Trwa ładowanie...

Kończą się dobre czasy dla rybaków. "Gdyby nasi ojcowie to widzieli, to by nawet nie wypływali w morze"

Rybacy nad polskim morzem mówią mi wprost: "tak źle nie było jeszcze nigdy". Coraz marniejsze połowy, brak rąk do pracy. Wiele wskazuje na to, że w najbliższych latach kryzys się pogłębi. Postanowiłem sprawdzić na własnej skórze, jak wygląda dzień na Bałtyku.

Kończą się dobre czasy dla rybaków. "Gdyby nasi ojcowie to widzieli, to by nawet nie wypływali w morze"Źródło: WP.PL, fot: Wojciech Gojke
d3vei0p
d3vei0p

"Rybacy mają ciężką pracę? A co trudnego w pływaniu łódką, łapaniu w sieci ryb i ich sprzedaży? Bałtyk jest pełen dorszy, fląder i łososi, a ci liczą sobie za nie, jak za zboże". Tak myśli wielu z nas. Zmienilibyście zdanie, gdybyście zobaczyli, jak się pracuje na morzu. Zrozumielibyście, gdybyście wstali jeszcze przed świtem i spędzili na łodzi dobrych kilka godzin. Mnie taka lekcja też się przydała.

Zobacz, jak wygląda połów ryb w Dębkach:

4:15. Dzwoni budzik. Umówiłem się z rybakami na połów, więc trzeba wstawać. Ziąb i mrok za oknem nie zachęcają do opuszczenia ciepłego i wygodnego łóżka w domu państwa Kur, u których się zatrzymałem. Ale w końcu czeka mnie "zadanie specjalne", więc nie ociągam się.

W kuchni Robert parzy kawę, smaruje pajdy chleba grubą warstwą pasty rybnej. Kuzynka Aneta przygotowała ją dzień wcześniej. Na stole leży upieczona przez Marzenę, siostrę Roberta, poprzedniego wieczoru zapiekanka z łososiem. – Ciepło się ubierz, zimno będzie. Zaraz przyniosę ci kalosze, twoje buty nie nadają się – mówi Robert, patrząc z politowaniem na moje obuwie. Podkoszulka, sweter, gruba bluza, polar, spodnie dresowe i grube skarpety. Obowiązkowo kalesony, czapka, szal i rękawice. Ubrany na "cebulkę" ruszam do rybaczówki, oddalonej o 10 minut od domu państwa Kur.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Powitanie z morzem

O bladym świcie w mniejszych miejscowościach człowiek spodziewa się głuchej ciszy. W Dębkach jest inaczej. Słychać terkot silników, szuranie skrzynek i rozmowy rybaków. To oznacza, że rozpoczął się kolejny dzień pracy. Ciągniki wyjeżdżają na plażę, doczepia się do nich łódki, które następnie ciągnięte są w stronę wody. Jako pierwszy wskakuje do łodzi z numerem 8 pies "Pipi", potem ja, a następnie rybacy z rodziny Dominik - Paweł i jego ojciec Rysiek. Dostaję kawałek styropianu, żeby nie siedzieć na gołej desce. 7 godzin później, bardzo doceniam ten drobny gest.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Płyniemy. Tym razem na "czuja". Zastanawiam się dlaczego, ale tłumaczą, że dzień wcześniej rozmieszczając sieci, nie zaznaczyli ich lokalizacji na urządzeniu GPS. Po pół godzinie Paweł zaczyna się niecierpliwić. – Wyglądaj za chorągiewką. Jak będziemy długo błądzić, to popłyniemy jeszcze raz jutro. Ale wtedy szukamy do skutku – mówi zaniepokojony rybak.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Wytężam wzrok. Przede mną wielki, szary Bałtyk, zlewający się kolorystycznie z zamglonym niebem. W końcu udaje się. Czarna flaga powiewa na spokojnym morzu, 7 km od brzegu. Paweł wyciąga ją, a następnie przepuszcza sieć przez wyciągarkę. Korzystają z niej od 10 lat, wcześniej wyciągali je rękoma. Ile dziś uda się złowić? 50 kg? Więcej? Nie da się tego przewidzieć.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Niebieska sieć zaczyna powoli przykrywać dno łódki. Jest! Pierwszy dorsz wije się energicznie na ziemi. Pan Rysiek z wprawą wyciąga go z sieci i wrzuca do żółtej skrzyni. Po chwili schwytana zostaje mała i chuda flądra oraz kur diabeł, nazywany najczęściej "diabłem morski". Zachowują życie, trafiają do wody. Flądra była zbyt marna, żeby ją skonsumować, druga ryba to szkodnik, nikt nie chce jej jeść.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Udaje się złapać kolejnego dorsza. Pan Ryszard pokazuje mi skaleczenia na jego ciele. – To nie od sieci. Jest chory – mówi i wyrzuca go za burtę. Płyniemy wzdłuż 3,5 km sieci. Udaje się zapełnić nieco ponad połowę skrzynki. Ojciec z synem nie są zadowoleni. Ponownie zarzucamy sieć. "Pipi" wychyla się ze swojej kryjówki i szczeka, gdy wrzucam do wody kotwicę.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

"Tak źle nie było jeszcze nigdy"

Udajemy się kawałek dalej, gdzie czeka kolejna, kilkukilometrowa siatka. – Żeby wpadło w nią chociaż te kilka dorodnych dorszy – mówi z nadzieją Paweł. – Nie jest dobrze. Powinienem mieć co najmniej 3 skrzynki, a nawet jedna nie jest pełna – kręci głową.
– Tak źle nie było jeszcze nigdy, a pływam od 55 lat – dodaje jego ojciec i wspomina, że jeszcze dekadę temu potrafili wracać z połowu ze 100 kg ryb. Jednego razu trafiło się aż 300. Łącznie nawet 10 ton rocznie. Jaki będzie rok 2018? Przewidują, że przez 12 miesięcy złowią dziesięć razy mniej niż w "sytych" latach.

– Gdyby nasi ojcowie to widzieli, to by nawet nie wypływali w morze. Poszliby pracować do PGR-ów – żartuje pan Rysiek i poprawia czapkę. Ale to śmiech przez łzy. Zrezygnowanie i utrata wiary w lepsze czasy z dnia na dzień coraz bardziej się pogłębiają.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Dlaczego są takie marne połowy? – zadaję pytanie. – Paszowce (przyp. red. duże jednostki, które łowią ryby z przeznaczeniem na pokarm, np. dla świń) i foki są głównymi winowajcami – mówi bez wahania Paweł. – Od 4-5 lat regularnie to powtarzamy na spotkaniach rybaków we Władysławowie. Zresztą nie tylko my, ale też chłopaki z branży z innych miejscowości. Jednak mamy wrażenie, że nikt nas nie słucha. Przedstawiają nam jakiegoś naukowca, który wygłasza swoje teorie. Niech chociaż raz popłynie z nami, to pokażemy mu, co się dzieje – tłumaczy. – Co się dziwić, że dorsze są niewielkie i mało ich łapiemy. Czym się mają żywić, jak cały pokarm jest im zabierany? Paszowce potrafią za jednym razem łowić po kilka ton ryb, nie obowiązują ich żadne limity. Nas od tego roku też, ale to dlatego, że w Urzędzie Morskim wiedzą, że nie jesteśmy w stanie złowić, tak jak kiedyś, 10 ton rocznie – opowiada.

d3vei0p

Zaskoczeniem są dla mnie foki przedstawiane w roli wrogów rybaków. Dotychczas, pewnie jak wielu z was, utożsamiałem je jako miłe i potrzebne stworzenia morskie. Okazuje się, że są dużym problemem dla poławiaczy. Nieraz widzieli, jak urocze ssaki niszczą sieci i "bawią" się rybami. – Często znajdujemy pogryzione ryby, albo ich same głowy. Żadne inne stworzenia w Bałtyku by tego nie zrobiły, tylko foki. Ponadto robią dziury w sieci – denerwuje się pan Rysiek.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Powinniśmy brać przykład z Norwegów?

– W Norwegii był kilka lat temu ten sam problem, ale poradzili sobie z nim. Był odstrzał fok i udało się zmniejszyć ich populację. Ale w Polsce uparcie się twierdzi, że foki należy bezwzględnie chronić. Miłośnicy zwierząt dostaliby zawału, gdyby u nas zastosowano takie same rozwiązanie, jak u Norwegów – mówi Paweł. – Profesor Krzysztof Skóra, założyciel stacji morskiej w Helu i fokarium, przyznał za życia na jednym ze spotkań z rybakami, że sytuacja "wymknęła im się spod kontroli". Obecne władze placówki odcinają się od tego twierdzenia – tłumaczy dębczanin. Radzi też, żeby nie pytać się o foki w porcie we Władysławowie czy w Helu. Miejscowi są tak sfrustrowani, że w najlepszym przypadku poleci w moim kierunku kilka ciężkich przekleństw.

A skąd rany na rybach? Mówi się, że to wina rozszczelniających się gazów bojowych, spoczywających na dnie Bałtyku. Chodzi głównie o znajdujący się w nich iperyt, ale też sarin czy fosfor biały. We wspomnianej wcześniej Norwegii był podobny problem z chorymi rybami. Tam doszli do wniosku, że przyczyną są w dużej mierze odchody fok. To kolejny powód, dla którego zdecydowano się tam na odstrzał tych ssaków.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Płyniemy dalej. Ojciec z synem sprawdzili 7 km sieci, a następnie z powrotem je zarzucili. Robota idzie sprawnie, a czas leci szybko. Nie nudzi się, więc chłód i wilgoć aż tak nie doskwierają. Tylko pęcherz daje się we znaki. Ale gdzie tu udać się za potrzebą? Chłopaki radzą, żeby "zrobić swoje" za burtą. Chyba jednak postaram się wytrzymać do końca wyprawy.

d3vei0p

Ryb mało. Półtorej skrzynki, jakieś 20 kg. – Gdyby nie dopłaty unijne (przyp. red. ok. 40 tys. zł rocznie na łódź), trudno byłoby wyżyć ze sprzedaży takiej ilości. Trzeba zapłacić pracownikowi, 1,5 tys. zł ZUS-u, 3 tys. zł rocznie za licencję, liczyć się z naprawami łodzi, które nie są tanie. Poza tym co kilka lat trzeba wymieniać sieci. Jeden kilometr potrafi kosztować nawet 2 tys. zł – wylicza Paweł. Słyszał, że w 2022 r. specjalne dotacje mają się skończyć. Obawia się, że młode pokolenie wtedy całkowicie przestanie upatrywać przyszłości w zawodzie rybaka.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Polowanie na "króla Bałtyku"

Jesteśmy bliżej brzegu. Rozstawione są tam sieci na łososie szlachetne, nazywane też atlantyckimi czy bałtyckimi. Gdy Dominikowie widzą czerwoną flagę, podpływają do niej i podnoszą specjalnym hakiem siatkę. Sprawdzają, czy nie zaplątał się w nią "król Bałtyku". Te sieci rzadko się wyciąga. Zbiera się je tylko wtedy, gdy nadciąga sztorm. I to właśnie na nich widać szkody wyrządzone przez foki. – Dobrze wiedzą, że mogą tu znaleźć pokarm. Dlatego coraz trudniej złapać łososia – wyjaśnia pan Rysiek.

Trafił się pierwszy. Piękny i dorodny. Paweł podcina mu skrzela, żeby szybciej się wykrwawił w skrzyni z wodą. Zdradza, że taka sztuka smakuje znacznie lepiej. Łącznie łapią 5 łososi. To dobry wynik - są dni, kiedy żaden się nie trafia, chociaż jest rozstawionych 8 półkilometrowych sieci.

d3vei0p

Jesteśmy już na wodzie siódmą godzinę, w końcu słyszę, że wracamy do "bazy". Młody rybak nie traci czasu. W każdym wolnym momencie patroszy i filetuje dorsze i łososie. Te drugie nie idą na sprzedaż. Część zostanie skonsumowana od razu, część zamrożona, część rozejdzie się po ciotkach i wujach.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Wróciliśmy. Jesteśmy przy głównym wejściu na plażę. Wysiadam, woda jest po kolana. Na szczęście mam na sobie wysokie kalosze, które pożyczył mi Robert. Przy łódce kręcą się dwie osoby, chcą kupić świeże ryby. Ubijają interesu w pachnącej jeszcze nowością rybaczówce. Dziękuję Pawłowi i jego ojcu, że zabrali mnie ze sobą i pytam się na sam koniec, czy jest szansa, że połowy będą bardziej owocne.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

– Powinni ograniczyć ilość ryb wyławianych przez paszowce i wprowadzić okresowy zakaz połowów dorszy. Nawet na okres 2 lat, aby zdążyły się rozmnożyć. Kilka lat temu przyniosło to świetne rezultaty. W kwestii fok nie zmienimy zdania. W naszej ocenie jest ich na naszym wybrzeżu za dużo. Podejrzewam, że każdy rybak to powie – mówi Paweł.

d3vei0p

Wyjeżdżam z Dębek z myślą, że to mogła być moja pierwsza, ale też ostania w życiu wyprawa z prawdziwymi rybakami, takimi z dziada-pradziada. Obawiam się, że przyszłe pokolenia dowiedzą się o nich tylko z książek i opowieści najstarszych mieszkańców nadmorskich kurortów.

Wojciech Gojke, WP
Źródło: Wojciech Gojke, WP

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Jakie ryby jeść nad Bałtykiem?

d3vei0p
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3vei0p