Wpadła na niezwykły pomysł. "Myślę, kto w nie pukał z nadzieją, kto trzaskał zdenerwowany"

Niewielka wieś Skierdy na Mazowszu zasłynęła w ostatnim czasie za sprawą niezwykłego, kolorowego płotu, który stanął kilka lat temu wokół jednej z posesji. Płot jest nietuzinkowy, bowiem składa się z blisko setki różnego rodzaju drzwi połączonych ze sobą i pomalowanych na rozmaite kolory.

Olga Dyżakowska jest właścicielką najbardziej kolorowego płotu
Olga Dyżakowska jest właścicielką najbardziej kolorowego płotu
Źródło zdjęć: © WP
Katarzyna Wośko

Postanowiłam odwiedzić to miejsce pomiędzy Nowym Dworem Mazowieckim a Jabłonną, aby zobaczyć kolorowy płot na własne oczy. Przy okazji udało mi się porozmawiać z właścicielką posesji oraz pomysłodawczynią niezwykłego ogrodzenia Olgą Dyżakowską.

Moja rozmówczyni poza tym, że posiada najbardziej kolorowy płot w kraju, jest też właścicielką firmy produkującej specjalistyczne rowery dla osób z niepełnosprawnościami, tworzy nietuzinkowe rzeczy z włókna węglowego, a także jest działaczką społeczną i inicjatorką spotkań z sztuką. A poza tym wielką miłośniczką dogów niemieckich.

Katarzyna Wośko: Skąd pomysł na takie oryginalne ogrodzenie?

Olga Dyżakowska: Gdy kupiliśmy dom w Skierdach, jego ogrodzenie było w nie najlepszym stanie, próchniało. Dodatkowo było niskie, a ja miałam trzy dogi niemieckie. Nie chciałam, żeby któryś przeskoczył przez płot. Ale ostateczną decyzję o tym, że muszę zmienić ogrodzenie "wymusił" mój sąsiad, który wjechał mi samochodem i skasował trzy przęsła starego płotu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Takiego płotu nigdy nie widzieliście. Konie, wieloryby i lwy to nie wszystko

Wiadomo już było, że trzeba go zmienić. Zaczęłam szukać i zastanawiać się, co mogę zrobić. Na początku pomyślałam, że zrobię zwyczajne ogrodzenie, jakieś takie proste, klasyczne, skromne. Zadzwoniłam do ekipy, która się tym zajmuje i panowie mi to wycenili na 80 tys. zł, więc doszłam do wniosku, że to jednak są duże, żeby nie powiedzieć ogromne pieniądze i zaczęłam myśleć, co można by było zrobić.

A produkujemy na terenie tej posesji bardzo dziwne konstrukcje, najczęściej rowery z myślą o osobach niepełnosprawnych. Chciałam najpierw, bo mamy takie możliwości, wyspawać ogrodzenie z różnych części rowerowych. Ale później doszłam do wniosku, że po pierwsze tych części potrzebuję gigantyczną ilość, a po drugie mogłoby to być niebezpieczne dla moich psów, gdyby któryś próbował przełożyć przez dziurę pysk czy łapę. No i byłoby to bardzo czasochłonne.

Siedziałam więc i myślałam, co by tu innego fajnego zrobić i przyszły mi do głowy te drzwi. Zadzwoniłam do dziewczyn z firmy Wyciąg z kąta - do Anieli i do Romy, bo im nie bałam się powiedzieć, że mam taki dziwny pomysł (Wyciąg z kąta to firma, która zajmuje się tworzeniem nietuzinkowych aranżacji wnętrz i nie tylko - dop. red.). Dziewczyny bardzo entuzjastycznie zareagowały na moją koncepcję, wręcz nieparlamentarnymi słowami, były pełne energii i radości. No i w sumie w półtora miesiąca udało nam się zgromadzić 102 drzwi.

Ewa Dyżakowska z jednym ze swoich dogów. Bera została adoptowana ze stowarzyszenia Dogi Adopcje
Ewa Dyżakowska z jednym ze swoich dogów. Bera została adoptowana ze stowarzyszenia Dogi Adopcje© Archiwum prywatne

Ale skąd je brałyście? To było tak, że jeździłyście po okolicznych miejscowościach i szukałyście, czy gdzieś są wystawione?

Dziewczyny, które prowadzą Wyciąg z kąta mieszkają na południu Polski, w Nysie. Po pierwsze kilkoro drzwi miały u siebie w garażu. Po drugie od razu zaczęły jeździć, bo kojarzyły, gdzie są jakieś przebudowy, wyburzanie budynków. Później zaczęłyśmy też szukać na olx-ach, allegrach, jakichś targach ze starociami.

A w tej chwili to jestem w takiej sytuacji, że moi sąsiedzi, którzy akurat robili jakiś remont, przywożą i stawiają mi pod ogrodzeniem za darmo swoje drzwi. Tak że mam zapasowe w razie czego.

Przyglądałam się tym drzwiom i wydaje mi się, że one tylko z pozoru wyglądają na takie po prostu wyjęte z domu i wstawione w ogrodzenie. Są dość starannie, mam wrażenie, pomalowane według jakiegoś pomysłu, klucza. To także robota dziewczyn z Wyciąg z kąta?

Pierwotnie dziewczyny pomalowały te drzwi. Natomiast warunki atmosferyczne, śnieg i deszcze oraz słońce robią swoje. Więc tak naprawdę co jakiś czas ja plus ktoś tam z przyjaciół czy znajomych robimy akcję i odnawiamy te, które są w najgorszym stanie. Więc ten projekt ewoluuje. Kolorystyka i wygląd ogrodzenia ciągle się zmieniają.

Drzwi to zawsze jakaś historia. Jak pani do nich podchodzi pod względem emocjonalnym? Wyobraża sobie pani jakieś wydarzenia z nimi związane?

Nie ukrywam, że czasami się zastanawiam - patrząc na jedne czy drugie drzwi - kto delikatnie w nie pukał z jakąś nadzieją, kto trzaskał zdenerwowany, a kto wstawiał je, budując nowy dom z wiarą w szczęśliwe życie z rodziną. Siłą rzeczy takie myśli przychodzą do głowy. Drzwi to jest zawsze kawałek czyjegoś życia, to jest jakaś historia osoby albo rodziny.

  • Na wielu drzwiach znajdują się oryginalne kołatki
  • Na wielu drzwiach znajdują się oryginalne kołatki
  • Na wielu drzwiach znajdują się oryginalne kołatki
  • Na wielu drzwiach znajdują się oryginalne kołatki
[1/4] Na wielu drzwiach znajdują się oryginalne kołatkiŹródło zdjęć: © WP | Katarzyna Wośko

Przeliczyła pani kiedyś dokładnie, ile tych drzwi aktualnie jest zainstalowanych? Bo ja naliczyłam 95, ale są też pomiędzy nimi ozdobne płyty, więc nie mam pewności, czy moje obliczenia są prawidłowe.

No coś około 100, ale w sumie tak dokładnie to nie policzyłam.

Oglądając płot, zaglądałam troszkę przez szpary w niektórych drzwiach na waszą posesję i widziałam, że płot z drzwi to niejedyny oryginalny element na waszym podwórku i w zabudowaniach. Na tym terenie, który jest ogrodzony, mieszkacie czy prowadzicie tam działalność gospodarczą?

Mieszkamy, prowadzimy działalność, mamy pracownię, jest tu też dom gościnny. My na co dzień projektujemy i wykonujemy różne rzeczy z włókien węglowych, aluminium i stali. Przede wszystkim są to wysoko specjalistyczne rowery (wyczynowe, rehabilitacyjne czy rekreacyjne) projektowane na indywidualne zamówienia konkretnych osób z różnymi niepełnosprawnościami.

Jeżeli projektujemy taki rower dla osoby, która ma np. niewładne nogi, to konstrukcja urządzenia jest anatomicznym odbiciem ciała. Dlaczego o tym mówię? Bo tutaj przejeżdżają ludzie z całego świata. Są przez cztery-pięć dni i my krok po kroku robimy dla nich odlew. Te osoby muszą gdzieś mieszkać, więc organizujemy to tak, żeby miały gdzie się zatrzymać. Ludzie są zadowoleni, że w takich domowych warunkach mieszkają, staramy się robić jakieś polskie posiłki, żeby ich do Polski trochę zachęcić, pokazujemy albumy z Krakowem, Gdańskiem, z różnymi miejscami w naszym kraju...

Poza rowerami robimy różne inne rzeczy - sprzęt do zjeżdżania na nartach dla niepełnosprawnych, jakieś najprzeróżniejsze fragmenty samochodów, ale zdarza nam się robić też biżuterię, świeczniki, specjalne wytrzymałe walizki na sprzęt fotograficzny, miewamy też top secret zlecenia od wojska.

Ja czasem biorę takie nietypowe zamówienia, żeby odświeżyć trochę klimat i sprowokować moich pracowników do szukania nowych pomysłów oraz rozwiązań, bo to są nietuzinkowi ludzie, artyści, więc nie nadają się do tego, żeby non stop klepać dokładnie to samo. Nowe projekty to zawsze jest wyzwanie i coś ciekawego się dzieje.

  • Każde drzwi to czyjaś historia...
  • Każde drzwi to czyjaś historia...
[1/2] Każde drzwi to czyjaś historia...Źródło zdjęć: © WP | Katarzyna Wośko

Pani pochodzi stąd czy jest mieszkanką Skierd z wyboru?

Pochodzę z Łodzi i część mojej załogi też. Jestem jak najbardziej napływowa, aczkolwiek Skierdy znam bardzo dobrze od dawna, bo hodowczyni moich dogów i jednocześnie moja przyjaciółka mieszka tu, od kiedy pamiętam. Bardzo często do niej przyjeżdżałam, więc znałam tę okolicę.

Natomiast w czasie, kiedy się zdecydowałam na ten dom, to był dość trudny moment w moim życiu, bo zmarła moja mama, a osoba, od której wynajmowałam lokal na firmę, robiła nam straszne trudności. To był jakiś koszmar: wyłączała nam prąd, światło, wchodziła bez pozwolenia itd. Zdesperowana zaczęłam szukać nowego miejsca. Najpierw zapytałam bank, czy dostanę kredyt, a później zaczęłam się rozglądać. To był pierwszy dom, który zobaczyłam i zdecydowałam się od razu, bo bardzo mi się spodobał.

No przyznaję, że położony jest uroczo, od razu się czuje, że to przyjazne miejsce. A jak was przyjęli mieszkańcy, kiedy się tu wprowadziliście?

Oj, przyjęcie sąsiadami to w ogóle była zabawna historia. Kiedy kupiliśmy dom, zadzwoniła moja znajoma, która z kolei trzyma się z grupą osób, które zajmują naturalnymi metodami leczenia, niektóre z nich są buddystami, niektóre odprawiają rożne rytuały. No i ta znajoma mówi, że mieli powitać tutaj w okolicy wiosnę, ale się okazało, że miejscówka, gdzie mieli pojechać, niestety nie wypaliła i czy ewentualnie ja czegoś nie znam.

Ja mówię: słuchaj, no właśnie kupiłam dom, od dwóch tygodni go mam, ale tu nic nie jest jeszcze ogarnięte. Oczywiście ognisko można rozpalić w ogrodzie, nie ma problemu, więc jeśli chcecie, przyjeżdżajcie.

No i przyjechali. Ja tak nieświadomie trochę do tego podeszłam, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać. Ostatecznie przyjechało mi tu całe mnóstwo jakichś szamanów poprzebieranych w różne dziwne ubrania, z fletami, bębnami i wszystkim, czym się da.

Bardzo pozytywni ludzie, bardzo sympatyczni. Biegali po moim ogrodzie i witali boga wiosny, grając na tych instrumentach, bębniąc... Widziałam wtedy tych moich nowych sąsiadów, którzy siedzieli w oknach i z przerażeniem obserwowali, że jacyś dziwni ludzie się pojawili, biegali w jakichś szatach, grali i kłaniali się czemuś. Rozumiem, że mieli prawo być wtedy przerażeni. Ale teraz to już się przyzwyczaili do różnych rzeczy, które dzieją się w moim domu.

Czyli cały czas się dzieją ciekawe rzeczy?

Zdarzyło nam się kiedyś, że zrobiliśmy taką nieoczekiwanie dużą imprezę na żywo z muzyką. A było to tak: kiedy nasze dzieci były małe, to ciągle przyjeżdżał do nas zaprzyjaźniony Święty Mikołaj, który jest muzykiem.

No i któregoś razu mu mówię: wiesz co, dzieci już urosły, już w tego Świętego Mikołaja tak umiarkowanie wierzą, to może byście normalnie przyjechali i byśmy sobie jakiś koncert na żywo zrobili w ogrodzie. No i oni faktycznie przyjechali. Wyobrażałam sobie, że pogramy wspólnie z przyjaciółmi, pośpiewamy. Ale oni przywieźli jakieś wzmacniacze, pianino, perkusję i jak to uruchomili, to tak w promieniu pięciu km wszyscy słyszeli. Więc ludzie zaczęli przychodzić. W pewnym momencie miałam ponad 100 osób w ogrodzie.

Turyści chętnie fotografują kolorowe ogrodzenie w Skierdach
Turyści chętnie fotografują kolorowe ogrodzenie w Skierdach© WP

My troszeczkę błądziliśmy zanim dotarliśmy do was, ale jak zapytaliśmy o kolorowe drzwi, reakcja mieszkańców była sympatyczna, od razu nas pokierowali.

Chyba się przyzwyczaili. Więc mówią o nas: ci z kolorowym ogrodzeniem i z psami, co robią dziwne imprezy.

Chociaż Skierdy to nieduża miejscowość, to nudy u was nie ma?

Jest tu świetne towarzystwo, wielu nietuzinkowych ludzi. Jednym z moich sąsiadów jest Jarek Dobrzyński, kompozytor znany m.in. z piosenki "Byłaś Serca biciem" wykonywanej kiedyś przez Andrzeja Zauchę. Niedaleko mieszka Lora Szafran, mamy tu też aktora Roberta Tonderę. W ogóle jest tu też dużo bardzo fajnych inicjatyw: Jeżurkowo, które ratuje dzikie zwierzęta, najlepsza hodowla dogów niemieckich w Polsce, jest palarnia kawy, której właściciel jeździ po całym świecie, sprawdza różne plantacje, czy są ekologiczne i czy dba się w nich o pracowników i jeśli tak, ściąga kawę tutaj i ją wypala - człowiek zaangażowany naprawdę na maksa.

Jest tu też organizacja historyczna, która zajmuje się przeszłością mennonitów - dawnych osadników holenderskich, którzy odwadniali przed laty te tereny. Jest też historyczny cmentarz. I to wszystko w tych w tych niepozornych Skierdach. Zaskakująco duży potencjał w bardzo małym w sumie miejscu, bo tu nie ma ani wielu mieszkańców, ani powierzchnia nie jest specjalnie duża.

Źródło artykułu:WP Turystyka
mazowszepłotogrodzenie domu

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)