Trwa ładowanie...
d24b9fj
02-01-2007 10:07

Troja. Bulwersująca tajemnica skarbu króla Priama

Przez długie lata zagadką skarbu króla Priama było to, gdzie jest on przechowywany. Teraz, otacza go jeszcze jedna tajemnica.

d24b9fj
d24b9fj
(fot. Poznaj Świat)
Źródło: (fot. Poznaj Świat)

Przez długie lata zagadką skarbu króla Priama było to, w jakich muzealnych piwnicach jest on przechowywany. Teraz, gdy po kilku dziesięcioleciach został odnaleziony w Moskwie i jako wielka sensacja jeździ po cały świecie, okazuje się, że – być może – otacza go jeszcze jedna, bardziej bulwersująca tajemnica.

Odnaleziony 30 maja 1873 roku przez Heinricha Schliemanna na wzgórzu Hisarlik w Turcji zbiór trojańskiego złota (sześć koszy przedmiotów wykonanych z przedniej jakości kruszcu!) przez dziesięciolecia przechowywany był w Berlinie, gdzie w ostatnich dniach drugiej wojny światowej w tajemniczych okolicznościach zaginął. Przez lata podejrzewano, że trojańskie złoto – wraz z wieloma innymi wojennymi „zdobyczami” – w pierwszych dniach maja 1945 roku ze stolicy Trzeciej Rzeszy wywieźli Rosjanie. Moskwa jednak długo temu zaprzeczała i zdanie na ten temat zaczęła zmieniać dopiero w epoce głasnosti. W końcu zagadka skarbu Priama została wyjaśniona – wydano oficjalne oświadczenie, z którego wynikało, iż Rosjanie rzeczywiście są w posiadaniu trojańskich kosztowności. W Petersburgu, w Muzeum Puszkina, zorganizowano słynną już dziś wystawę, na której zaprezentowano skarb niewidziany od przeszło pół wieku. Teraz, gdy wystawa ta jeździ po całym świecie (w tej chwili gości w Polsce), okazuje się, iż to, gdzie znajdował się
skarb, wcale niekoniecznie było największym sekretem otaczającym Priamowe precjoza, że – być może – jest jeszcze jedna tajemnica, na dodatek – dużo bardziej bulwersująca.

(fot. Poznaj Świat)
Źródło: (fot. Poznaj Świat)

Falsyfikaty?
Bo – być może – tyle razy opisywany i tak bardzo podziwiany skarb króła Priama jest... sfałszowany! Jeżeli nie cały, to przynajmniej częściowo! Co najbardziej wstrząsające – kto wie, czy oszustwa tego nie dopuścił się sam jego odkrywca, Heinrich Schliemann! Współcześni biografowie odkrywcy wyciągają bowiem na światło dzienne takie szczegóły jego życiorysu, które bardzo poważnie każą powątpiewać w jego naukową uczciwość i prawdomówność.

d24b9fj

W przypadku trojańskiego złota powody do niepokoju pojawiły się w związku z fragmentami niedawno odnalezionej prywatnej korespondencji, którą Schliemann prowadził z jednym ze swych francuskich współpracowników, Pierrem Beaurainem. W liście Schliemanna do niego z 28 czerwca 1873 roku (roku odkrycia skarbu!), pisanym z Aten, a opatrzonym dopiskiem „do rąk własnych!”, czytamy między innymi: „...proszę Pana o informację, czy w Paryżu znajduje się jakiś złotnik, któremu można w pełni zaufać. Tak bardzo, aby powierzyć mu zlecenie wykonania kopii wszystkich znalezionych przedmiotów. Powinny one wyglądać jak starożytne i oczywiście nie mogą nosić żadnych znaków owego złotnika. Poza tym musi on zachować konieczne milczenie i wykonać pracę za możliwie przystępną cenę. Może potrafiłby nawet zrobić srebrną wazę z galwanizowanej miedzi, którą dałoby się następnie pociemnić. Proszę, aby w czasie pertraktacji cały czas mówił Pan o przedmiotach znalezionych w Norwegii i niech Pan, na miłość Boską, nie wymienia słowa Troja”.
I od akapitu: „Powtarzam, złotnik, do którego Pan się zwróci, musi być osobą absolutnie godną bezgranicznego zaufania. (...) Z wyrazami szacunku dla Pana H. Schliemann”.

W dniu 8 lipca 1873 roku Beaurain odpisał Schliemannowi z Paryża: „Myślę, że Pan Froment Meurice, złotnik i jubiler światowej sławy, daje gwarancję i dyskretną pewność, której Pan szuka. Spotkałem się z nim, nie informując szczegółowo o sprawie, a on oznajmił, że jest gotowy skopiować każdy przedmiot za przystępną cenę. (...) ...chcę dodać, że w tak ważnej sprawie w każdym razie lepiej będzie, jeśli Pan przekaże te przedmioty osobiście, kiedy przyjedzie do Paryża. Jakiż by to miało sens, gdybym ja działał z całkowitą dyskrecją i ostrożnością, a następnie w jakiś głupi sposób Pańska tajemnica wyszłaby na jaw. Niewątpliwie pomyślałby Pan, że to ja nie zachowałem należytej ostrożności, a takie podejrzenie byłoby dla mnie bardzo przykre. (...) P. Beaurian”.

Coś jest na rzeczy?
Korespondencja ta daje bardzo wiele do myślenia. Po pierwsze – uderza w niej to, iż list do Beauraina Schliemann opatruje dopiskiem „privee” – „do rąk własnych”, co w jego nadzwyczaj bogatej epistografii jest czymś całkowicie wyjątkowym. Dlaczego Schliemannowi zależało, żeby akurat ten list nie trafił w niepowołane ręce? Dlaczego uznał, że poruszany w nim temat jest aż tak dalece delikatny? Dlaczego aż dwukrotnie podkreśla, iż złotnik musi być osobą dyskretną i godną zaufania?

Po drugie – już wielokrotnie pojawiały się sugestie ekspertów, że zarówno ze skarbem Priama, jak i z później odkrytymi przez Schliemanna kosztownościami z Myken „coś jest nie w porządku”. Krytycy niemieckiego archeologa wielokrotnie twierdzili, iż skarb Priama nigdy nie istniał i w przypadku składających się nań eksponatów chodzi najprawdopodobniej o zbiór rozmaitych przedmiotów wydobywanych i potajemnie gromadzonych w czasie wieloletniej kampanii wykopaliskowej. Co innego bowiem – z propagandowego punktu widzenia – gdy odkrywa się pojedyncze złote przedmioty, a coś całkiem innego, gdy w ręce wpada cały wielki skarb.

d24b9fj

Korespondencja między Schliemannem i Beaurainem z przełomu czerwca i lipca 1837 roku ten ostatni problem stawia w jeszcze innym świetle. Warto przypomnieć, że wykopaliskowy wspólnik Schliemanna z Troi, Frank Calvert, na łamach „Levant Herald” już kilkadziesiąt lat temu wysunął twierdzenie, że „Schliemann znalazł wprawdzie na wzgórzu Hisarlik wiele klejnotów, ale misy, dzbany i kubki ze szczerego złota kazał wykonać (...) złotnikowi”. Calvert co prawda nie przedstawił wtedy żadnych dowodów na poparcie tych rewelacji, lecz czy zacytowany przed chwilą list nie powinien stanowić wystarczającego impulsu do ich poszukiwania? Czy fakt, iż kopiąc dalej w Troi, w 1878 roku Schliemann natrafił tam na następne złote kolczyki, ale dziwnym trafem nie odnalazł już żadnych złotych naczyń, nie powinien stanowić jeszcze większej zachęty do ich podjęcia?

Schliemann ostatecznie nie skorzystał z usług jubilera Emile’a Froment-Meurive’a, polecanego mu przez Pierre’a Beauraina. Sam w sobie fakt ten jednak niczego nie dowodzi. Bo – zakładając, iż istniał jakiś sekretny plan – czyż w Grecji nie można było znaleźć równie sprawnych i dyskretnych złotników, omijając jednocześnie w ten sposób niebezpieczeństwo odnalezienia precjozów w czasie przewożenia ich przez granicę?

Oczywiście nie można wykluczyć, iż posługując się kopiami odnalezionych złotych przedmiotów, Schliemann pragnął przechytrzyć władze tureckie, tak niechętnym okiem patrzące na to, iż wywozi on z kraju oryginalne znaleziska. Ale z drugiej strony jego biografowie coraz powszechniej przyznają, iż ten najsłynniejszy archeolog XIX stulecia i „ojciec współczesnej archeologii” był nieposkromionym mitomanem, dla którego liczyły się przede wszystkim jego własne ego i światowa sława, natomiast naukowa rzetelność była czymś, co miało co najwyżej drugorzędne znaczenie.

d24b9fj

„Był to skomplikowany charakter – czytamy w jednym z opracowań – brak mu było prostolinijności i wewnętrznego porządku. Głównym tworzywem jego biografii była nienawiść, bezradność, wściekłość i fantazja. W zachowaniu Schliemanna dostrzegało się wiele działań zastępczych i sublimacji”.

Skarb jak... Atlantyda?
Sprawa ewentualnego sfałszowania skarbu Priama do tak nakreślonego wizerunku psychologicznego na pewno mogłaby pasować. Kto wie, czy przypuszczenia Calverta, nabierające nowych barw w kontekście ujawnionej korespondencji z roku 1873, nie należałoby rozpatrywać w jeszcze szerszym planie? Mało kto dziś pamięta, iż Schliemann pozostawił po sobie tajemniczy testament, w którym stwierdził, iż znalazł niezaprzeczalne dowody na istnienie Atlantydy. Sprawa ta, swego czasu szeroko opisywana w prasie amerykańskiej (znacznie mniej bezkrytycznie nastawionej do Schliemanna niż zafascynowane nim gazety europejskie), po bliższym przyjrzeniu okazała się kompletnym humbugiem.

Czy podobnie jest z trojańskim złotem króla Priama?
Być może odpowiedź na to pytanie będzie można odnaleźć w przyszłości w liczącej ponad 80 tysięcy listów korespondencji Schliemanna. Do tej pory poznano ją mniej niż fragmentarycznie. Dodatkowym utrudnieniem przy analizie tej ogromnej spuścizny spoczywającej w Gennadios Library w American School of Classical Studies jest to, iż pisana była ona w dwunastu różnych językach, jako że Schliemann był niezrównanym poliglotą. Jest to jeden z nielicznych faktów, które w jego zagmatwanym i coraz bardziej wieloznacznym życiorysie nadal przez nikogo nie są kwestionowane.

_ Źródło: Roman Warszewski / Poznaj Świat _

d24b9fj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d24b9fj