Trwa ładowanie...
d3klblu
29-12-2008 11:15

Stoki i szpitale pełne połamańców

Dla Grupy Krynickiej GOPR niedziela rozpoczęła się alarmem z gór Beskidu Sądeckiego. Około godz. 10 przez telefon komórkowy zgłoszono, że na szlaku górskim od Runka do Wierchomli groźnemu wypadkowi uległ jeden z uczestników narciarskiej wyprawy turystycznej - czytamy w "Gazecie Krakowskiej". Od świątecznego otwarcia tras zjazdowych w stacjach narciarskich Beskidu Sądeckiego praktycznie nie ma dnia bez kilku groźnych wypadków, jakim ulegają miłośnicy białego szaleństwa.

d3klblu
d3klblu

- Mężczyzna w wieku około 70 lat uderzył głową w drzewo. Upadł, stracił przytomność i doznał krwotoku - relacjonuje Jerzy Bugno, ratownik z Grupy Krynickiej GOPR. Najszybciej na miejsce wypadku dotarł skuterem śnieżnym ratownik Maciej Janiszewski. Pospieszyli tam również ratownicy ze stoków w Wierchomli i Szczawniku. Rannego transportowano z gór specjalnymi noszami na płozach, ciągniętymi przez skuter śnieżny. W Szczawniku czekała na niego karetka reanimacyjna. Już około godz. 11 ambulans zabrał ofiarę wypadku do szpitala w Krynicy-Zdroju.

W sobotę dwa poważne wypadki miały miejsce na stokach w Wierchomli. 48-letni krakowianin złamał rękę. Trzeba go było przetransportować do szpitala. Inny, 28-letni narciarz uderzył głową w drzewo. Konieczna był reanimacja nieszczęśnika. Później karetka zabrała go do szpitala w Krynicy- Zdroju.

Według Jerzego Bugno najcięższym i najczęstszym grzechem narciarzy jest wypuszczanie się na trudne stoki bez odpowiedniego przygotowania kondycyjnego. Jednak okazuje się, że za nieszczęśliwe wypadki nie zawsze odpowiadają ludzie - czasami zawodzi technika.

d3klblu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3klblu