Zanzibar według Martyny Wojciechowskiej
Relacja polskiej dziennikarki i podróżniczki z wyprawy na wyspę, której plaże pokrywa biały jak śnieg piasek, a po szmaragdowym morzu leniwie pływają rybackie łodzie. Wraz z Martyną Wojciechowską poznajemy nie tylko piękno Zanzibaru, ale także życie tutejszych kobiet. Sprawdźcie, jak radzą sobie w męskim świecie poligamii.
07.08.2012 | aktual.: 10.05.2013 09:56
Relacja polskiej dziennikarki i podróżniczki z wyprawy na wyspę, której plaże pokrywa biały jak śnieg piasek, a po szmaragdowym morzu leniwie pływają rybackie łodzie. Wraz z Martyną Wojciechowską poznajemy nie tylko piękno Zanzibaru, ale także życie tutejszych kobiet. Sprawdźcie, jak radzą sobie w męskim świecie poligamii.
– Czy nie jest to dla ciebie uciążliwe, że cały czas zasłaniasz włosy? Są tutaj kobiety, które nie noszą ani kolorowej kangi, ani hidżabu – pytam. Widziałam takie kobiety dziś na plaży, choć nie wykluczam, że odsłoniły głowę tylko dlatego, że nie było żadnych mężczyzn w pobliżu.
– Nie przeszkadza mi to, bo na Zanzibarze kobiety muszą się tak ubierać – odpowiada.
– Chciałabyś, żeby twoja córka żyła tak jak ty, czy inaczej? – pytam otwarcie.
– Będzie żyła zgodnie z tradycją, tak samo jak ja.
Niesamowite, pomyślałam, jak często strażniczkami starego porządku są kobiety. To one zmuszają córki do poddawania się obrzezaniu, do noszenia chust na głowie, niestosowania tabletek antykoncepcyjnych. Babską mentalność równie trudno zmienić jak męską.
– Kto w waszym domu trzyma pieniądze?
– Mój mąż ma pracę jako dozorca w takiej małej knajpce na plaży. Jak przynosi pieniądze, to trzyma je w składziku. Kiedy ja dostaję swoje ze sprzedaży alg, to pokazuję mu, ile mam, a potem mogę je wydać na dom. Kiedy chcę kupić sobie ubrania, Fitina daje mi na to pieniądze. Zakładam na siebie coś ładnego i tylko mąż może mnie w tym zobaczyć. Szminkuję usta, robię kreskę na oczach, zakładam bransoletki, kolczyki i wtedy bardzo ładnie wyglądam – Wache zaczyna chichotać, znów zasłaniając usta dłonią.
Kobieta na moją prośbę odwija kangę z głowy. Jak się okazuje, Wache ma czarne kręcone włosy splecione w dwa ciasne warkoczyki, które tworzą za uszami coś, co przypomina precelki. Bez chustki wygląda szalenie dziewczęco! Nareszcie widać jej ładną buzię, szyję. Ale rola tradycyjnego stroju muzułmanek – zwanego hidżabem – nie polega na tym, żeby eksponować urodę, jak w naszej kulturze. Tu jest wręcz przeciwnie. Figurę trzeba maskować bezkształtnymi szatami, a długą i ponętną szyję, włosy i uszy zasłaniać. Wszystko, co najlepsze, kobieta powinna zachować dla męża. Dla muzułmanów kobieta nieodpowiednio ubrana staje się obiektem pożądania, rozprasza uwagę mężczyzn, sprawia, że zamiast skupiać się na pracy, myślą jedynie o czynnościach seksualnych. Poza tym mężczyzna z natury jest bardziej impulsywny, więc hidżab hamuje jego temperament, niejako go uspokaja… Taki strój w pewnym sensie gwarantuje więc kobietom bezpieczeństwo. I jednocześnie ogranicza swobodę seksualną surowo przez religię potępianą. W stolicy
Zanzibaru, na uliczkach Stone Town i w wielu innych krajach muzułmańskich jedynym odsłoniętym elementem kobiecego ciała są oczy (taka zasłona na głowę nazywa się nikab). Tylko że spojrzenie również może być erotyczne! Więc w społecznościach ortodoksyjnych muzułmanów, na przykład w Afganistanie czy Iranie, nosi się burkę – coś w rodzaju chusty z siatką w miejscu, gdzie są oczy – kobieta przez nią widzi, ale już nie jest w stanie prowokować płci przeciwnej.
Gdyby rzeczywiście ubiór kobiety miał aż tak destrukcyjny wpływ na męską pracę, zachodnie społeczeństwa nie byłyby zdolne do wytwarzania czegokolwiek. Całe narody pogrążone byłyby w seksualnej rozpuście! A przecież tak nie jest. Wytwarzamy, rozwijamy się, a nawet relatywnie coraz rzadziej uprawiamy seks, tak stresują nas praca i obowiązki, że spada nam libido. Paradoksalnie to właśnie zasłona czyni muzułmanki bardziej tajemniczymi i pożądanymi w oczach mężczyzn. Jeżeli ktoś myśli, że tego typu ubranie działa jak środek odstraszający, powinien poczytać fora internetowe, na których muzułmanki skarżą się na molestowanie seksualne. Chwytanie za pośladki, zaczepianie, śledzenie są tam na porządku dziennym, a jedyną obroną dziewczyn jest ucieczka bądź krzyk. Albo niewychodzenie z domu. Nasi mężczyźni przy muzułmanach sprawiają wrażenie wykastrowanych i pozbawionych popędu. Sama nie dalej jak wczoraj stałam się kilkakrotnie ofiarą molestowania i to podczas spaceru po stolicy Zanzibaru.
– Co to za muzułmanie, którzy łapią dziewczyny za tyłek przy nadarzającej się okazji?! – wzburzona zapytałam Masouda.
W odpowiedzi usłyszałam:
– To bardzo obraźliwe, nie powinno się tego robić… Ale jak w każdej kulturze – są dobrzy ludzie i stuknięci.
Wiem jedno, gdyby w Polsce ktoś złapał mnie w ten sposób, uderzyłabym go w twarz – tutaj nie wiedziałam nawet, jak się zachować.
Wache zagotowała w garnku wodę, którą ze studni przyniosła w wiadrze na głowie. Teraz do bulgoczącego wrzątku wsypuje herbatę, kardamon, cynamon i sporą ilość cukru, upewniwszy się wcześniej, że lubię słodką. Gotuje to wszystko razem i częstuje mnie herbatą w salonie (który, przypomnę, jest też magazynem i garażem). Wkrótce przyłącza się do nas pół wsi i oczywiście Fitina. Pijemy gorący napój. Rodzina śpiewa najsłynniejszą tutaj, przynajmniej zdaniem turystów, piosenkę Hakuna matata. W dosłownym tłumaczeniu oznacza to „Nie ma problemu”. I taka też panuje tu atmosfera – niespieszna, pole, pole, czyli „powoli, powoli”, jakoś to będzie… Fitina jest jednak panem domu, w którym gości telewizja, więc wszystko musi być jak należy.
– Cisza, teraz ja będę śpiewał – oznajmia.
Wache uśmiecha się z pobłażaniem, a gdy po kilku solówkach zniechęcony brakiem aplauzu mąż przenosi się do domu drugiej żony, zwierza mi się po cichu, że jednak kłócą się czasami, bo on chce się kochać, a ona się wstydzi. – Jak to w domu, tu zawsze jest pełno ludzi – wyjaśnia. – Gdy odmawiam seksu, to Fitina się złości, idzie potem nad morze i siedzi cały obrażony.
Kobiety Zachodu cieszą się teraz pełnią praw obywatelskich, mogą pracować, uczyć się. Jednak wywalczyły to sobie stosunkowo niedawno. Polki otrzymały prawa wyborcze dopiero w 1918 roku, Brytyjki, o dziwo, aż 10 lat później. Pierwsza kobieta, która została wykładowcą uniwersyteckim, to nasza rodaczka Maria Skłodowska-Curie, w 1906 roku. Nawet dziś zarabiamy mniej niż mężczyźni i jedynie parytet jest w stanie zapewnić obecność większej liczby kobiet w życiu politycznym niektórych krajów Europy. Ale w pewnym sensie same jesteśmy sobie winne. Według badań w wyborach statystycznie chętniej oddajemy głosy na mężczyzn niż na kobiety i łatwiej akceptujemy mężczyznę w roli przełożonego. Skoro po latach wolności wciąż trudno nam uniezależnić się psychicznie od męskiej dominacji, czy powinnyśmy się dziwić uległości tutejszych kobiet? Zastanawiam się, ile lat zajmie im przekonanie samych siebie, że można i warto żyć inaczej? Muzułmanka teoretycznie nie może nawet odmówić swojemu mężowi współżycia. Koran mówi: „Wasze
żony są to wasze pola, uprawiajcie je, ilekroć wam podobać się będzie”.
W islamie związek między małżonkami najczęściej oparty jest na kontrakcie, który podpisują obie strony. Oprócz tak zwanego maharu, czyli standardowej zapłaty za żonę (którą, w razie rozwodu na żądanie męża, trzeba zwrócić kobiecie w całości), można zawrzeć zapis, że żona nie zgadza się na poligamię. Jednak w praktyce jest to rzadko stosowane. Wówczas też kobieta musi zwrócić wszystkie wydatki męża związane ze ślubem. Jej opór nie ma więc raczej sensu. Wystarczy, że w przypływie gniewu mężczyzna powie jej trzy razy: „Rozwodzę się z tobą”, napisze to na papierze i… już jest wolny. Na szczęście rozwiedziona w ten sposób kobieta ma szansę ponownego wyjścia za mąż.
Istnieje też prawo, że skruszony mąż nie może równie łatwo naprawić swojego błędu i poślubić ją ponownie, dopóki ona nie wyjdzie za mąż za innego mężczyznę i się z nim nie rozwiedzie.
– Bywa, że mężczyźni czują przewagę nad kobietami, bo mogą się z nimi rozwieść w każdej chwili i nie traktują ich dobrze. Jednak jest to ostatnia rzecz, którą może i powinien zrobić religijny muzułmański mężczyzna – tłumaczy mi Masoud. – Wierzymy, że gdy zdarza się rozwód, niebo drży, bo Bogu się to nie podoba. Ale jeśli nie ma innego wyjścia niż rozwód, ważne jest też, z jakiego to się stało powodu, z czyjej winy. Niezależnie od wszystkiego obowiązkiem ojca jest zapewnienie dzieciom bytu. Po rozwodzie musi też być dobry dla swojej żony. Zgodnie z religią nie może zabrać jej tego, co od niego dostała. To, co dał jej w prezencie, należy do niej.
– A co z domem lub mieszkaniem? – dopytuję, znając realia podziału majątków w kulturze europejskiej.
– Tu, na Zanzibarze, w większości przypadków kobieta po prostu wraca do swoich rodziców.
Mam na imię Maryam. Chciałabym być pierwszą żoną Fitiny, ale nie miałam szczęścia i zostałam drugą. Pierwsza żona spędziła o wiele więcej czasu z mężem i pierwszą żonę darzy się większym szacunkiem… Fitina jednak jest sprawiedliwy dla nas i równo teraz dzieli czas pomiędzy Wache i mnie. Czy jestem zazdrosna? No, nie powinnam… Ale gdyby Fitina przyprowadził do domu trzecią żonę, na pewno czułabym zazdrość. Okropną! Z czasem jednak pewnie zrobiłoby się normalnie. Zdarzają się takie sytuacje, że jestem zazdrosna o Wache. Ale taka jest nasza kultura i nic na to nie mogę poradzić. Czasem któraś z nas powie coś niemiłego drugiej, ale raczej trzymamy się razem i staramy się, by było dobrze. Z początku, gdy Fitina nocował u Wache, czułam się źle. To jest przecież praktycznie za ścianą… Wyobrażałam sobie, co robią i jak to jest… Nie byłam po prostu do tego przyzwyczajona. Teraz już jestem.
Michał filmuje jak Maryam pierze, potem przewija dziecko, które zamiast pieluchy ma zużytą małą kangę, na to ręczniczek, a na to jeszcze folijkę. Czyli postępuje dokładnie tak, jak robiły nasze mamy przed erą pampersów. Na koniec Maryam maluje brwi i oczy dziecka (sic!) czarną kredką. I zaczyna przygotowywać kolację. Właśnie ugniata czosnek w moździerzu. Kiedy tylko pytam o coś, co wzbudza w niej szczególne emocje, na przykład czy męż-
czyzna faktycznie powinien mieć dwie lub trzy żony, zaczyna tak mocno tłuc w moździerzu przyprawę, że rozbryzguje ją na mnie i całą ekipę telewizyjną.
– Dlaczego w takim razie uważasz, że mężczyzna powinien mieć jedną żonę? – pytam wprost.
– Bo jak ma dwie żony (buch, buch, buch – wali mocno w moździerz drewnianym ubijakiem) – to nie starcza pieniędzy dla wszystkich dzieci (buch, buch, buch – czosnek rozbryzguje się na kamery), a jakby miał jedną żonę, skoncentrowałby się na jednej i rodzina żyłaby lepiej, w dobrobycie, ot co (buch, buch, buch – z czosnku została już chyba tylko miazga).
Fragment książki Martyny Wojciechowskiej "Zanzibar".
| Dossier: Martyna Wojciechowska – dziennikarka i podróżniczka. Redaktor naczelna magazynów „National Geographic Polska” i „National Geographic Traveler”. Zafascynowana motoryzacją. Jako pierwsza Polka i kobieta z Europy Środkowo-Wschodniej ukończyła Rajd Paryż-Dakar 2002. Jako trzecia i najmłodsza Polka zdobyła w 2006 roku najwyższą górę świata Mount Everest. Na swoim koncie ma siedem najwyższych szczytów na wszystkich kontynentach, czyli tzw. Koronę Ziemi. |
| --- |