Ukraina. Bieszczady z drugiej strony
Wyprawa samochodem terenowym na Ukrainę jest szansą na spotkania ze wspaniałą przyrodą. Od otwartych bieszczadzkich połonin po mroczne lasy, w których trudno wypatrzeć ślad zarośniętej drogi.
[
]( \"http://www.poznajswiat.com.pl\" )
Ukraina jest tuż po powodzi i przez Stryj samochodem przejechać się nie da. Pozostaje nam przeprawa mostem linowym. Jego deski trzeszczą, a drzazgi osypują się wprost w nurt. Jedziemy powoli i ostrożnie, tak aby nie rozbujać konstrukcji, która w każdej chwili może runąć do rzeki.
Ziemia aż paruje od wilgoci, a spalono też stogi siana przemoczonego kilkudniowym deszczem i powodzią. W powietrzu unosi się gęsta mgła przemieszana z duszącym białym dymem. Ta półprzezroczysta kurtyna odsłania fantastyczne widoki: drewniane bojkowskie chaty kryte strzechą, konie i krowy, które pojawiają się nagle nie wiadomo skąd i wędrują nie wiadomo dokąd. Zza mlecznej kotary oglądam złote kopuły starych cerkwi. Ściany świątyń „ozdobiono” białym sidingiem z plastiku. Co chwila pojawia się też Pikuj, najwyższy szczyt Bieszczadów, cel naszej wyprawy.
Wieś widmo
Prowadzi nas droga dziurawa jak szwajcarski ser. Ksiądz Michał mówi, że zawieszenia aut poruszających tutaj wytrzymują rok. Kapłan pełni posługę we wsi widmo. Dowhehurskie nie widnieje na mapach, choć ma 700 mieszkańców, dwie cerkwie i sklep. Od 1979 do 2006 r. osada formalnie nie istniała. Miała zostać zalana przez Karpackie Morze, czyli sztuczny zbiornik na Stryju. Przez rok budowniczowie wielkiej tamy wlewali tony betonu w nadrzeczne skarpy, by w końcu dojść do wniosku, że grunt się osuwa, a zapora po wypełnieniu zbiornika wodą runie. Budowę w końcu zatrzymano i porzucono.
Objawienie w Lawirowie
Na moście mijamy Antona. Uciekł tu ze Lwowa przed złem współczesnego świata. Teraz chroni przed nim córkę. – Sam się zajmę jej wykształceniem – przekonuje, zerkając znad sztalugi z górskim widokiem. Jego zdaniem powódź to kara za grzechy i pijaństwo. Matka Boska, która pojawiła się lawirowskim monastyrze także wzywała ludzi do opamiętania i ostrzegała przed żywiołem.
Byliśmy tam kilka dni temu. Obok drzewa stała ikona, do której modliło się kilka kobiet. Zapytałem o objawienie. – Nie, ja Mateńki nie widziała. Ale była tu, była. Przy tym drzewie i spacerowała po ogrodzie. Ludzie ją widzieli. Mówiła, że klęska będzie i się potem deszcze rozpadały.
Burza na Ostrej
Libuchora to istny skansen z drewnianymi chyżami o słomianych dachach. Domy odgradzają od błota drogi płoty wyplecione z patyków. Korzystając ze słonecznego poranka, gospodynie robią w strumieniu pranie.
Droga na Pikuj
Gdy mijamy wieś, nadciąga burza, która zamienia drogę w błotnistą maź. Po kilku godzinach docieramy na przełęcz Ruski Szlak (1200 m n.p.m.). Pasie się tutaj kilkanaście koni, w dół zjeżdżają wozy drabiniaste, a obok schodzą ludzie z wiadrami jagód. Ostrzegają nas przed kolejną burzą. – Na Pikuj nie dojedziecie – wyrokuje właściciel wozu ciągniętego przez wychudzonego konika. Moim zaprzęgiem może byście dojechali. Jak chcecie, to się z wami zamienię.
– Dojedziemy, ale możemy się zamienić, jak do wozu dorzucisz dwa psy i kobietę – żartujemy. Mimo ostrzeżeń miejscowych wyruszamy dalej. Na szczęście burza zatrzymuje się na pobliskiej Ostrej, którą oddziela od Pikuja głęboka dolina. Odszukujemy pozostałości drogi zwózkowej. Tutaj szlak wyglądajak wąska ścieżyna, a droga niknie w wysokiej trawie.
Jedziemy powoli, podskakując na kępach traw. Zapadamy się w jakieś jamy i obijamy o głazy na zboczach. Na szczyt docieramy późnym popołudniem. Pojawia się słońce i doskonale widać piękną panoramę z Czarnohorą i Gorganmi. Tam właśnie pojedziemy następnym razem.
_ Tekst i zdjęcia: Marek Waśkiel Źródło: Poznaj Świat _