Sir Lancelot z wieży książęcej w Siedlęcinie
Malowidła w wielkiej sali na drugim piętrze wieży są dziś jedynym na świecie, zachowanym na miejscu, ściennym przedstawieniem historii sir Lancelota z Jeziora, najsłynniejszego z rycerzy Okrągłego Stołu.
Co dokładnie jeleniogórski inspektor podatkowy Wilhelm Klose robił w Siedlęcinie (w tym czasie Boberröhrsdorfie) w późnych latach 80. XIX w. i w jaki sposób dokonał ważnego odkrycia w zachowanej tam średniowiecznej wieży mieszkalnej, pozostaje w sferze domysłów. Pewnym natomiast jest, że nie zdawał sobie sprawy ani z tego, co odsłonięte częściowo przez niego polichromie przedstawiają, ani z ich prawdziwej wartości. Nie wiedzieli tego również pracujący w wieży 40 lat później historycy sztuki i konserwatorzy. Odkryli co prawda górny pas malowideł, ale błędna interpretacja i niefortunnie przeprowadzone przez nich zabiegi konserwatorskie stanowiły w późniejszym czasie poważną przeszkodę w poprawnym odczytaniu treści całego cyklu. Miało upłynąć 100 lat nim wrocławski historyk sztuki i wybitny znawca kultury dworskiej, Jacek Witkowski, ustalił, że malowidła zachowane w wielkiej sali na drugim piętrze wieży przedstawiają największego z rycerzy Okrągłego Stołu, sir Lancelota z Jeziora.
Z Szampanii na Śląsk
"Jako że dama moja – która z Szampaniej ród swój zacny wiedzie – życzyła sobie, abym opowieść jakowąś jej złożył, czynię to nader ochotnie… To dla niej właśnie Chrétien »Historię Rycerza z Wózkiem« snuć niebawem pocznie. Ale to właśnie hrabina poddała mu przędziwo, myśl jego swoją myślą zacnei okiełznawszy, tak iże on sam od siebie nic tu już więcej nie da, okrom trudu swojego i czujnego baczenia". Tak pisał pod koniec lat 70. XII w. we wstępie do swego "Le Chevalier de la Charrette (Rycerza z wózka)" Chrétien de Troyes, podkreślając rolę, jaką odegrała w powstaniu romansu jego patronka, hrabina Maria z Szampanii (ur. 1145 r.). To ona dostarczyła i materiał, i wątek główny, przyczyniając się w ten sposób do powstania jednego z najpopularniejszych romansów o tematyce arturiańskiej. Lancelot jako bohater drugoplanowy pojawiał się już we wcześniejszych utworach Chrétiena, jednak to w "Rycerzu z wózka" wystąpił jako bohater główny. Od tej pory historia jego błyskotliwej kariery, rycerskich przygód, ale i moralnego upadku, który doprowadził w rezultacie do końca chwały całego królestwa Logres, spisywana była zarówno wierszem jak i prozą. Stała się prawdziwym bestsellerem literatury średniowiecznej i podbiła dwory Europy Zachodniej. Obok wersji Chrétiena, która stanowiła podstawę niemal wszystkich późniejszych romansów o Lancelocie, do najważniejszych należy "Lancelot en prose – Lancelot Prozą" napisany ok. 1215–1235 r.
O popularności romansu świadczą wymownie nie tylko liczne jego wersje (powstałe także poza Francją), ale również ilość po dziś dzień zachowanych, często ekskluzywnie ilustrowanych manuskryptów. Samych francuskich datowanych od XIII do XV w. przetrwało ok. 150. Być może jeden z nich dotarł początkiem XIV w. i na Śląsk, gdzie posłużył za inspirację dla twórcy cyklu siedlęcińskiego. Na ślady wpływów arturiańskich na Śląsku natrafiamy już w XIII w. Żaden egzemplarz romansów nie zachował się do naszych czasów, ale o popularności ich bohaterów świadczyć mogą m.in. imiona nadawane członkom rodów rycerskich. Mamy więc Iwana, Gawina, Tristana, Parsifala czy Hektora. Pośród rycerstwa ziemi jaworskiej przykładem są bracia Iwan i Walwan von Profen występujący na dworze ojca i stryja księcia Henryka I Jaworskiego – fundatora siedlęcińskiej wieży.
Dwory śląskich książąt, zwłaszcza świdnicko-jaworskich, pozostawały w stałych kontaktach z dworami królewskimi i książęcymi zachodniej Europy. Z pewnością więc nie bez znaczenia były tutaj bliskie związki Bolesława II Rogatki, dziadka Henryka I Jaworskiego, z rodem hrabiów Anhaltu – w 1242 r. poślubił on Jadwigę, córkę Henryka I. To właśnie hrabia Henryk, teść Bolesława, uznawany jest za minnesingera, „księcia Anhaltu” przedstawionego w scenie turniejowej na stronicach Kodeksu Manesse. To także w otoczeniu Bolesława od początku lat 50. XIII w. spotykamy pierwszych przedstawicieli rodu rycerskiego, którego członkowie nosić będą imiona bohaterów arturiańskich. Jednak najwymowniejszym dowodem fascynacji romansami o tematyce arturiańskiej oraz tego, jak doskonale średniowieczny Śląsk funkcjonował w kręgu zachodnioeuropejskiej kultury dworskiej, pozostają malowidła zachowane w siedlęcińskiej wieży.
Pomnik trwalszy niż ze spiżu
Siedlęcin to niewielka miejscowość położona nad Bobrem 5 km na północny-zachód od Jeleniej Góry, w miejscu, w którym Góry Kaczawskie graniczą z Kotliną Jeleniogórską. To właśnie tutaj, w drugiej dekadzie XIV wieku, Henryk I Jaworski, wnuk wspomnianego Bolesława II Rogatki, wzniósł swą reprezentacyjną siedzibę, która dziś pozostaje jednym z najważniejszych zabytków polskiego i europejskiego średniowiecza.
Henryk, przyszły władca księstwa jaworskiego, przyszedł na świat w latach 1292–96. Kiedy początkiem listopada 1301 r. jego ojciec, Bolko I Surowy zmarł, opiekę nad liczną gromadką małoletnich dziećmi przejęła matka, księżna Beatrycze, przy współudziale swego brata margrabiego brandenburskiego Hermana, którego reprezentował starosta Herman z Barboy. Owe rządy opiekuńcze trwały do grudnia 1307 r., kiedy to najstarszy z książąt, Bernard [Stateczny], objął samodzielną władzę w księstwie. Miało upłynąć pięć lat nim początkiem 1312 r. drugi w kolejności Henryk rozpoczął niezależne rządy w wydzielonym mu księstwie jaworskim.
Już w pierwszych latach swego panowania książę zainicjował budowę siedziby reprezentacyjnej w dzisiejszym Siedlęcinie. Wzniesiona wówczas z jego inicjatywy wieża mieszkalna pozostaje jednym z najciekawszych przykładów architektury świeckiej w Polsce oraz jednym z największych i najlepiej zachowanych obiektów tego typu na terenie Europy Środkowej. Od późnego średniowiecza przetrwała bez poważniejszych zmian, jest w niej niewiele przekształceń i większość wnętrz wygląda tak jak w drugiej dekadzie XIV w., czyli kiedy powstały.
Jeśli wierzyć Wilhelmowi Klosemu, który opisywał wieżę pod koniec lat 80. XIX w. pierwotnie była ona otoczona wysokim na prawie 4 m murem obwodowym i fosą, której pozostałości są widoczne do dziś od strony północnej i wschodniej, a której przebieg od strony południowej oraz zachodniej (odcinki zasypane w XIX i na początku XX w.) udało się ustalić podczas badań archeologicznych prowadzonych rokrocznie przy wieży. W sezonach 2010–2011 archeolodzy skoncentrowali się na badaniach we wnętrzu przylegającej do wieży XVIII-wiecznej oficyny dworskiej. To właśnie wykopy w jej południowo-wschodniej części przyniosły odkrycie średniowiecznego muru obwodowego oraz fosy. Należy również wspomnieć, że pierwotnie wieża była zwieńczona krenelażem ("zębami"), którego czytelne ślady są widoczne po dziś dzień w kondygnacji poddasza. Obecnie można w niej również zobaczyć najstarsze w Polsce zachowane stropy drewniane. Ekspertyzy dendrochronologiczne wykazały, że drzewa, z których wykonano belki nad jej parterem i I piętrem ścięto w 1313 r., natomiast te, których użyto do wykonania belek nad II i III piętrem w 1314 r.
Już sama skala i wymiary świadczą o wyjątkowości tego obiektu i wyróżniają go spośród innych tego typu zachowanych na Dolnym Śląsku. Większość dolnośląskich wież mieszkalnych to siedziby rodów rycerskich, młodsze i znacznie mniejsze. Ich wymiary wynoszą zazwyczaj 10x10 m, co najwyżej 11x11m/12x12 m, podczas gdy wieża w Siedlęcinie została wzniesiona na planie zbliżonym do prostokąta o wymiarach 22x15 m, a jeśli dodać kilkunastometrowej wysokości więźbę dachową, jej wysokość wynosi ponad 33,3 m, co czyni ją bez wątpienia największą wieżą mieszkalną na Śląsku i jedną z największych na terenie Europy Środkowej.
Kolejnym elementem stanowiącym o absolutnej wyjątkowości tego miejsca jest jego wyposażenie. Z bogatych niegdyś zapewne wnętrz nie zachowało się zbyt wiele, poza malowidłami. Jednak to właśnie one i ich tematyka – wątek główny zaczerpnięty z tak modnych w owym czasie legend arturiańskich – same w sobie świadczą o wysokiej świadomości fundatora i jego funkcjonowaniu w kręgu zachodnioeuropejskiej kultury dworskiej.
Sir Lancelot z… wieży
Malowidła zdobiące południową ścianę wielkiej sali na drugim piętrze wieży są najstarszymi w dzisiejszych granicach Polski malowidłami ściennymi o tematyce świeckiej i jedynymi na świecie, zachowanymi na miejscu, przedstawiającymi historię sir Lancelota z Jeziora. Jeszcze w XX wieku w północnych Włoszech w wieży Frugarolo w Piemoncie znajdowały się malowidła młodsze o prawie 100 lat od siedlęcińskich, również przedstawiające legendę o Lancelocie, zostały one jednak zdjęte ze ścian wieży i przeniesione do muzeum w Alessandrii koło Turynu. Nie można ich zatem oglądać we wnętrzu średniowiecznego zamku, w którym powstały. Inaczej niż siedlęcińskie, które po dziś dzień można oglądać je w miejscu ich powstania.
Malowidła zostały wykonane techniką "al secco" na pobiale wapiennej i zajmują ponad 32 m kw. powierzchni ściany. Do tej pory historycy sztuki datowali ich powstanie najczęściej na lata 40. XIV w., łącząc fakt ich nieukończenia ze śmiercią fundatora upatrywanego w osobie księcia Henryka. Jednak według ostatnich ustaleń (nadal przyjmując, iż to Henryk był ich fundatorem), na podstawie analizy elementów uzbrojenia i strojów przedstawionych postaci eksperci wysunęli tezę, że malowidła mogły powstać już wcześniej. Mogło to być w drugiej, najpóźniej trzeciej dekadzie XIV wieku, kiedy to fascynacje młodego wówczas księcia ideałami rycerskimi musiała być największa. Na udział w ich wykonaniu nieznanego nam z imienia artysty pochodzącego najprawdopodobniej z terenów północno-wschodniej Szwajcarii wskazują bliskie pod względem prowadzenia narracji i stylu wykonania analogie między nimi a malowidłami zachowanymi w katedrze oraz jednym z domów patrycjatu w Zurychu.
Twórca polichromii mógł przybyć na Śląsk w orszaku żony bratanka księcia Henryka – Agnieszki z Habsburgów. W owym czasie północno-wschodnia Szwajcaria była ważnym i wielkim ośrodkiem kultury, sztuki i poezji dworskiej z centrami w Zurychu i Konstancji. W tych też stronach znajdowały się główne szwajcarskie rezydencje Habsburgów – zamek Habsburg i zamek w Lenzburgu, w którym to księżna Agnieszka miała spędzić część swego dzieciństwa. Jednak jeśli przyjmiemy, że to z nią właśnie przybył twórca siedlęcińskich malowideł, musielibyśmy uznać jednocześnie, że polichromie te powstały dopiero po 1338 roku. Wydaje się natomiast, że związki ze Szwajcarią mogły zaistnieć już wcześniej.
Od późnych lat 80. XIX w., kiedy to zostały odkryte i częściowo odsłonięte przez Wilhelma Klosego, do lat 90. XX w. malowidła pozostawały przedmiotem dociekań ekspertów. Historycy sztuki i literatury średniowiecznej starali się ustalić i odczytać ich treść. Jako pierwszy taką próbę podjął w 1918 r. Paul Knötel, który zinterpretował je jako historię Ywaina, jednego z rycerzy Okrągłego Stołu. W późniejszym czasie zadania z pewnością nie ułatwiały niefortunnie przeprowadzone zabiegi konserwatorów, jak ten w roku 1936, kiedy to Johann Drobek, błędnie interpretując odsłonięte już wówczas w całości malowidła, dokonał przemalowań, zmieniając postaci dam i rycerzy w zakonników. Ostatecznie, w latach 90. XX w., historyk sztuki i wybitny znawca średniowiecznej kultury dworskiej Jacek Witkowski ustalił, że na ścianie ukazane zostały dwa z najważniejszych epizodów z życia sir Lancelota z Jeziora. Dolny pas przedstawia wydarzenia, które dały początek dniom jego chwały i doprowadziły do tego, iż został największym z rycerzem Okrągłego Stołu. Górny zaś prezentuje wydarzenia, które przyczyniły się do jego moralnego upadku. Lancelot, jak wiemy, zapałał wielkim, lecz grzesznym uczuciem do żony króla Artura, swego suwerena. To właśnie przedstawienie wybranki jego serca, królowej Ginewry, w otoczeniu dam dworu przed murami Camelotu otwiera cykl przygód zaprezentowanych w górnym pasie. Przygód, które w ostateczności doprowadziły do zmierzchu i upadku królestwa Artura.
Sceny przedstawiające historię Lancelota w połączeniu z przedstawieniem św. Krzysztofa (jednego z trzech – obok św. Jerzego i św. Marcina z Tours – patrona średniowiecznego rycerstwa) oraz sceną określaną jako „Memento mori” mają wydźwięk symboliczny i moralizatorski. Św. Krzysztof ma przypominać o wierności Chrystusowi, tym samym wierności ideałom wyznawanym przez każdego rycerza chrześcijanina. Lancelot z kolei jest przykładem tego, który zawiódł i zdradził, i z powodu grzesznej miłości do żony swego suwerena wierności owej nie dochował.
W 2006 r. z inicjatywy nowego właściciela wieży, Fundacji "Zamek Chudów", malowidła, które były już w bardzo złym stanie, zostały poddane kompleksowej konserwacji, dzięki czemu nie tylko ocalały, ale udało się również przybliżyć ich chronologię oraz odsłonić niektóre ich partie. Dziś zachwycają kunsztem wykonania oraz bogactwem kolorów. Przyciągając nie tylko historyków sztuki, architektury czy archeologów, ale także turystów i wolontariuszy z Polski i zagranicy.
Archeologia i wolontariat
Do tych ostatnich należy mieszkaniec Orleanu, Tristan Thomas. Planował on spędzić wakacje 2016 w sposób ciekawy i pożyteczny, co oznaczać miało m.in. wolontariat. Kiedy więc nadarzyła się okazja, by pojechać do Polski, na Dolny Śląsk, decyzję podjął niemalże natychmiast. XIV-wieczna wieża mieszkalna w Siedlęcinie została właśnie, jako pierwszy w historii zabytek na ziemiach polskich, zaproszona do współpracy przez francuską organizację REMPART. Wydała się Tristanowi wymarzonym miejscem do realizacji wakacyjnych planów. Przybył do niej na początku sierpnia, w pierwszej grupie wolontariuszy. Ze swym arturiańskim imieniem, w bliskości unikatowych malowideł przedstawiających sir Lancelota z Jeziora, czuł się w Siedlęcinie właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Miał okazję pomóc nie tylko w naprawie fragmentu oblicowania grobli, którą przebiegała średniowieczna droga, ale także w trwających w tym samym czasie badaniach archeologicznych pod patronatem Instytutu Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przy okazji dowiedział się, że pierwsze prace wykopaliskowe przeprowadzono w otoczeniu wieży jeszcze przed wybuchem II wojny światowej, w 1937 r. Zapoznał się również z najnowszą historią odbywających się corocznie badań, które od 2008 r. do tej pory przyniosły wiele nowych i fascynujących informacji. Jednym z najważniejszych odkryć było odsłonięcie reliktów średniowiecznej ściany działowej, ukazującej pierwotny podział wnętrza parteru wieży. Badania prowadzone na zewnątrz pozwoliły ustalić przebieg fosy od strony południowej oraz zachodniej. Odsłonięto również wczesnonowożytny mur oporowy fosy z dwiema masywnymi przyporami i zlokalizowano nowożytny most. Każdy kolejny sezon przynosił nowe odkrycia.
Założenie wykopów w południowo-wschodniej części przylegającej do wieży XVIII-wiecznej oficyny dworskiej zaowocowało odkryciem średniowiecznego muru obwodowego (pierwotnie otaczającego wieżę), średniowiecznej fosy oraz narożnika pierwotnego – prawdopodobnie XVI-wiecznego dworu. Odsłonięto XVII-wieczny kamienny most, który prowadził nad fosą przez sień dworu na wewnętrzny dziedziniec. W 2014 r. otwarto niewielki rezerwat archeologiczny, sukcesywnie wzbogacany o zabytki i plansze informacyjne. Rok później po raz pierwszy zorganizowano Dzień Archeologa, czyli dzień otwarty, w którym to każdy, bez względu na wiek, mógł podpatrzeć archeologów przy pracy, jak również spróbować swych sił, biorąc czynny udział w badaniach bądź ich dokumentowaniu. W czasie 9. sezonu wykopalisk, w 2016 r., w którym miał okazję uczestniczyć i Tristan, rozpoznano oraz odsłonięto części wieży bramnej w średniowiecznym systemie obronnym wieży mieszkalnej.
Liczne zabytki odkryte podczas prac prezentowane są na wystawie archeologicznej (systematycznie rozbudowywanej od 2011 r.) na parterze wieży. Niedawno, w ramach programów Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Polski oraz z inicjatywy powołanego w 2010 r. Stowarzyszenia "Wieża Książęca w Siedlęcinie", ukazała się publikacja podsumowująca wyniki dotychczasowych badań archeologicznych prowadzonych w wieży i jej najbliższym otoczeniu. 10. już sezon wykopalisk, zaplanowany na sierpień 2017 r., przyniesie z pewnością nowe fascynujące odkrycia.