Wskoczył do słynnej fontanny. Wysoki mandat to niejedyna kara
W Rzymie doszło do nietypowego incydentu. Turysta z Nowej Zelandii wyrwał się policji, po czym wskoczył do słynnej fontanny di Trevi. Mężczyzna z pewnością na długo zapamięta ten dzień, bowiem kara była bardzo dotkliwa.
Jak podaje "Independent", mężczyzna, będący w towarzystwie dwóch innych osób, przez swoje zachowanie zwrócił uwagę policji. Funkcjonariusze chcieli zająć się turystą z Nowej Zelandii, ale ten uciekł im i wskoczył do basenu zabytkowej fontanny.
Szokujące zachowanie turysty w Rzymie
Podczas gdy trójka turystów była eskortowana z Piazza di Trevi, 30-letni mężczyzna, pochodzący z Nowej Zelandii, wyrwał się i wskoczył do wody. "Sezon nieodpowiedniego zachowania turystów rozpoczął się w tym roku w Rzymie wcześniej niż zwykle. Troje podróżnych z Nowej Zelandii wpadło w kłopoty na długo, zanim za ich działania można obwinić grzejące, letnie słońce" - podała stacja CNN. Rzymska policja potwierdziła, że przyczyną takiego zachowania z pewnością był alkohol.
Skaczący do fontanny turysta został ukarany grzywną w wysokości 500 euro (ponad 2 tys. zł). To jednak niejedyna kara. Mężczyzna otrzymał również dożywotni zakaz odwiedzania tego włoskiego zabytku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Raj dla fanów pysznego jedzenia. Europejski region kusi kuchnią
Nowe zasady w Rzymie
W grudniu 2023 r. burmistrz Rzymu, Roberto Gualtieri, wprowadził nowy system, aby ograniczyć tłumy wokół fontanny di Trevi do maksymalnie 400 osób. Zmiany zaczęły obowiązywać, kiedy zakończył się trwający ok. trzech miesięcy remont zabytku.
Limit obowiązuje w godzinach od 9 do 21, z wyjątkiem poniedziałków i piątków. W te dni ograniczenie wchodzi w życie od godziny 11 ze względu na konieczność zebrania monet wrzucanych przez turystów. Środki te tradycyjnie przekazywane są organizacji Caritas.
Burmistrz Gualtieri poinformował, że na razie nie planuje się wprowadzenia opłaty za wstęp, choć nie wykluczył takiej możliwości w przyszłości. Dodał również, że kwestia utrzymania limitu 400 osób będzie poddawana dalszej ocenie, w zależności od sytuacji.
Źródło: CNN/Independent