Spektakularny widok nad Polską. "Trzeba być czujnym"
Wyjątkowe zjawisko można było zaobserwować nad Polską w poniedziałek wieczorem. Na niebie pojawił się błękitny wir, a media społecznościowe natychmiast zalały zdjęcia i pytania, o to, co to właściwie było? - Wczorajszy incydent był nadzwyczaj spektakularny, bo wyjątkowo sprzyjały ku warunki obserwacyjne - wyjaśnia Karol Wójcicki w rozmowie z WP.
W poniedziałek 24 marca po godzinie 21 nad Polską można było zaobserwować spektakularny świetlisty, błękitny wir. Wiadomo już, że powstał on w wyniku kontrolowanego zrzutu paliwa ze zbiorników drugiego stopnia Falcona 9, która o godz. 18:48 czasu polskiego wystartowała z kompleksu startowego SLC-40 na Cape Canaveral Space Force Station na Florydzie.
Zjawisko wywołało wyjątkowe poruszenie wśród osób, które tajemniczy wir zobaczyły przypadkowo. W sieci pojawiły się tysiące zdjęć i nagrań uwieczniających ten widok. "Widziałam to z balkonu. Obłęd!"; "Dzwony z pobliskiego kościoła dodały dramaturgii"; "Aż nie wierzyłem" - komentowali internauci, a wielu pytało, co to właściwie było.
Wir powstał w wyniku zrzutu paliwa z rakiety Falcon 9
Karol Wójcicki, popularyzator wiedzy o kosmosie, poinformował na profilu "Z głową w gwiazdach" na Facebooku, że "misja NROL-69 miała na celu umieszczenie na orbicie satelity USA-498, którego dokładne przeznaczenie pozostaje tajne ze względu na wojskowy charakter ładunku. Po zakończeniu fazy wynoszenia, pierwszy stopień rakiety Falcon 9 powrócił na Ziemię, lądując na Landing Zone 1 na Cape Canaveral, co było jego drugim udanym lotem – wcześniej wspierał misję Starlink".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Halo Polacy". Zamieszkał na Filipinach 10 lat temu. "To już nie jest to samo miejsce"
Nietypowe zjawisko w postaci świetlistego kosmicznego wiru było widoczne nad Polską ze względu na trajektorię lotu i nachylenie orbity, wynoszące 51 stopni. Podczas przelotu nad naszym krajem, drugi stopień Falcona 9 dokonał zrzutu paliwa przed planowaną deorbitacją.
Przelot rakiety trwał zaledwie kilka minut. Była ona na dosyć wysokiej orbicie, która krótko po starcie została prawdopodobnie drastycznie zmieniona, co dodatkowo wprowadziło nieco zamieszania wśród osób, które śledziły to zjawisko. W momencie, kiedy rakieta przelatywała nad Polską, mogliśmy obserwować ten charakterystyczny wir.
- Rakieta była widoczna nad sporą częścią Europy, mniej więcej w pasie od Wysp Brytyjskich, przez Francję i Niemcy, aż do Polski. Tam, gdzie była dobra pogoda, obserwatorzy mogli dostrzec na niebie charakterystyczny, świetlisty wir. Warto wspomnieć, że w ubiegłym roku tego typu widok mieliśmy okazję obserwować nad Polską aż trzy razy, choć trzeba przyznać, że wczorajszy incydent był nadzwyczaj spektakularny, bo wyjątkowo sprzyjały mu warunki obserwacyjne - wyjaśnia Karol Wójcicki w rozmowie z WP.
Możemy się spodziewać więcej takich wydarzeń na niebie
Czy w niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się podobnych zdarzeń na niebie? Im więcej startujących rakiet Falcon, które są po starcie deorbitowane, tym więcej szans na tego typu zjawiska. Wymaga to jednak zaistnienia specyficznych okoliczności.
Po pierwsze, jak tłumaczy ekspert, od obserwacji nocnego nieba, do deorbitacji czy zrzutu paliwa musi dojść dokładnie nad naszym zakątkiem świata; po drugie, musi się to wydarzyć w momencie, gdy w danym miejscu panuje noc, a po trzecie, musi to być początek lub koniec nocy, kiedy słońce jest jeszcze w miarę płytko pod horyzontem, dzięki czemu jest w stanie oświetlać chmurę gazów wyrzuconych przez rakietę.
- Spełnienie tych wszystkich warunków nie jest proste. Rakiety latają czasami w różnych kierunkach, czasami do takich sytuacji, jak ta z wczoraj, dochodzi za dnia, kiedy świt jest już wystarczająco jasny i uniemożliwia nam zobaczenie tego. Można się jednak spodziewać, że co jakiś czas tego typu zjawiska będą się na naszym niebie pojawiały. Niestety z uwagi na to, że trwają bardzo krótko, bardzo łatwo je przeoczyć, dlatego trzeba być czujnym - mówi nam autor "Z głową w gwiazdach".
Świetlisty wir na niebie nie stanowi zagrożenia
W ostatnich miesiącach media regularnie donoszą o tym, że nad Polską widoczne są ślady ludzkiej aktywności w kierunku podboju kosmosu. Na terytorium naszego kraju znajdowane są także szczątki rakiet Falcon 9.
- Incydent, do którego doszło w lutym tego roku, gdy szczątki rakiety Falcon 9, jej drugiego stopnia, spadły na Wielkopolskę po nieudanej deorbitacji, był przypadkiem odosobnionym. Tego typu zdarzenie było czymś niepożądanym. Zazwyczaj odbywa się to tak, jak widzieliśmy w poniedziałek 24 marca - wyjaśnia Karol Wójcicki. - Najpierw następuje zrzut paliwa, później włączenie silników i zepchnięcie drugiego stopnia do atmosfery nad oceanem. Tym razem wydarzyło się to nad Oceanem Indyjskim, zaledwie kilka minut po przelocie nad Polską - dodaje.
Widowisko, jakie mogliśmy podziwiać na niebie w poniedziałek 24 marca, było tym, czego zabrakło podczas deorbitacji rakiety w lutym i dokładnie tym, co jest pożądane w tego typu sytuacjach. Wójcicki zapewnia także, że zrzut paliwa nie stanowi dla nas zagrożenia ani nie zanieczyszcza atmosfery.
- Zjawisko było całkowicie pod kontrolą i choć dla niektórych mogło wyglądać groźnie, to w żaden sposób nam nie zagrażało. Pamiętajmy też, że zrzut resztek paliwa odbywa się na wysokości kilkuset kilometrów, dużo, dużo dalej niż jest granica ziemskiej atmosfery, gdzie ten gaz się rozprężył i rozleciał po orbicie i nie dociera do atmosfery, nie mówiąc już o tym, że nie dociera do ziemi. Jest to zatem tylko i wyłącznie zjawisko wizualne i estetyczne - podkreśla popularyzator nauki.