 360 lat później przyszła tu na świat Rihanna. Na jej przykładzie najlepiej widać zróżnicowanie w poziomie życia na wyspie. Piosenkarka wychowała się przy ulicy dziś nazwanej na jej cześć Rihanna Drive (wcześniej Westbury New Road). Bawiła się na niej i na pobliskim cmentarzu. Dziś jej dom wygląda ładnie. Jest odmalowany i wyremontowany. Turyści podjeżdżają tu taksówkami, by zrobić sobie przy nim zdjęcie.
Cała uliczka wypiękniała. W oczy rzucają się wyraziste kolory. Ale – jak mówią mieszkańcy okolicy, z którymi rozmawiałem w lokalnym barze - wcześniej było tu biednie. I takich miejsc na Barbadosie jest sporo. Dziś Rihanna ma na wyspie swój ogromny dom z widokiem na ocean w pobliżu miejscowości Holetown. Piosenkarka jest jedną z najbogatszych kobiet na świecie. Ale wraca często w rodzinne strony i mieszkańcy ją tu widują. Jest dla nich ambasadorką wyspy i – jak podkreślają – robi dla niej dużo dobrego.
Drzewa śmierci
Barbados słynie też z najbardziej niebezpiecznych drzew na świecie - tak zwanych drzew śmierci. Rosną wzdłuż linii brzegowej i są specjalnie oznakowane. Na ich pniach maluje się czerwone obręcze. Pod tymi drzewami lepiej nie stawać podczas deszczu. Wydzielana przez drzewa toksyczna substancja po zetknięciu ze skórą może wywoływać silne podrażnienia i pęcherze. Trujące są także owoce drzewa, przypominające małe jabłka.
Drzewa te są jednak bardzo ważne dla wyspy. Chronią wybrzeże przed erozją. Ale bez obaw. Możecie spacerować plażami wzdłuż oceanu.
Podczas jednego z takich spacerów na zachodzie traficie pewnie na miejsce, gdzie można się upić oddychając samym tylko powietrzem. To z powodu destylarni rumu. Zapach alkoholu jest silnie wyczuwalny w całej okolicy. Barbados słynie zresztą z produkcji rumu. To tu powstała pierwsza na Karaibach i najstarsza na świecie jego destylarnia. Założoną w 1703 r. Mount Gay Destillery można zwiedzać i kupić w niej słynny barbadoski rum.
Latające ryby i mahi-mahi
Barbados to kulinarny miks. W restauracjach znajdziecie oczywiście brytyjskie fish and chips (całkiem zresztą smaczne). Ale bardziej wymagający mogą spróbować na słynnym targu rybnym w Oistins na przykład latającej ryby. Jest bardzo delikatna w smaku i można ją zjeść z ryżem.
Ten targ warto odwiedzić w piątkowe wieczory. Można mieć wrażenie, że zjeżdża się tu cała wyspa. Mieszkańcy tańczą z turystami tak zwany line dance – czyli nieskomplikowany układ choreograficzny - stojąc w kilku rzędach. Jest głośno, smacznie i kolorowo.
W restauracjach na wschodzie Barbadosu podają fantastyczną mahi – mahi. W Polsce znana jest pod nazwą koryfeny. Anglicy nazywają ją dolphin-fish, ale z delfinami ma ona tyle wspólnego, że lubi wyskakiwać ponad wodę. Nie warto sugerować się nazwą. Warto jej jednak spróbować. Podobnie jak słynnych fish-cakes, czyli smażonych na oleju kulek formowanych z ugotowanego i drobno pokrojonego solonego dorsza, mąki z przyprawami i wody.
Koncert gwiżdżących żabek i... Zbigniew Wodecki
Barbados słynie też z małych niepozornych stworzonek, które przywitały mnie swoim koncertem już pierwszej nocy i nie zawiodły ostatniej. Tak zwane "whistling frogs" czyli tłumacząc na polski "gwiżdżące żabki" są tu wszechobecne. Uaktywniają się wieczorami. Zwłaszcza przed deszczem i podczas opadów. Są maleńkie, ale bardzo głośne.
Charakterystyczne dla wyspy są też zielone małpy. Jeśli będziecie mieli szczęście, spotkacie je podróżując po Barbadosie. A warto to zrobić. Nasi rodacy zaczynają zresztą powoli odkrywać tę wyspę. Choć jest nam przecież dobrze znana – przynajmniej z nazwy – za sprawą słynnej piosenki Zbigniewa Wodeckiego, który śpiewał: "Polish Barbados i Galapagos. Chałupy welcome to".
Letni wpadający w ucho hit – sprawił, że piękna, karaibska wyspa zaistniała w świadomości Polaków. Teraz decydują się oni sprawdzić, jak wygląda ona naprawdę