Świat według Kreta
Przeczytaj wywiad z Jarosławem Kretem specjalnie dla WP: o podróżowaniu, o synku, o dobrej fortunie, o pogodzie i o „krecim” sposobie na jesienną depresję.
Przeczytaj wywiad z Jarosławem Kretem specjalnie dla WP: o podróżowaniu, o synku, o dobrej fortunie, o pogodzie i o „krecim” sposobie na jesienną depresję.
"Planeta według Kreta" zaczyna się w cywilizowanym zakątku Europy - pośród zielonych gór i łąk Austrii, i przez Wenecję, potem Bliski Wschód, prowadzi nas na pustynię Atacama, Madagaskar aż do dżungli amazońskiej, by otrzeć się w końcu o cudowne Malediwy i słodki Mauritius... Każdy znajdzie tu swoje ulubione miejsce.
- Co dobrego się u Ciebie dzieje? Dziennikarsko, podróżniczo, prywatnie…
Wszystko, co się dzieje, jest dobre, bo jestem wciąż takiego zdania, że jeżeli "się dzieje" to znaczy jest dobrze. Jestem absolutnym zwolennikiem "pantareizmu". Dziennikarsko dzieje się u mnie wiele, ale jest to ściśle związane z moim życiem prywatnym. Zawiesiłem na jakiś czas tworzenie programu "Planeta według Kreta", bo Małgosia, która ze mną ten program współtworzyła, urodziła Franka - naszego synka i postanowiliśmy poświęcić mu jednak więcej czasu niż programowi. Tworzenie takiego cyklicznego programu wymaga poświęcenia mu całego czasu. Trzeba przecież wciąż dokądś lecieć i długimi tygodniami być poza domem, a potem długimi dniami, wieczorami, a nierzadko nocami trzeba ten materiał montować do emisji. A mały Franio nie może się wychowywać bez rodziców. Postanowiliśmy więc, że zawiesimy intensywne i bieżące tworzenie tego programu na pewien czas, co oczywiście nie znaczy, że zrywam z tym programem na zawsze. Zabieram się właśnie za kolejne odcinki - ale powoli. A na bieżąco wciąż przecież jestem z wielką
radością Panem od Pogody, wciąż też staram się być aktywny w podróżowaniu - tym razem nieco bliższym, niż przed urodzeniem Frania. Od września na antenie TVP Info jest mój program "Polska według Kreta", który tworzymy wspólnie z dziennikarzami ośrodków TVP. Mam zebrane dość pokaźne dossier ciekawych i wyjątkowych, acz mało znanych miejsc w Polsce, które warto pokazać. To nawet jeszcze zapasy i wiedza zebrana z czasów, kiedy współtworzyłem polską edycję „National Geographic, gdzie "nadzorowałem całą polską, kreatywną część magazynu.I wreszcie książki. Dwie już są gotowe, kończę też pisać „Mój Madagaskar” - mam oddać w wydawnictwie rękopis do końca roku. A poza tym jeszcze dwie inne książki już czekają rozpoczęte. Nie o czym, bo nie chcę zapeszać. Tak, czy siak, muszę je skończyć do wiosny, bo kontrakty podpisane i wydawcy czekają. Będzie więc jeszcze trochę jeżdżenia w tym roku, a i zimą i wczesną wiosną przyszłego roku również nie planuję próżnować. Z zawodowych planów podróżniczych jeszcze w tym roku
planuję wyskok na Kretę (może się uda), a na pewno muszę odwiedzić pewne ciekawe przyrodniczo zakątki na Madagaskarze i pod koniec listopada planuję też wyjazd do Kenii - mam do skończenia pewien przewrotny projekt fotograficzny. Szczegółów nie zdradzę, bo skoro projekt ma być przewrotny, to musi nieść w sobie pewien element niespodzianki…
*- Wiem o dwóch kolejnych książkach. "Planeta według Kreta cz.1" ukazała się teraz we wrześniu, a "Mój Egipt" trafi do księgarń w listopadzie. *
"Planeta według Kreta" (cz.1) to luźne notatki, zapiski, opowiastki, opisy, eseje, felietony, czy jak kto chce to nazwać, tak sobie nazwie, o miejscach, które odwiedzałem, a to z aparatem, a to z dobrym humorem, a to z kamerą do programu "Planeta według Kreta" Nie jest to dokładny zapis tego, co było w programie, a raczej wędrówka podobnym szlakiem. Zaczyna się w cywilizowanym zakątku Europy - pośród zielonych gór i łąk Austrii, i przez Wenecję, potem Bliski Wschód, prowadzi nas na pustynię Atacama, Madagaskar aż do dżungli amazońskiej, by otrzeć się w końcu o cudowne Malediwy i słodki Mauritius. Myślę, że każdy znajdzie w tej książce swoje ulubione miejsce. Ja czekam z niecierpliwością na "Mój Egipt". Jest już w druku. To poniekąd kontynuacja moich dość szczególnych opowieści o kolejnym bliskim mi miejscu (pierwszą były „Moje Indie”). Trzecia też już się pisze - to „Mój Madagaskar”.
- No właśnie, wreszcie napisałeś książkę o Egipcie. A przecież studiowałeś egiptiologię w Warszawie i w Kairze, więc pewnie fachowo, z polotem i ciekawostkowo potraktowałeś temat. Jaki jest Twój Egipt? Co nowego odkrywasz, jakie stereotypy łamiesz?
„Mój Egipt” nie jest przewodnikiem - tak, jak przewodnikiem nie były „Moje Indie”. To raczej zapis refleksji, czy też i przygód, różnych zdarzeń, ale też i nawet smaków i przepisów. Jest też tam - jak i w książce o Indiach - kilka rad, jak przeżyć pewne sytuacje, jak sobie radzić: a to z ludźmi, a to z przeciwnościami natury ( na przykład jak uniknąć tak zwanej "zemsty faraona"). Stereotypy, które przełamuję? Hmmm... to na przykład mit o targowaniu się, że to niby jakiś rytuał i tym podobne "terefere". Piszę co o tym sądzę, ale też piszę o tym, jak skutecznie się targować, jeżeli już do targowania się dojdzie... Jest w tej książce sporo nawiązań do języka arabskiego, spróbowałem pokusić się o zebranie kilku charakterystycznych słów na stałe urzędujących w naszym języku, albo w naszej świadomości i udowodnienie ich pochodzenia z języka arabskiego. Jest tam kilka anegdot, kilka zaskakujących stwierdzeń: np. ta, że byłem talibem. Ano byłem i się tego nie wypieram. Wszyscy byliśmy. A dlaczego? Ano dlatego, że
"talib" to po prostu "uczeń". A jeżeli ktoś w tej książce szuka przewodnika po starożytnościach, to nie znajdzie go w takiej formie, w jakiej się spodziewa. Starożytności też bowiem opisuję w sposób typowo "Kreci". (od Kreta – przypis redakcji). Dużo miejsca poświęciłem na przykład faraonowi Ramzesowi III. Nie, nie Drugiemu, a Trzeciemu. Temu mało znanemu następcy wielkiego Ramzesa Drugiego. A dlaczego akurat temu? Ano dlatego, że pozostawił po sobie najgłębsze w świecie hieroglify? A po co? Ano po to, by przejść w ten sposób do historii... A więcej już w listopadzie w książce "Mój Egipt". ?
- Pogadajmy o pogodzie. Dlaczego w Polsce jest na okrągło jesień, buro, pochmurnie i pada deszcz? Ludzie cierpią na brak słońca!
Trudne pytanie. Chyba dlatego tak jest, żebyśmy mogli kupować jak najwięcej wycieczek do Egiptu i Tunezji :-) A my wciąż z tego nie zdajemy sobie sprawy i wciąż jeździmy do Egiptu i Tunezji latem, kiedy u nas największe szanse na ciepło i słońce są (choć tegoroczne lato raczej temu przeczy). Może z czasem dojdziemy do wniosku, że latem trzeba dawać zarabiać polskiemu przemysłowi turystycznemu, a późną jesienią, zimą i ponurym przed-przedwiośniem uciekać tam, gdzie ciepło i słońce, by nabrać energii do życia i naładować się dobrym humorem. Gdyby państwo dopłacało do jesienno-zimowych wycieczek "w stronę słońca", to z pewnością byśmy na tym dobrze wyszli. Przecież rzesza zadowolonych, uśmiechniętych obywatelek i obywateli by się ogromnie powiększyła, co wpłynęłoby na Produkt Krajowy Brutto, nie mówiąc już o wprowadzonym przez króla Bhutanu nowym mierniku zwanym mniej więcej "Krajowe Zadowolenie Brutto"
-Ale jesień w lipcu i w sierpniu to już przesada, tego roku lata nie było, o co chodzi?! Wytłumacz ten fenomen. A teraz jakby w nagrodę we wrześniu indiańskie lato… To denerwujące.
Myślę, że o to chodzi, żebyśmy wreszcie przejrzeli na oczy po jesiennym lecie odczuwali wielkie zmęczenie jesienią i wyjechali do ciepłych krajów. Choć okazuje się, że myślenie magiczne pomaga i teraz jesień jest złota, ciepła, słoneczna itd...
- A masz jakiś swój sposób na jesienną depresję? Z Twoja pogodą ducha, uśmiechem i optymizmem, zapewne nie miewasz wahań nastrojów, na wielu telewidzów działasz kojąco, zza szklanego ekranu masz wiele fanek…
Hmmm.... jedyny sposób na jesienną depresję, to zarezerwować sobie przynajmniej tydzień wolnego na ten najgorszy najbardziej szary, bury i zimny okres i uciec w świat - nawet na tydzień, do Afryki, czy na Dominikanę, czy dokądkolwiek, byle byłoby ciepło. A jeżeli ktoś mi powie, że nie ma na to pieniędzy, to ja odpowiem, że jeżeli się do czegoś usilnie dąży, to nie ma żadnych przeszkód, by to osiągnąć. Trzeba tylko rzeczywiście chcieć, a wtedy nie ma barier. I tak jest, bo tak zawsze było w historii i tak zawsze będzie. Musimy uwierzyć w siebie i we własną siłę.
- Skąd czerpiesz pozytywną energię, którą potem rozdajesz garściami?
Właśnie stąd, że wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jeżeli sobie wmówimy, że nie mamy szczęścia, że nic nam się nie udaje i tym podobne bzdury, to zawsze tak będzie, że nic nam się nie będzie udawać, bo nie będziemy mieć w sobie energii, by osiągnąć cel. Ja uważam, że jestem dzieckiem szczęścia i przyciągam do siebie dobrą fortunę. A z tą fortuną jest trochę jak hmmmm.... z przedstawicielką najstarszego zawodu świata - ciągnie do tych, którym się powodzi, którzy mają sukces i bogactwo, albo przynajmniej przejawiają taką tendencję, że to osiągną. Przecież fortuna nie będzie ciągnąć się za kimś, kto jest smutny, przegrany, za kimś, kto jest straceńcem. To byłby masochizm. A czy my tacy jesteśmy? Czy ciągnie nas do ludzi smutnych, złych, ponurych? Nie. Przyciągają nas zawsze ludzie pogodni, ludzie szczęśliwi, słoneczni. Przy nich możemy się nacieszyć ich światłem, ich radością. Od nich możemy się nauczyć, jak tę radość z życia czerpać. I podobnie jest z fortuną - ona ciągnie do tych, którzy nie są przegrani.
Musimy więc wykrzesać i wciąż, codziennie wykrzesywać z siebie przynajmniej odrobinę optymizmu, dobrego humoru, samopoczucia i zarażać tym innych. ? Wtedy i oni będą mieć lepsze humory i więcej zadowolenia z życia. A przecież chyba nie ma nic cenniejszego od radości bliskich...
- Twój synek ma teraz dokładanie półtora roku i podobno jest Twoim klonem. Kiedy i gdzie zabierasz go na pierwszą wyprawę? Nosidełko na ramiona i gdzie?
Tak, Franio skończył półtora roku. Na razie nie zabieram go na żadne wyprawy. Uczę go świata dookoła niego, w bezpośredniej bliskości. Nie ma sensu pokazywać mu wielkiego świata wtedy, kiedy świat wręcz na wyciągnięcie ręki jest wciąż nie do końca dla niego poznany i pełen fascynujących tajemnic. Niech pozna i nacieszy się tym, co tuż pod ręką i pod stopami. Ostatnia jego fascynacja to... pajęczyny i pająki. Uwielbia je obserwować. Uwielbia przyglądać się przyrodzie. Jak przyjdzie odpowiedni czas, to ruszymy w dalszy świat. Niech wpierw nasyci się tym, co piękne tuż obok.
- Podobno jesteś gadżeciarzem. Jakie gadżety lubisz w podróży. A może jakaś dziwna rzecz, bez której nie mógłbyś obyć się w drodze?
Nie, nie jestem gadżeciarzem. Uczę się obywać bez rzeczy. Choć jeżeli mam dostęp do przedmiotów, które mogą ułatwić życie, to z chęcią z nich korzystam. Nie jestem jednak opętany na punkcie nowoczesnych technologii, bo zawsze mogą zawieść. Trzeba umieć zdać się na własne siły i własny rozum. To trudne w czasach, kiedy podsuwa nam się pod nos wręcz gadżety, które myślą za nas... Myślę, że wszędzie można zdobyć odpowiednie przedmioty, czy wręcz i ubrania, które mogą stać się niezbędne. Jedyne, bez czego nie umiałbym sobie poradzić w świecie, to język. Gdybym nie miał języka, pewnie byłoby mi bardzo ciężko. A jedyny gadżet, który uwielbiam od dzieciństwa to... latarka!
- Dlaczego lepiej żyć i podróżować w samotności? Rodzina, żona ogranicza? Dlaczego wolisz być sam?
Hmmm.... Podróżuję w samotności, bo najczęściej jadę do pracy, a praca reportera jest często pracą singla, który spotyka się na miejscu z całym mnóstwem ludzi (lub zwierząt). Do tej pracy zazwyczaj nie potrzebuję asystentów. Inaczej jest, kiedy jadę realizować film, lub program - wtedy mam albo dużą ekipę, albo też jedziemy na przykład we dwoje... Lubię jednak podróżować samemu, bo wtedy można robić sporo rzeczy bez ograniczeń. Ja jestem stadnym zwierzęciem i zazwyczaj przejmuję rolę opiekuna nad stadem, a to koliduje przecież z wypełnianiem różnych obowiązków zawodowych... Podobnie jest w życiu. Bliscy mnie nie ograniczają, ale czasem pewne projekty trzeba realizować w samotności.
- Masz coś takiego jak kryzys środka życia, że mało czasu zostało. Co chciałbyś jeszcze zdążyć zrobić, zdobyć, osiągnąć? Jakie marzenia masz jeszcze do zrealizowania?
Kryzys środka życia? Jaki środek? Ja przecież dopiero co zacząłem... Każdego dnia zaczynam coś nowego... Nie ma środka. Kiedy tylko coś w życiu skończę, to jest to przyczyna do wielkiej radości, bo można zacząć coś nowego....
- A co dalej z Twoją miłością do Indii? Jarku ;)
Stara miłość nie rdzewieje. Dojrzewa.
(Marbo)
| Jarosław Kret - dziennikarz, fotoreporter, prezenter telewizyjny. Studiował egiptologię, a także archeologię śródziemnomorską, afrykanistykę i kulturoznawstwo. W latach 90-tych był reporterem i prezenterem Teleexpressu, Prowadził autorski program telewizyjny „Klub Podróżników", nakręcił ponad 20 filmów dokumentalnych i reportaży w Azji, Afryce, Ameryce Południowej i Europie. Przez 3 lata pracował jako starszy redaktor i fotoreporter w Magazynie „National Geographic Polska”. Od 2002 jest prezenterem Pogody w TVP. Jest autorem wielu książek, m.in. Kret na pogodę i albumów fotograficznych: Moja Ziemia Święta, a także z cyklu „Wyprawy marzeń" – „Ziemia Święta" i „Madagaskar", jest też współautorem „Słownika Pogody". Napisał także: "Moje Indie", "Planeta według Kreta cz.1", "Mój Egipt", w przygotowaniu "Mój Madagaskar". |
| --- |