Trwa ładowanie...
27-04-2016 10:43

Zwierzęta w służbie przemysłu turystycznego

Słonica Sambo, która od 15 lat obwoziła na swoim grzbiecie turystów po świątyni Angkor Wat, padła z wycieńczenia. Jak poinformował Oan Kiri, manager w Angkor Elephant Company, będącej właścicielem zwierzęcia, po wstępnych oględzinach weterynarz stwierdził, że bezpośrednią przyczyną śmierci był atak serca spowodowany przegrzaniem.

Zwierzęta w służbie przemysłu turystycznegoŹródło: Facebook/Yem Senok
d3zf4rg
d3zf4rg

Słonica Sambo, która od 15 lat obwoziła na swoim grzbiecie turystów po świątyni Angkor Wat, padła z wycieńczenia. Jak poinformował Oan Kiri, manager w Angkor Elephant Company, firmie będącej właścicielem zwierzęcia, po wstępnych oględzinach weterynarz stwierdził, że bezpośrednią przyczyną śmierci był atak serca spowodowany przegrzaniem. Ten tragiczny wypadek po raz kolejny dowodzi, że zwierzęta "pracujące" w przemyśle turystycznym są często poddawane nieludzkiemu traktowaniu i spędzają życie w ciągłym cierpieniu.

Angkor to jeden ze skarbów światowego dziedzictwa. Największa i najważniejsza świątynia kambodżańskiego kompleksu, odwiedzanego rokrocznie przez ponad dwa miliony turystów, to Angkor Wat. Jedną z możliwości zwiedzania tej rozległej atrakcji, umiejscowionej na ponad 2 km kw. powierzchni, jest podróż na grzbiecie słonia. Turyści, wybierając tę formę poznawania świątyni, często nie zdają sobie sprawy, że zwierzę cierpi, nierzadko pracując wiele godzin w wysokich temperaturach (gdy Sambo padła, termometry wskazywały ponad 40 st. C), przy bezwietrznej pogodzie, bez dostępu do wody.

Słonie wożące turystów po Angkor Wat, fot. SIHASAKPRACHUM / Shutterstock.com

d3zf4rg

Angkor Elephant Company posiada jeszcze 13 zwierząt - jest to największe w Kambodży skupisko słoni żyjących w niewoli. Pracują one wciąż we wspomnianych wcześniej trudnych warunkach, spełniając marzenia odwiedzających o "przejażdżce na największym zwierzęciu na ziemi".

Słonie - malarze, piłkarze czy kuglarze?
Jednak Angkor to tylko przykład miejsca, w którym zwierzęta są wykorzystywane ku uciesze turystów. W wielu azjatyckich krajach można znaleźć atrakcje nazywane *Elephant Camps *(ang. obozy dla słoni), w których te gigantyczne ssaki malują, pokazują sztuczki czy grają w piłkę. Nie trudno sobie wyobrazić, że aby wytresować je do wykonywania takich "sztuczek", muszą być poddawane cierpieniom podczas treningów. Dane pokazują, że morderczą tresurę, którą rozpoczyna się na słoniątkach odebranych matkom, przeżywa mniej niż 50 proc. zwierząt.

- Niestety, każdy słoń, który pracuje przy turystach jest lub był katowany. Łamanie charakteru zwierzęcia ma miejsce zaraz po urodzeniu, w pierwszych dwóch latach jego życia - przy użyciu prądu, ognia, strachu i bólu. Możliwe, że teraz jest już tylko głaskany i myty, nikt mu bólu nie zadaje, ale to tylko dlatego, że zadano mu go wcześniej wystarczająco dużo. Popyt na takie usługi turystyczne dodatkowo oznacza, że gdy ten konkretny słoń przejdzie na emeryturę, właściciel kupi następnego, którego też trzeba będzie złamać - opowiada dziennikarz i podróżnik Tomek Michniewicz.

Delfiny - inteligencja zamknięta w klatce
Kolejnym przykładem miejsc, w których na pozór nieszkodliwa rozrywka niesie za sobą cierpienie zwierząt, są delfinaria. Za sprawą wielu filmów familijnych i szerokiej kampanii marketingowej, baseny, w których delfiny wykonują "sztuczki", są jedną z najbardziej pożądanych atrakcji. Jednak również w tym przypadku nic nie jest tak różowe, jak mogłoby się wydawać.

d3zf4rg

Głównym argumentem za trzymaniem delfinów w niewoli jest to, że terapie z wykorzystaniem tych zwierząt przynoszą świetne efekty. Jednak, jak w 2007 r. dowiódł David Nathanson, jeden z czołowych praktyków i autorytetów w dziedzinie delfinoterapii, "nie ma żadnych znaczących różnic pomiędzy wykorzystaniem żywych delfinów i wykorzystaniem sztucznego delfina – TAD". Badania wskazują także, że rehabilitacja z wykorzystaniem innych zwierząt, takich jak psy czy konie, przynosi podobne efekty. Natomiast żaden z ośrodków delfinoterapii nie skupia się jedynie na tej działalności - w każdym z nich prowadzone są również *pokazy dla publiczności, na których właściciele zarabiają krocie *(bilet wstępu, w zależności od kraju, kosztuje od 100 dolarów amerykańskich wzwyż).

Tragiczna prawda jest taka, że dla delfinów, również tych urodzonych w niewoli, życie w basenie powoduje bardzo duży dyskomfort i stres. To jedne z najinteligentniejszych stworzeń na ziemi - ich mózg jest tak rozwinięty, że potrzebuje bodźców i bogatego życia społecznego. Delfin jest zwierzęciem akustycznym i kontaktuje się ze światem głównie poprzez dźwięki, słuch i echolokację, a do tego cała jego budowa przystosowana jest do pokonywania codziennie dużych dystansów. Wszystko to sprawia, że - nieważne, czy urodził się w niewoli czy nie - życie w "klatce" uniemożliwia zaspokojenie jakiejkolwiek z jego podstawowych potrzeb. Prowadzi to do chorób, również somatycznych i psychicznych.

d3zf4rg

Uwolnić orkę - gigant w niewoli
W niektórych delfinariach i parkach morskich można także spotkać orki oceaniczne, większe kuzynki delfinów. Osiągają one od 6 do 10 m długości i mogą ważyć od 2,5 do nawet 9 ton. Szacuje się, że w niewoli żyje ok. 200 osobników. Są one bardzo społecznymi stworzeniami. W naturze bytują w grupach 5-40 osobników. Również im mały basen nie jest w stanie zastąpić naturalnego środowiska - uniemożliwia zarówno swobodne pływanie, jak i przebywanie w większym stadzie. Większość orek żyjących w niewoli cierpi na różnego rodzaju choroby, ma skrzywioną płetwę grzbietową, można u nich zaobserwować ciągłe klapanie tylną płetwą o powierzchnię wody, co oznacza duże niezadowolenie. Zamknięcie wpływa też na stan psychiczny zwierząt. Na wolności nigdy nie atakują one ludzi, natomiast zdarzały się udokumentowane przypadki, w których orka celowo atakowała swojego trenera podczas wspólnych ćwiczeń.

Tiger Temple Sanctuary - selfie z tygrysem
W Tajlandii, w Kanchanaburi - ok. 200 km na zachód od Bangkoku, jedną z atrakcji turystycznych jest słynna już na cały świat Tiger Temple. Dociera tu czasami 1000 osób dziennie. Po co? Ta świątynia to jedno z nielicznych miejsc na ziemi, gdzie można stanąć oko w oko z tygrysem. Ba, można go nawet dotknąć, pogłaskać, przytulić - no i oczywiście pstryknąć sobie fotkę w towarzystwie dzikiego kocura. Jednak również tu za słodkim obrazkiem kryje się okrucieństwo człowieka wobec zwierząt. Więcej na ten temat znajdziecie w materiale Marty Legieć: Farmy dzikich zwierząt

Urszula Drukort-Matiaszuk/ik

d3zf4rg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3zf4rg