Trwa ładowanie...

Omamy Malmö. W świecie "Mostu nad Sundem"

Ludzie w Malmö mawiają, że kto widział to miasto, to tak, jakby miał okazję zobaczyć cały świat. Bo mają tu plażę "niczym w Rio de Janeiro", mają biurowiec, który nazywają "Malmöhattan", mają Kalkbrottet, czyli "Wielki Kanion". Ale mnie interesowało coś innego: trop kryminalny, trop filmowy. Takie Malmö chciałem zobaczyć, takie miasto chciałem poznać.

Omamy Malmö. W świecie "Mostu nad Sundem"Źródło: Kontynenty, fot: Robert Robb Maciąg
d2bvyur
d2bvyur

Przy szklanej piramidzie Malmö centralstation wiatr wywiewa śmieci prosto na parking dla taksówkarzy. Widok dla mnie niespodziany, bo to pierwsze śmieci, jakie widzę w tym mieście. Właściwie pierwsze, jakie widzę w Szwecji w ogóle. Ale jestem tu dopiero od czterech dni, na początku pewnie działał efekt "różowych okularów". Teraz widzę wyraźnie: śmieci latają mi przed oczami.

Jestem w mieście, w którym ziściło się marzenie. Do 1685 r. ludzie żyli tu od 800 lat w jednym kraju, w Danii. Do dziś mają wiele wspólnego, wyznają podobne wartości, chcieli więc żyć razem. Odległość nie była przeszkodą, ot, ledwo 27 km ze szwedzkiego Malmö do duńskiej Kopenhagi (o ileż bliżej niż do stolicy Szwecji Sztokholmu, do którego stąd jest 619 km!). Ale dzieliła ich granica i wody cieśniny Öresund. W czasach, gdy oba brzegi łączyły tylko promy, narastały uprzedzenia. W Kopenhadze mawiano, że w Malmö zaczyna się Syberia. Że to koniec świata. Że bieda i białe niedźwiedzie. Aż w 2000 r. powstał długi na 7845 m Most i wszystko się zmieniło. Do Kopenhagi samochodem jedzie się teraz pół godziny.

Nie taki ten Most

Fabuła zaczyna się tak: gasną światła i środek Mostu spowija absolutna ciemność. Przez 45 sekund obsługa nie wie, co się dzieje, ekrany monitorów są ciemne. Gdy zapalają się światła, na samym środku, na pomarańczowej linii oznaczającej granicę Szwecji i Danii widać ciało martwej kobiety. Od tej chwili spięte Mostem dwa miasta: Malmö i Kopenhaga będą uwikłane w filmowe, kryminalne śledztwo, które jako "Bron|Broen" kupi 180 telewizji świata, a Amerykanie i Anglicy zrobią swoje własne "rimejki". Sfilmowanie tej i kolejnych nocnych scen trwało dwie noce i kosztowało dwa miliony szwedzkich koron, co daje niemal milion polskich złotych. Przygotowania zajęły dwa miesiące.

Most wznosi się wysoko nad wodą, jego filary dzielą ją miarowo. Tylko dwa środkowe się wyróżniają: wyrastają ponad wszystko i spinają konstrukcję olbrzymimi linami. A górą przewalają się chmury, zza których co i raz wypada słup słonecznego światła, nadając Mostowi, chmurom i wodzie tonację dramatyczną z fantastyczną nutą. W filmie by to nie przeszło. Za dużo dynamiki i życia. Za dużo akcji. Za dużo żywiołu. Film potrzebuje mniej środków niż życie.

d2bvyur

Na parkingu obok mnie stoi kilkanaście karawanów. Wszystkie, z wyjątkiem jednego, mają niemieckie rejestracje, co po kilku dniach w Skanii wcale mnie nie dziwi. Kilkupiętrowy prom przepływa akurat pod Mostem – w porównaniu z ogromem Mostu wygląda jak stateczek. Kilku łowców ujęć siedzących na trawie z aparatami czeka cierpliwie, aż zniknie z kadru. Ja też czekam. Most na zdjęciach ma być samotny. I ma ginąć gdzieś we mgle, jakby po drugiej stronie świata – bo tak jest w filmie. A prom i słońce przeszkadzają. Można by oczywiście przyjść rano, licząc na szarość poranka, ale każdy przecież jest w podróży i każdemu dokądś się śpieszy.

Most oglądany z Malmö skręca delikatnie w prawo. Dociera do sztucznej wyspy, a tam schodzi pod ziemię i zamienia się w dwa tunele. Drogowy i kolejowy.

Kilka kilometrów od parkingu, z którego obserwuję Most, jest Malmö centralstation. Teraz wysypują się z niego tłumy ludzi śpieszących do domu. To 20 tysięcy Szwedów wraca z Kopenhagi. Most nie tylko łączy, on każdemu coś daje. Szwedom – dobrze płatną pracę, Duńczykom – tanie mieszkania. Obie strony wydały już na codzienne podróże ponad cztery miliardy euro. Budowa dawno się zwróciła.

Nie taki ten kolor

Marznę na parkingu w samym T-shircie. Za plecami osłania mnie nieco od wiatru okrągławy, jaskrawozielony budynek. Kawiarnię w nim ktoś nazwał, jakby przewrotnie, In The Pink. A ja wypatruję jasnoniebieskiego nissana, którym ma przyjechać Eva Roos Davidsson – moja przewodniczka. Opowie mi, jak się robi biznes z zazdrości.

d2bvyur

Bo Eva pozazdrościła Ystad. To miasto ma swojego sławnego na cały świat kryminalnego bohatera – Kurta Wallandera – i ponad 50 filmów o nim. Ma nawet 12-odcinkowy remake zrobiony przez BBC. I dzięki temu do miasta zjeżdżają masy serialowych turystów, żądnych poczuć ten klimat, zobaczyć ten mrok znany z ekranu.

Malmö, obecne na ekranach telewizorów całego świata, nie miało nic dla telewizyjnych maniaków. Ale ma Evę. Wiosną 2012 r. Eva postanowiła, że najwyższy czas stworzyć turystykę filmową wzorem Ystad. Jej sercem byłby serial "Bron|Broen – Most nad Sundem".

Teraz, raz w miesiącu, ubrana w mundur policjantki z NYC, obwozi autobusem wszystkich chętnych. Nie ma ich wielu, ale dla Evy nie ma to większego znaczenia. Turystyka filmowa to jej dziecko. Nie może go tak po prostu porzucić.

d2bvyur

Eva ujawnia mi prawdę o wielkim oszustwie, jakim jest atmosfera serialu.

Mało kto wie, ale "Bron|Broen" to pułapka. Świat ogląda w tym serialu ludzi mówiących do siebie dwoma różnymi językami, których my nie rozróżniamy – ale oni, na ekranie, doskonale się rozumieją. Świat ogląda Malmö w odcieniach mięty, oliwki, błękitu i trawiastej zieleni, które filmowi skauci znaleźli na potrzeby filmu w labiryncie ceglanych kamienic, kolorowych, nowoczesnych budynków, parków i misternie zaaranżowanych sklepowych witryn.

Kontynenty / Robert Robb Maciąg
Źródło: Kontynenty / Robert Robb Maciąg, fot: Robert Robb Maciąg

Nie taki ten gmach

Trzeba naprawdę mocno gimnastykować głowę, by wyobrazić sobie, że w Västra Hamnen był kiedyś suchy dok, w którym stały tankowce, a powietrze niosło smród i hałas pracujących maszyn. Że jest się w środku byłej, jednej z największych na świecie stoczni, która przez wiele lat decydowała o charakterze miasta, dawała pracę i bogactwo, ale odcięła od widoku morza, a z czasem przyniosła biedę, bezrobocie dla 6 tys. stoczniowców i niemal całkowity upadek przemysłu.

d2bvyur

Nie da się tego zobaczyć, kiedy patrzy się na bujające się na lekkiej fali jachty i otaczające stary dok apartamentowce. Kilkupiętrowa, idealnie czysta i bardzo nowoczesna "współczesna interpretacja średniowiecznego miasta, gdzie wyższe budynki stoją twarzą do morza, otaczając i chroniąc niższe przed niebezpieczeństwami zewnętrznego świata. Niczym wieże i mury obronne w przeszłości", jak podpowiada mi Eva. Widać, jak śmieją jej się oczy, gdy to do mnie mówi. Wierzę więc jej na słowo, w ogólne nie wnikając w meandry średniowiecznej architektury.

Patrząc na miasto dziś, trudno uwierzyć, że minęło tylko 30 lat od krachu, kiedy 35 tys. ludzi wyjechało z miasta, a 27 tys. pozostało bez pracy.

Na ulicy Dockpatsen mieści się kilka budynków biur, które w serialu "Bron|Broen", sfilmowane z kilku różnych perspektyw i stron, udają to Malmö, to Kopenhagę. Naprzeciw siebie stoją tu Urząd Gminy Skane – biurowiec w kształcie szarej, pękniętej kostki – i budynek Mercedesa, odcinający się od krajobrazu olbrzymimi, białymi, poziomymi pasami elewacji.

d2bvyur

W serialu budynek urzędu gminy jest urzędem gminy, ale Mercedes udaje duńską stolicę i biura nieistniejącej firmy IT Copenhagen, której tabliczka wisi na budynku Mercedesa jeszcze kilka dni przed moją wizytą. Ujęcia kamer obcinają trawniki, niewielkie drzewa, a w oknach chwytają odbicia kolejnych biurowców. Jakby dookoła istniała tylko betonowa pustynia.

Nie taki ten chłód

Dom Sagi jest szary. Surowy. Wygląda jak fragment bunkra. Betonowa, brutalistyczna kostka. Jakby kawałek stacji kosmicznej osiadł na słupach tuż obok ogromnego Turning Torso.

W serialowej fabryce czarów Martin dzwoni do drzwi domofonem, którego w rzeczywistości nie ma. Jest jedynie pusta, surowa, betonowa ściana, ale kamera pokazuje nam ujęcie z takiej strony, że widzimy oczami wyobraźni i doświadczenia, jak nasz bohater pochyla się nad domofonem. Przez pierwsze dwa sezony mieszkanie Sagi jest zawieszone w miejskiej nicości. Nie wiemy, co jest obok, nie wiemy nawet, w jakiej dzielnicy się mieści. Mieszkańcy Malmö oczywiście to wiedzą, my, obcy – nie.

d2bvyur

Dopiero w sezonie trzecim w oknie odbija się nowy symbol Malmö – olbrzymi biurowiec Turning Torso, który w krajobrazie miasta zastąpił jego poprzednika – wielką stoczniową suwnicę, która od lat siedemdziesiątych górowała nad miastem.

W rzeczywistości, dokładnie po drugiej stronie kanału, nad którym stoi ten dom, jest ogródek, kilka zielonych krzewów, młody ojciec siedzi w niewielkim amfiteatrze. Dookoła, choć wietrznie i dość późno, dużo się dzieje. Na filmie w krótkich, minimalistycznych ujęciach widać tylko zimno betonu. Dokładnie takie samo, jak chłód i racjonalizm samej Sagi.

Nie taki ten brud

Na filmie to syf i rudera, w realnym świecie – jedyna w całym ogrodzie zaniedbana działka, obcym wstęp wzbroniony. Obcym – nie działkowcom, bo przecież nikt nie zrozumie tych wypielęgnowanych rabat i zachwytów kolejną odmianą róż czy piwonii. Tuż obok stary stadion w Malmö. Znów wyblakły niebieski, znów beton, metalowy płot i obrotowe bramki, przez które wychodzili kibice zafascynowani lata temu grą Ibrahimovicia. Dookoła asfalt, ale już za plecami drzewa, park, ogromne trawniki, których na filmie nie widać.

Kontynenty / Robert Robb Maciąg
Źródło: Kontynenty / Robert Robb Maciąg, fot: Robert Robb Maciąg

Nie taki ten smutek

Betonowe silosy, w których giną ekoterroryści z drugiego sezonu, są już częściowo rozebrane. Nikt ich już nie potrzebuje, od kiedy zamknięto w mieście wszystkie cementownie, bo były za blisko miasta. Stały tu od lat, bo grunt kilka metrów pod nogami składał się głównie z wapienia, ale kiedyś nikomu to nie przeszkadzało. Miasto pokrywało się pyłem i nic nie dało się z tym zrobić. Nagle przyszły nowe standardy ekologii i dbania o ludzkie zdrowie i cementownie po prostu znikły, zostawiają za sobą wielkie, betonowe wieże. Brzydkie wspomnienie przeszłości. Przy niewielkim porcie stoją resztki takich silosów. Zbiorniki wystąpiły w filmie, stając się na zawsze wspomnieniem przeszłości, bo to, co na ekranie, już nie istnieje. Jest rozbierane. Wywożone jak najdalej, by zrobić miejsce dla kolejnego apartamentowca lub biura. Malmö musi to wszystko zagospodarowywać, bo dookoła nie ma miejsca na nowe domy. Zwyczajnie, żyzna ziemia Skanii jest za droga, by budować na niej domy, skoro w mieście jest jeszcze tyle miejsca.

W filmie wszystko jest blade, sprane, zielonkawe lub szare. Nawet jeśli jest niebieskie, to w stylu zapomnianego blokowiska, a nie błękitu nieba czy lazurowego morza. Jest brudno. Jest smutno. Jest dokładnie tak, jak powinno być w skandynawskim kryminale, w którym rzadko kiedy pojawia się słońce, a Sund spowity jest ciągłą mgiełką koloru betonowego mostu.
Wszystko ma być brzydkie. Nieciekawe i odpychające. Industrialne. Wymazane sprejem lub obdarte z resztek farby.

A to wszystko nieprawda. Nie tak wygląda to Malmö, o którym mało kto wie coś dobrego, barwnego i pozytywnego. Mało kto tu przyjeżdża, bo niby po co? Przecież widział wszystko na ekranie. Jest nijako i depresyjnie. Nie ma 500 km ścieżek rowerowych, nie ma ceglanych domów na starym mieście, jachtów w marinie i parków. Nie ma wielkich, kolorowych placów zabaw i ojców pchających dziecięce wózki.

Świat "Mostu nad Sundem" jest światem wymyślonym, choć osadzonym w realnym miejscu. Jedynie kamera jest tak ustawiona, że wszystko widać tylko częściowo.

Tendencyjnie. Miasto na ekranie to miasto czysto fikcyjne, choć każdy z budynków, parkingów, pustych hal i wielkich silosów jest prawdziwy. Nieprawdziwy jest jednak ich kolor i smutek.
W filmie wszystko dzieje się w szarościach i spranych zieleniach. Porsche, którym jeździ Saga Norén, jest chyba najbardziej wypranym z kolorów samochodem w całym Malmö. Budynek komendy policji obłożony jest zielonymi (!) szklanymi płytami, przypominającymi, że powstał w latach osiemdziesiątych i chyba nigdy nie był remontowany. Hotel Arena, w którym Saga spędza kilka nocy, gdy chce odpocząć od swojego ukochanego, też jest zielony i matowy. Podobnie jak bladoniebieskie mieszkanie Niklasa, betonowe silosy i mieszkanie Sagi. Wszystko jest tutaj nieprawdziwie szare i smutne.

Zobacz też: Tak wygląda centrum danych Facebooka w Szwecji

Nie taka ta komenda

Möllevångsgatan 50 – to tu pod balkonem zabito dziewczynę. Trochę to nawet pasuje do ogólnej atmosfery ulicy, ale może po prostu jestem niesprawiedliwy. Mam ją przecież wdrukowaną do głowy jako miejsce zbrodni i patrzę na nią podświadomie przez szare, serialowe okulary. W tle, kilkadziesiąt metrów dalej Vårdcentralen Eden – kolejny bohater filmowego czary-mary.

Od podwórka to centrum zdrowia, od frontu, od ulicy Barkgatan 11 – zielony, a jakże, biurowiec z lat osiemdziesiątych – ośrodek paliatywny dla chorych i pokonanych przez życie. W oknach drugiego i trzeciego piętra stoją doniczki z kwiatkami, a pod ścianą, na chodniku, rower i stary dziecięcy wózek. To tutaj umieszczono komendę policji i to tutaj, właśnie obok roweru, Sara parkowała swoje oliwkowe porsche. Początkowo jednak, zanim zorientowano się, jakim sukcesem komercyjnym będą kolejne sezony serialu, wejście do komendy umieszczono w podwórku. Właśnie tym, które widać spod balonu przy Möllevångsgatan.

Na potrzeby filmu, metr od właściwego wejścia do centrum zdrowia zbudowano po prostu atrapę głównych drzwi komendy i gdy filmowcy krzyczeli swoje szwedzkie "Akcja!" i "Cięcie!", za ścianą z desek i rigipsów toczyło się codzienne życie pacjentów, lekarzy i przedstawicieli firm farmaceutycznych.

Za to w drugim sezonie akcja przesunęła się na ulicę, skąd widać było całą elewację, włącznie z doniczkowymi kwiatami. Nad drzwiami pojawił się świetlny kaseton z napisem POLIS i już można było pracować.

Dziś ten kaseton wisi w studiu filmowym w Ystad i gra czasem w innych filmach, tak jak grywał już wcześniej w filmach o Kurcie Wallanderze.

Ulica jest zupełnie pusta, choć jest wczesny wieczór, ale Barkgatan to bardziej sypialnia pełna kilkupiętrowych bloków i "projektów".

Nikt tu nie jeździ na rowerze, nie słychać, by ktokolwiek kopał piłkę, śmiał się, krzyczał czy słuchał głośniej muzyki.

Może to nie ta pora dnia, nie ten dzień tygodnia lub nie to osiedle.

A może tutaj nie ma się komu z czego śmiać.

W Malmö kończy się dzień

Stoję na przystanku Skanetraffiken, czekając na autobus do Sjöbo, gdzie mam swoją dziennikarską bazę. Olbrzymia, czarna chmura właśnie przeszła nad brązowo-szarym blokiem, którego ścianę dziurawią identyczne okna. Pada na nią ostre, wieczorne słońce i jak na komendę w oknach pojawiają się ludzie zaciągający rolety. Ich biel odcina się ostro od złotego światła i tej brązowej ściany. Dookoła mnie stoi kilkunastu ludzi. Mało kto ma blond włosy i niebieskie oczy, ale wszyscy są Szwedami. Niektórzy od pokoleń. Inni dopiero od kilku lat. Jest ich jednak na tyle dużo, że, znów według miejskiej legendy, tradycyjnym daniem w szwedzkim Malmö jest falafel.

Czytaj więcej w najnowszym numerze magazynu "Kontynenty":

d2bvyur
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2bvyur