Ryszard Czajkowski: mędrzec w podróży

Podróżnik i filmowiec, obieżyświat-legenda, autorytet dla pokoleń, z kamerą i z aparatem fotograficznym był na wszystkich kontynentach, podczas swoich wędrówek wykonał kilkadziesiąt filmów o charakterze podróżniczo–geograficznym, etnograficznym, ponad dwieście programów telewizyjnych. Autor lubianego programu: „Przez lądy i morza”. O świecie opowiada z dystansem mędrca…

Ryszard Czajkowski: mędrzec w podróży
Źródło zdjęć: © Ryszard Czajkowski

30.07.2012 | aktual.: 10.05.2013 09:55

Podróżnik i filmowiec, obieżyświat-legenda, autorytet dla pokoleń, z kamerą i z aparatem fotograficznym był na wszystkich kontynentach, podczas swoich wędrówek wykonał kilkadziesiąt filmów o charakterze podróżniczo–geograficznym, etnograficznym, ponad dwieście programów telewizyjnych. Autor lubianego programu: „Przez lądy i morza”. O świecie opowiada z dystansem mędrca…

Obraz

*Do najważniejszych pańskich wypraw należą te do Chin i Laosu. Przejście przez Tybet w 1984r. Wyprawa do Mozambiku, udział w kajakowej wyprawie „Do Źródeł Nilu”, kolejne przejazdy przez Saharę w Algierii, ale i Mauretanii, wyprawa do Kraju Dogonów, Syberia, kilka wypraw do Afryki Północnej… Zimowy przejazd skuterem przez Laponię i w 2001 roku przelot jednosilnikowym dwupłatowcem AN-2 z Bełchatowa (Polska) do Bukawu (Kongo). Z czego jest Pan najbardziej dumny, z wysiłku włożonego w którą z wypraw? *

Nie potrafię klasyfikować moich wyjazdów. Wyjeżdżam zawsze z jakiegoś powodu, z jakimś planem. Miejsce, do którego jechałem nadawało się do tego najbardziej, przynajmniej tak mi się zawsze wydaje. W Mozambiku byłem w rejonie, gdzie kobieta posługuje się innym językiem niż mężczyzna. Wydaje się to nieprawdopodobne. Zafascynowali mnie ludzie z grupy Bantu. Nie ma tu czasu przyszłego – jest dziś obarczone historią. Było to dla mnie tak nieprawdopodobne, że robiłem eksperymenty socjologiczne. Interesuje mnie geomorfologia, sposób kształtowania się krajobrazu, często historia jak powstają kultury, państwa miasta. Jak powstają i giną języki? Ale najbardziej interesuję się codziennością. Rodziną, wzajemnymi związkami w rodzinie. Wartościami, motywacjami – różnicami w życiu odwiedzanych grup etnicznych w stosunku do Europejczyka.

W Bukavu woziliśmy coltan, minerał wyjątkowo cenny. Wydobywany jak złoto. Na naszą działalność miała wpływ aktualna polityka. Wyprawa zawsze ma charakter popularno-naukowy. Oczywiście z różnych dziedzin. U Dogonów interesowałem się mitami kreacyjnymi. Wyprawy polarne to była już czysta nauka, ale i tam organizowałem wycieczki, na których wchodziliśmy na jeszcze nie zdobyte szczyty. Dla mnie nie jest ważna podróż, a to, co dzięki niej przeżyłem, zobaczyłem, boję się powiedzieć, że poznałem, bo to najczęściej wymagałoby badań, a podróżnik pędzi. W tych kategoriach chyba nie mieści się pojęcie ceny. Chyba, że tej wyrażonej w takiej czy innej walucie. Dla rodziny to też radość. Wspólnie przygotowywaliśmy moje podróże, a po powrocie razem je przeżywaliśmy. W domu często też już dokuczałem, gnuśniałem, a podróż wznawiała entuzjazm.

Obraz

Ma Pan 79 lat i nadal Pan podróżuje - na emeryturze. To jest piękny przykład dla młodych ludzi, których „wszystko boli” i którzy narzekają na brak pieniędzy na podróże. Bo od ilu lat Pan wędruje? I jakie ma Pan swoje sposoby pomimo ograniczeń finansowych? Co Pana wciąż gna w świat?

Po prostu muszę gdzieś jechać. Już dziś nie wiem nawet, czy to lubię, to moje życie. Teraz podróże są bardzo tanie. Drogie były wtedy, jak zarabiałem 25–35 dolarów na miesiąc. Wtedy też samolot był nieporównywalnie bardziej drogi. Teraz, jak dobrze poszukać, to loty są bardzo tanie, a życie kosztuje mniej więcej tyle, ile w Polsce. Jedynie dochodzi koszt noclegu. Ostatnio leciałem do Meksyku. Znalazłem bilet za 1240 zł. Oczywiście kosztował mnie nieco więcej. Musiałem dopłacić 200 zł za jedzenie i bagaż. Relatywnie koszt podróży rozkłada się na cały pobyt. Dlatego nie można jechać na kilka dni, w czasie tygodnia czy nawet dwóch tygodni nasze przeżycia i obserwacje są płytkie.

Obraz

Kiedyś był Pan zimnolubny. Jako polarnik był Pan trzykrotnie na Antarktydzie, siedmiokrotnie na Spitsbergenie, zdobywał Pan tam szczyty. Ma Pan nawet swoją górę na Antarktydzie - "Czajkowski Needle"! Proszę opowiedzieć po kolei, jak do tego doszło...

Bardzo lubię, jak ktoś uważa mnie za polarnika, jak wiąże z krajami polarnymi. Wychowałem się na książkach polarnych i całe dzieciństwo marzyłem o krajach polarnych. Robiłem zimowe spływy kajakowe, wycieczki zimowe do Puszczy Kampinoskiej i na Pustynię Błędowską. Brałem na te wycieczki psa, który ciągnął na sankach mój namiot i garnek, w którym gotowałem mu żarcie. Oczywiście nawet nie wierzyłem, że kiedyś będę na Antarktydzie. Wydawało mi się, że tylko świat nie przeobrażony przez człowieka jest interesujący. Ale później poznałem kraje o innej kulturze, ludzi o innej mentalności i to wydało mi się bardziej ciekawe. Zainteresowałem się etnografią…

Obraz

23 lipca jest święto włóczykija. Czy Pan uważa się za włóczykija? Gdzie najbardziej lubi/ lubił się Pan włóczyć i dlaczego właśnie tam?

Jestem przekonany, że pierwsze moje wycieczki w chłopięcych latach były zwykłym włóczęgostwem. Myślę, że nawet nie znałem wtedy słowa turysta. Już mówiłem, że lubię mieć w podróży jakiś cel i na każdą propozycję podróży odpowiem pozytywnie. I to wszystko jedno czy wyjazd ma być jutro, za tydzień, czy rok. Lubię jechać daleko, do światów różnych od mojego, ale muszę też być w Puszczy Piskiej, czy w Kampinosie. Bardzo lubię też wracać do miejsc, w których byłem. Czasami zmiany po 20-30 latach są szokujące. Starałem się podróżować śladami książek. Do Tybetu jechałem śladami Cybikowa. Nawet pierwsze podróże po Europie odbywałem z książką w ręku. Teraz też podróże przygotowuję w oparciu o książki, a potem szukam potwierdzenia tego, co przemyślałem w książkach. Oczywiście w Internecie nie szukam tylko tanich biletów.

Obraz

Z kamerą filmową i aparatem fotograficznym był Pan na wszystkich kontynentach. Jakie miejsce na świecie uważa Pan za najpiękniejsze, gdzie jest raj, w którym ludzie są szczęśliwi?

Każda podróż była piękna z jakiegoś powodu. Oczywiście czasami są momenty czy sytuacje niespodziewane, a piękne. Jakieś spotkanie, ciekawe rozmowy, spotkane zwierzęta, z którymi udał się jakiś kontakt. Myślę, że często o takich sprawach nawet nie opowiadam, ale sam często pamięcią do nich wracam. Poruszane wiaterkiem palmy, błękit nieba, seledynowe morze, piękna dziewczyna… To wszystko przebiega przez myśli, gdy przymknę oczy. Byłem na wyspie, na której panowało ogólne szczęście. Nikt na nikogo nie krzyczał, niczego nie zazdrościł. Sam już nie wiem, czy to szczęście nie było przypadkiem we mnie, ale robiłem eksperymenty i raczej to szczęście było w mieszkańcach wyspy, a mnie się tylko udzielało.

Obraz

Kawał swojego życia poświęcił Pan na programy edukacyjno-podróżnicze dla młodzieży. Trzeba mieć pomysł, podejście i smykałkę, żeby zaciekawić młodych. Jakie miał Pan wypróbowane sposoby? I co Pan myśli teraz o młodym pokoleniu?

Chyba jestem nauczycielem. Uczyłem fizyki, matematyki, ale również wspinaczki w Tatrach, żeglarstwa, modelarstwa lotniczego. Myślę, że młodzi ludzie są bardzo podobni do mnie. Są ciekawi świata, wrażliwi, szybko odnajduję z nimi kontakt. Podobnie, jak spotykam się z młodymi polarnikami, to odnajduję siebie, chociaż oni posługują się innym sprzętem i mają dużo większe możliwości niż ja miałem i wtedy im zazdroszczę. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, ale i moi koledzy byli też różni. Może ze względu na szerokość moich zainteresowań łatwo jest mi nawiązywać kontakt z młodymi ludźmi. Łatwo mi mieć autorytet tak potrzebny w uczeniu.

Obraz

Bardzo dużo się Pan spotyka się z ludźmi na sympozjach, pogadankach, pokazach ze slajdami, przeźroczami. Jaką ma Pan informację zwrotną od swoich odbiorców, co im Pan daje? Dlaczego lubią przychodzić?

Przekazywanie wiedzy o świecie traktuję również jako moją powinność, ale też na tym korzystam. Pierwszą prelekcję mam zwykle w moim klubie i na moich kolegach wypróbowuję powiedzenia i żarty. Obserwuję zainteresowanie i później tę wiedzę wykorzystuję również w programach TV.

Świat się zmniejsza, kurczy, moja publiczność dziś bardzo dużo podróżuje, dzięki wspaniałym aparatom robią świetne zdjęcia, które praktycznie nie kosztują. Ja na 17- miesięcznej wyprawie na Antarktydę miałem 13 filmów ORWO color. Publiczność mam zatem wymagającą i coraz trudniej mi być oryginalnym. Jednocześnie zmieniają się też moje możliwości. Wyjazdy przestały być wyprawami, a są wycieczkami. Ale jeszcze czuję zainteresowanie. A nawet filmy - robione jednoosobowo na celuloidzie, bardzo małymi środkami - znajdują widzów ze względu na historyczność. A z drugiej strony są jednak inne, bo są reportażami a nie reklamówkami. Co często zdarza się we współczesnych filmach. Już nie będę się skarżył, jakie miałem kiedyś problemy: ciężką kamerę, brałem z sobą 20 kg filmów, które wystarczyły na nakręcenie 2 do 2,5 godzin. Nie miałem tak jak moi współcześni koledzy wynajętych samochodów, operatorów, dźwiękowców. Inne to były czasy…

(Marbo)

| Ryszard Czajkowski (ur. 1933 w Warszawie) - dziennikarz, operator filmowy, pisarz, podróżnik, polarnik, z wykształcenia geofizyk, członek The Explorers Club. W latach 1976 - 1978 uczestnik dwóch pierwszych polskich wypraw naukowych na Antarktydę i współbudowniczy stacji antarktycznej im. Henryka Arctowskiego. Ciekawostką jest, że jako pierwszy w Polsce zastosował radar do badań geofizycznych. Autor ponad 300 programów telewizyjnych, kilkudziesięciu filmów podróżniczych ze swych wypraw, artykułów prasowych i wystaw. Programy telewizyjne w TVP: "Geografia dla szkół", "Przez lądy i morza", "Wędrowiec" - magazyn z czatem internetowym. Współautor książki: "Wyprawy na koniec świata. Wyd. G+J RBA, autor książki "Moje podróże" wydanych przez Znak. Zobacz też: Strona Ryszarda Czajkowskiego http://www.tk.pl/tvedu/czajkow/czajkow.htm |
| --- |

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)