To tu mieszka Robert Lewandowski. Wokół ma 650 browarów!
Wybrałem się do Monachium, zrozumieć, co – poza pieniędzmi - ściągnęło Roberta Lewandowskiego do tego klubu i miasta. Czy Lewy ma tu gdzie wyjść i co robić po pracy? Czy w Monachium jest jakieś życie poza stadionem Allianz Arena?
Wnioski na szybko? Monachium jest poukładane i przewidywalne, jak dieta Roberta Lewandowskiego opracowana przez jego żonę Annę. Wszystko jest tu wyliczone, odmierzone i skierowane na sukces. Może i jest nudnawo, ale ten nieskazitelny ład ma swoje plusy.
Pogoda dla bogaczy
Pierwsze wrażenie: Monachium jest przebogate. Widać to na każdym kroku. W słońcu lśnią białe karoserie kabrioletów bmw, czarnych mercedesów i czerwonych audi. Widać to po ciuchach ludzi: drogie koszulki Ralpha Laurena czy Tommy Hilfigera to tu codzienność, nawet jeśli chodzi o studentów na stypendiach.
Ludzie są eleganccy i wystylizowani. Drogie kafejki i restauracje pełne. Kolejki niczym u nas za komuny (ale tu z powodu koronawirusa, bo w sklepie musi być przestrzeń) zawijają się na ulicach do drogich sklepów, jak np. do jubilera Tiffany & Co. Kto ma pieniądze, będzie je miał w Monachium gdzie wydać. Robert z Anią na pewno mają gdzie pójść na shopping.
Sprawdziłem: Monachium jest najbogatszym niemieckim miastem, bijącym na głowę nawet Berlin, o wschodnich landach nie wspominając. Siedziby mają tu m.in. fabryka samochodowa BMW, Siemens i gigant ubezpieczeniowy Allianz. Klub sportowy Bayern Monachium też jest porządną fabryką pieniędzy i marką rozpoznawalną na całym świecie. Sam Lewandowski zarabia tu ok. 15 milionów euro rocznie. Jest co wydawać.
Bawarskie multikulti
Druga charakterystyczna rzecz dla Monachium, to multi-kulti, czyli wielokulturowość, której tak boi się Polska.
Jak podaje portal Deutsche Welle, co czwarty Niemiec ma dziś obce pochodzenie. Tureckie, polskie, rosyjskie, kurdyjskie, serbskie, wietnamskie, itp. To widać na ulicach Monachium, gdzie – w odróżnieniu od większości Polski – mijają cię ludzie o różnym pochodzeniu i różnym kolorze skóry.
Przyjęcie miliona uchodźców przez Angelę Merkel, miało zdaniem polskich publicystów doprowadzić do upadku Niemiec i tamtejszej białej cywilizacji, ale na ulicach zamożnego i świetnie prosperującego Monachium jakoś tego upadku - wieszczonego przez polskich polityków i dziennikarzy - nie widać. Widać za to czystość, porządek i przepych, do którego przyczynili się także mieszkający tu Polacy.
Obecność, w niektórych miejscach, flag LGBT, także nie spowodowała upadku katolicyzmu w Bawarii. To wciąż raczej konserwatywny region Niemiec, gdzie w dniu święta Wniebowstąpienia Marii Panny zamknięte są wszystkie sklepy. Ale widok pary jednopłciowej trzymającej się za ręce nie wzbudza tu popłochu i agresji.
Jeśli więc kiedyś typowy Niemiec kojarzył nam się z piwoszem z fryzurą typu "trwała, krótko z przodu, długo z tyłu i wąsy" (niczym słynny piłkarz Rudi Voller), to teraz nikogo nie dziwią Niemcy mówiący z lekkim polskim czy hinduskim akcentem. Najpopularniejszym raperem jest tu teraz niejaki Apache 207, czyli Volkan Yaman, muzyk tureckiego pochodzenia. Niemcy stały się wielokulturowe, modne i nowoczesne, czego możemy im tylko pozazdrościć.
Sznycel, precel i piwo
Niech jednak nie martwi się ten, komu tęskno do starej bawarskiej tradycji noszenia skórzanych spodni, tzw. lederhosen, picia piwa zagryzanego słonymi preclami (tzw. brezen) i jedzenia tłustego sznycla. Szukający bawarskich tradycji znajdą w Monachium mnóstwo knajp typu bierhalle, gdzie właśnie tak spędza się czas: pijąc lokalne piwa, z paulanerem na czele, i jedząc mięso z knedlami czy kluskami, z dyskretną bawarską muzyką w tle.
Jak podaje portal DW, w Bawarii działa, bagatela, 650 mniejszych i większych browarów. Jest co pić.
Niestety, słynny Oktoberfest został w tym roku odwołany, ale w zastępstwie Monachium pełne jest tradycyjnych piwiarni takich, jak np. obowiązkowa na trasie każdej wycieczki Hofbräuhaus am Platzl w centrum miasta. Kto woli bardziej współczesne rozrywki może na tym samym placu (Platz) iść do Hard Rock Cafe Munich.
Kogo jednak nie stać na drogie restauracje, jak np. Cafe- Bistro Dallmayr, która ma dwie gwiazdki Michelina, ten naje się aż nadto tradycyjnym bratwurstem, czyli kiełbasą w bułce, z musztardą. Te są smażone na każdym kroku i trudno na nie nie trafić.
Andy Warhol przy uniwerku
Obowiązkowo trzeba odwiedzić Marienplatz, główny plac miejski, z zachwycającym neogotyckim Nowym Ratuszem w samym jego centrum. W okolicy głównego placu jest zagłębie innych zabytków (m.in. Rezydencja królów bawarskich, Teatr Narodowy) oraz sklepów i restauracji.
Gdy już wydamy ostatnie, długo oszczędzane euro, warto iść odpocząć na trawie w zielonych ogrodach Englischer Garten, położnych bardzo wygodnie niedaleko od centrum miasta. Zieleń wszak uspokaja i jest kostenlos (darmowa).
Zwiedzanie miasta jest o tyle łatwe, że wszędzie dowiozą nas pociągi U-Bahn albo S-Bahn. Warto odwiedzić okolice stacji metra Universität. Wysiadamy tam w samym centrum kampusu Ludwig-Maximilians-Universität. Wokół mnóstwo egzotycznych knajp tajskich czy wietnamskich, restauracyjek, pizzerii i kebabów. Wszystko na kieszeń studenta, ale niestety tego niemieckiego, czyli nas może lekko zaboleć. Monachium to, powtórzmy, raczej drogie miasto.
W sercu dzielnicy studenckiej stoi Muzeum Brandhorst, chwalące się największą kolekcją dzieł króla Pop Art Andy Warhola w Europie. Rzeczywiście, na kompaktowej wystawie, którą zwiedzicie w godzinę, można zobaczyć kilkadziesiąt jego frapujących prac od lat 60. do 80.
Warto też wybrać się do NS-Dokumentationszentrum. To nowy budynek, stojący na miejscu zburzonej po wojnie siedziby NSDAP z lat 30. Hitler zaczął bowiem swoją drogę do władzy właśnie w Monachium. W tym darmowym muzeum odtworzono jego drogę od lokalnego, mało znanego mówcy w tutejszych bierhalle aż do kanclerza III Rzeszy. Muzeum jest wstrząsające, bo pokazuje krok po kroku, bez pomijania bolesnych dla Niemców wątków, jak mała bawarska partyjka stworzyła z czasem totalitarny, morderczy reżim, odpowiedzialny za śmierć dziesiątek milionów ludzi.
Inne muzea? Dla fanów motoryzacji oczywiście nowoczesne BMW Museum, wygodnie położone w pobliżu wioski olimpijskiej z 1972 roku, gdzie na Olympiastadion polscy piłkarze zdobywali złoto w składzie z Deyną i Lubańskim.
Miejsce pracy Lewandowskiego
Na koniec zostawiłem sobie oczywiście Allianz Arenę, czyli świątynię futbolu. Tu bohaterem jest Polak – Robert Lewandowski. To nim mówią i piszą niemieckie media, a monachijskie dzieciaki chcą grać jak on. Klub jest przedłużeniem miasta i jego bogactwa, a sam stadion zachwyca nowoczesną architekturą. Dla kibiców fussballu odwiedziny na stadionie to pozycja obowiązkowa, bowiem to historia związana z takimi nazwiskami, jak Gerd Muller czy Franz Beckenbauer (ich historie poznacie w klubowym muzeum).
Teraz historię tego klubu i miasta pisze Polak z dziewiątką na plecach.
A jeśli już jesteśmy przy sporcie, to widać, że mieszkańcy Monachium i Bawarii po prostu o siebie dbają: rowery są wszędzobylskie, zarówno w centrum miasta, jak i na przedmieściach, w ślicznych, zadbanych wioseczkach, hofach. Wydaje się, że wszyscy tu albo jeźdżą na rowerach, albo uprawiają jogging, o dziesiątkach zielonych boisk, orlików, dla młodych piłkarzy nie wspominając. Trudno się dziwić, że jest to zdrowe społeczeństwo, a drużyny Bundesligi odnoszą takie sukcesy w Lidze Mistrzów.