MiastaAktywny weekend z Suzuki - Warmia i Mazury

Aktywny weekend z Suzuki - Warmia i Mazury

Aktywny weekend z Suzuki - Warmia i Mazury
Źródło zdjęć: © jesiotr9 - Fotolia.com

W plebiscycie na najpiękniejsze miejsce w Polsce ten region miałby wielkie szanse na zwycięstwo. Tu wciąż lasy są gęste i dziewicze, jeziora i rzeki czyste, do tego przepięknie położone. Tutaj rzeczywiście można cofnąć się w czasie albo zaszyć się tak, by nikt nas nie znalazł. Wyłączyć telefon i oddać się kontemplacji tego, co dostaliśmy w prezencie od natury.

W plebiscycie na najpiękniejsze miejsce w Polsce ten region miałby wielkie szanse na zwycięstwo. Tu wciąż lasy są gęste i dziewicze, jeziora i rzeki czyste, do tego przepięknie położone. Tutaj rzeczywiście można cofnąć się w czasie albo zaszyć się tak, by nikt nas nie znalazł. Wyłączyć telefon i oddać się kontemplacji tego, co dostaliśmy w prezencie od natury.

Tym razem naszym Suzuki SX4 S-Cross wybraliśmy się na Warmię i Mazury. I staramy się zobaczyć je w każdym możliwym kontekście. Śladów wielkiej historii szukamy pod Grunwaldem, aktywnego wypoczynku na rzece Krutyni. W Mikołajkach podziwiamy jachty i słuchamy szant, w Kadzidłowie *przyglądamy się dzikim zwierzętom w wyjątkowym parku. Codzienne życie i obrzędy mieszkającego tu niegdyś plemienia *Galindów obserwujemy wreszcie na zaszytej głęboko w puszczy Galindii.

Nasz _ crossover _ wielokrotnie musi przemierzać polne, szutrowe drogi, pełne dziur i wybojów, a nawet wjechać na piaszczystą plażę. W takich momentach przydaje się wysokie zawieszenie i napęd na cztery koła Allgrip, a także niezawodny system nawigacji.

fot. Maciej Wesołowski/WP

1 / 9

Olsztyn - warmińska stolica

Obraz
© puchan/Shutterstock.com

Olsztyn to stolica Warmii i miasto Kopernika, które w ostatnich latach stara się intensywnie przypominać światu, że to tu żył najsłynniejszy w dziejach astronom. Choć urodził się w Toruniu, a zmarł we Fromborku, to miejsce także ma ważne miejsce w jego biografii. Kopernik z brązu wita gości przy wejściu na zamek. W samej warowni można oglądać wystawę "Kopernik. Mieszkaniec zamku olsztyńskiego". W roku 1516 został on administratorem dóbr kapituły warmińskiej i przez następne pięć lat zarządzał nimi z Olsztyna. Prowadził również akcję kolonizacji opuszczonych na skutek wojen warmińskich ziem i dowodził obroną tutejszych zamków przed Krzyżakami. Jego dziełem jest m.in. wzmocnienie fortyfikacji zamku w stolicy Warmii. Warto o tym pamiętać spacerując po Starym Mieście.

Olsztyn w czasie wakacje oferuje mnóstwo atrakcji kulturalnych. W pięknie położonym amfiteatrze im. Czesława Niemena niemal codziennie można posłuchać koncertu lub trafić na przegląd kabaretów. Do końca sierpnia wystąpią m.in. Justyna Steczkowska, Marek Dyjak, Włodek Pawlik Trio czy Katarzyna Groniec.

2 / 9

Mikołajki i Mragowo - aktywnie nad jeziorami

Obraz
© puchan/Shutterstock.com

Mekka żeglarzy to Mikołajki. To tu, w przystani nad jeziorami Tałty i Mikołajskim cumują dziesiątki mazurskich żaglówek (cena postoju w porcie: 10 zł - do 5 godzin i 30 zł - powyżej 5 godzin). Tu też po dniu spędzonym na wodzie można zjeść świeżą rybę z tutejszych jezior i posłuchać szant. My w jednej z mikołajskich tawern słuchamy koncertu zespołu Szantaż z Olsztyna i szybko dajemy się ponieść żeglarskim piosenkom oraz lekko biesiadnej atmosferze. Razem z innymi zawodzimy: "_ Gdzie ta keja, a przy niej ten jacht ... _" Aż chce się jeden wypożyczyć (cena to od 250 zł do 1200 zł/ doba) i ruszyć na mazurskie jeziora.

Po drodze z Olsztyna odwiedziliśmy jeszcze Mrągowo. Miasteczko słynne jest dzięki piknikowi muzyki country, który odbywa się w amfiteatrze nad jeziorem. W tym roku pomiędzy 25 a 27 lipca na scenę na wodzie przyjadą m.in. Kayleigh Leith, Modern Earl, Lonstar Band czy Babsztyl, a także Maciej Maleńczuk czy T.Love (bilety: 70-180 zł). Będąc tu warto zatrzymać się na chwilę w Mrongoville, czyli miasteczku westernowym.

3 / 9

Spływ Krutynią i odwiedziny w Wojnowie

Obraz
© Maciej Wesołowski/WP

Jednak zanim zdecydujemy się na żaglówkę, nie możemy sobie odpuścić tradycyjnego już - w naszym przypadku - spływu Krutynią. Trasa kajakowa na tej rzece liczy sobie blisko 100 km, zwykle więc turyści dzielą ją na odcinki. My spływaliśmy rzeką już kilkakrotnie, ale tym razem, ze względu na 1,5-roczną Nelę (to jej drugi spływ w życiu) decydujemy się na dość prostą, 8-kilometrową wycieczkę rodzinną na trasie Ukta - Nowy Most (za kajak płacimy 40 złotych, w tym transport z powrotem do Ukty). Pogoda jest fantastyczna - blisko 30 st. C w cieniu. Do tego cisza i bujna zieleń wokół. Rzeka jest wolna, od czasu do czasu porzucamy wiosła i dajemy się ponieść leniwemu nurtowi. Nie mamy wątpliwości, że to idealne warunki, by trochę zwolnić i rzeczywiście odpocząć od miejskiego życia.

Po kajakach odwiedzamy Wojnowo, typową mazurską wieś nieopodal Ukty. Co ciekawe, założyli ją w połowie XIX wieku tzw. staroobrzędowcy, czyli ci, którzy w XVII wieku odłączyli się od kościoła prawosławnego. Nie akceptowali oni reform dokonanych przez patriarchę Nikona. Pamiątką po nich jest przepiękna, wciąż czynna, wojnowska cerkiew p.w. Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny.

fot. Maciej Wesołowski/WP

4 / 9

Leśniczówka w Praniu

Obraz
© Maciej Wesołowski/WP

Następnego dnia jedziemy do letniego domu Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu. Mistrz (tyle, że z brązu) przysiadł przed samym budynkiem leśniczówki. Znajduje się tu muzeum poety (bilety wstępu: 6 zł - dorośli i 4 zł -dzieci), a prowadzi do niego Aleja Nieznanego Poety. Nazwa miejsca pochodzi od mgieł (po mazursku: prań), które często unoszą się nad tutejszą położoną w wśród drzew łąką. A samo miejsce, znajdujące się na wysokiej skarpie (jest pomost, można dopłynąć tu również łodzią) nad jeziorem Nidzkim i otoczone gęstym lasem, ma klimat absolutnie niezwykły. Latem leśniczówka tętni życiem. Przed budynkiem z czerwonej cegły w każdy weekend występują różnoracy artyści. W tym roku pojawią się tu m.in. Marek Napiórkowski z zespołem, Anita Lipnicka czy Stanisław Sojka. Są imprezy dla dorosłych i nieco mniejszych - te ostatnie zwykle w położonym przy parkingu bistro "Zielona gęś". Tam też można skorzystać z tzw. biblioteki przydrożnej, a więc wybrać z gabloty książkę, wkładając w zamian inną.

5 / 9

Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie

Obraz
© Maciej Wesołowski/WP

Z Prania niedaleko już do położonego na terenie liczącym około 100 hektarów Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. W sercu Puszczy Piskiej, ok. 10 km od Rucianego Nidy, z bliska obserwujemy m.in. łosie, jelenie, tarpany, daniele, koniki polskie, rysie, bobry, cietrzewie, żurawie czy wilki skandynawskie. Patronem parku jest przyrodnik i sybirak Benedykt Dybowski i na jego cześć w Kadzidłowie można zobaczyć również zwierzęta z dalekiego wschodu Rosji.

Ideą założenia parku - przez doktora Andrzeja Krzywińskiego - było zachowanie wymierających gatunków zwierząt i stworzenie im warunków bytowych zbliżonych do naturalnych. I to się udało. W dużej większości przypadków park kadzidłowski nie przypomina tradycyjnego zoo. Zwierzęta mają dużo więcej przestrzeni, po terenie poruszają się swobodnie. To ludzie muszą wejść na ich terytorium - po specjalnej ukośnej drabinie, a nie na odwrót. Park czynny jest codziennie od 9 do zmroku. Bilety: 18 zł (dorośli) i 9 zł (dzieci).

Będąc już w Puszczy Piskiej z pewnością warto też spróbować jazdy konnej. Za godzinę jazdy w terenie zapłacimy 40-50 zł (np. stajnia Zabielne).

fot. Maciej Wesołowski/WP

6 / 9

Galindia

Obraz
© Maciej Wesołowski/WP

Jedziemy do Iznoty. Najpierw asfaltem, potem drogą szutrową. Nasz samochód ma napęd na 4 koła ALLGRIP, przełączamy w tryb SNOW przeznaczony do nieutwardzonych i śliskich nawierzchni i podróżujemy dalej nie martwiąc się o stan drogi. Przejeżdżamy mostek na Krutyni, wokół gęste lasy i malownicze polany. Wreszcie jest, brama i drewniana rzeźba wojownika o marsowym obliczu. To miejsce zamieszkiwało niegdyś (V w. p.n.e. - XII w. n.e.) dumne plemię Galindów, wytępione z czasem podczas walk na tych terenach. Teraz jest tu prywatny ośrodek wypoczynkowy, który ożywia dawną legendę. Na położony na półwyspie jeziora Bełdany kompleks składają się: hotel, restauracja i pensjonat. Poza tym jednak odnaleźć tu można pieczary, termy, uroczyska leśne, lochy demonów, studnie głodowe, rytualne kamienne kręgi czy labirynt Galindów. Do tego mnóstwo drewnianych rzeźb i drzew "posadzonych" korzeniami do góry. Cały wystrój wnętrz jest konsekwentnie przykrojony do - powiedzmy - naszego wyobrażenia o tamtej kulturze i epoce.
Wśród atrakcji: tradycyjna uczta, strzelanie z łuku, wyprawa galindyjską łodzią po jeziorze, a na życzenie także: napad rabunkowy na autobus pełen turystów.

fot. Maciej Wesołowski/WP

7 / 9

Zamek w Rynie

Obraz
© wikipedia.org by Semu, licencja CC 3.0

Na kolację jedziemy do znakomitej restauracji ulokowanej w dawnym młynie w miejscowości Ryn. Zamawiamy tutejsze sandacze i sielawy. Popijamy rycerskim kwasem chlebowym. Ale jeszcze zanim zrobi się ciemno obchodzimy największą tutejszą atrakcję - krzyżacki zamek z XIV w. o bardzo ciekawej historii. Zbudowano go w założeniu jako warowny klasztor, na planie prostokąta z dziedzińcem, na rozkaz wielkiego mistrza zakonu Winrycha von Kniprode. Z czasem stał się siedzibą komturii, a następnie krzyżackich wójtów. U schyłku XIV w. komturem był tu słynny Konrad Wallenrod (stąd dziś w Rynie możemy zjeść w "Karczmie u Wallenroda"). Teraz zamek pełni rolę luksusowego hotelu (w sezonie od 460 zł za noc w dwójce) i centrum kongresowego. Wszystko w mrocznej stylistyce, nawiązującej do dawnych czasów. W sezonie odbywają się tu biesiady rycerskie, festiwale kultury średniowiecznej czy kameralne występy z cyklu "Concerto Castello Ryn".

8 / 9

Gietrzwałd

Obraz
© Maciej Wesołowski/WP

Wracamy na Warmię. W Gietrzwałdzie zwiedzamy słynne sanktuarium maryjne. Tu, według przekazów, w roku pańskim 1877 Matka Boska objawiła się dwóm dziewczynkom: Barbarze Samulowskiej i Justynie Szafryńskiej. Maryja miała do nich przemawiać po polsku, co miało znaczenie o tyle, że były to czasy intensywnej germanizacji, a w ówczesnych Prusach język polski był absolutnie zakazany. Od tego czasu do Gietrzwałdu licznie - ok. miliona osób rocznie - przybywają pielgrzymi. Kościół, który z czasem przebudowywano, aż do obecnego kształtu Bazyliki Narodzenia Najświętszej Maryi, istniał tu od XV w. Od 1970 roku ma on rangę bazyliki mniejszej.

Nas poza imponującym sanktuarium interesuje sam Gietrzwałd, który jest świetnym przykładem małomiasteczkowej architektury warmińskiej. Wrażenie robi na nas szczególnie tutejsza "Karczma Warmińska", z czerwonej cegły, z charakterystycznym czerwonym dachem. W tradycyjnych wnętrzach odtworzono życie dawnych Warmiaków. Stoi tu więc i wóz drabiniastych i drewniane misy i tary, staroświeckie stoły i krzesła. Gdzieś tam - wiklinowa kołyska na kółkach, a obok solidne drewniane klompy. Na końcu pracownie: bartnicza czy rękodzielnicza. I wreszcie typowe warmińskie okiennice i płotki - kolorowo, ręcznie malowane.

fot. wikipedia.org by Bogitor, licencja CC BY-SA 3.0

9 / 9

Bitwa pod Grunwaldem

Obraz
© Maciej Wesołowski/WP

Na koniec zostawimy sobie jedną z największych letnich atrakcji Warmii: inscenizację wielkiej bitwy grunwaldzkiej z 1410 roku. Naprzeciw siebie - jak co roku - stają potężne armie: polsko-litewska i zakonu krzyżackiego. Wynik starcia jest łatwy do przewidzenia, ale i tak oglądamy wszystko z zapartym tchem. 604 lata po bitwie na pola grunwaldzkie zjechało ponad 1200 rycerzy z kilkunastu krajów (604 lata temu było ich ponad 50 tysięcy), głównie z Polski, Niemiec, Rosji i Litwy. Każdy z rycerzy - rekonstruktorów ma na sobie zbroję o wadze 25-35kg i traktuję swoją misję poważnie. Pewnie dlatego wyreżyserowany przez Krzysztofa Góreckiego spektakl naprawdę robi wrażenie. Po bitwie AD 2014 szczerze nabraliśmy ochoty na więcej. Tym bardziej, że atrakcje czekają także na tutejszym, "średniowiecznym" polu namiotowym - rycerskie śpiewy (z krzyżackim "tam-dara-de" na czele), strzelanie z łuku do tarczy, posiłki z epoki popijane trójniakiem to tylko niektóre z nich. Małoletni, rzecz jasna, wyjeżdżają spod
Grunwaldu w pełnym rynsztunku: w hełmie, "zbroi", z drewnianym mieczem i tarczą z dykty w rękach.

Wrażenia z jazdy Suzuki SX4 S-Cross
Kończymy kolejną wyprawę po Polsce. Nasz Suzuki SX4 S-Cross tym razem musiał zmierzyć się z niespotykanymi wcześniej na trasie wybojami i nierównościami terenu. I zdał egzamin na piątkę. Przydał się napęd na cztery koła i wysokie zawieszenie.

Poza tym doceniliśmy to, że:
- udało się nam zmieścić całkiem spory zestaw bagaży (rodzinny wyjazd!)
- dzieci chwaliły sobie przestrzeń na tylnej kanapie
- samochód spalił mniej niż się spodziewaliśmy (poniżej 7 litrów na 100 km).

Tekst: Maciek Wesołowski/udm

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)