Aktywny weekend z Suzuki - Zamojszczyzna i Roztocze
Jadąc po Roztoczu czasem czujemy się jak na innej, pięknej planecie. Gdy miniemy już miasteczka z rzędami gierkowskich "klocków" i wyspami nowobogackich "gargameli", wjeżdżamy w obszary, których człowiek nie skaził brzydką architekturą.
Zamojszczyzna i Roztocze. Dzikość serca
Jadąc po Roztoczu czasem czujemy się jak na innej, pięknej planecie. Gdy miniemy już miasteczka z rzędami gierkowskich "klocków" i wyspami nowobogackich "gargameli", wjeżdżamy w obszary, których człowiek nie skaził brzydką architekturą. Gdzie dzikość krajobrazu urzeka i fascynuje. Kiedy przedzieramy się chaszczami wzdłuż rzeki Tanwi, obserwując tutejsze "Szumy", tudzież rowerami i kajakami przemierzamy szlaki w okolicach Zwierzyńca, jesteśmy absolutnie zachwyceni. Jest dziko, cicho, dziewiczo. Aż trudno uwierzyć, że nadal są w Polsce takie miejsca.
Nasz Suzuki SX4 S-Cross *tym razem wyjątkowo często musi pokonywać trudne odcinki szutrowe i żwirowe, zdarza się, że jedziemy po błocie i pokonujemy głębokie na pół metra kałuże; strumienie wody rozbryzgują się wówczas na wysokości naszych głów. Nawet jeśli czasem mamy obawy, czy uda nam się wyjechać po drugiej stronie lasu, nasz *_ crossover szybko rozwiewa wątpliwości. Stosunkowo lekki, z wysokim prześwitem pomiędzy drogą a podwoziem, a przy tym wyposażony w system napędu na cztery koła Allgrip _, bez trudu wychodzi z każdej opresji. Tyle że po weekendzie musimy oddać auto do dobrej myjni.
Tekst: Maciek Wesołowski/udm
Lublin
Zanim wjedziemy na Zamojszczyznę, zatrzymujemy się na dłuższy przystanek w Lublinie. Tutejsza starówka o tej porze roku tętni życiem. W restauracjach poza polską kuchnią także m.in. hiszpańska czy niemiecka. My siadamy na obiad w restauracji "Mandragora". Tutejsze specjały, takie jak _ gęsi pipek _, _ kawior żydowski _, _ wątróbka z jabłkami _, _ latkes _ czy _ kaczka purimowa _, a także mundurki kelnerów i wystrój wnętrza przywołują ducha dawnej Polski - różnorodnej, wielokulturowej, tolerancyjnej. Śladów po żydowskiej społeczności jest zresztą na lubelskiej starówce dużo więcej. Zatrzymujemy się przy Bramie Grodzkiej, gdzie niegdyś była granica pomiędzy światem chrześcijańskim a miastem żydowskim. Teraz mieści się tu Teatr NN, w którym można obejrzeć wystawę o życiu przedwojennych lubelskich Żydów. Nie mamy już czasu na odwiedzenie synagogi Chewra Nosim, starego cmentarza żydowskiego czy Domu Pereca. Ale obiecujemy sobie, że 2 sierpnia wrócimy do Lublina na inscenizację "Wielkiego
żydowskiego wesela", które odbędzie się na placu przed "Mandragorą". Organizatorzy zapewniają, że uda się im przenieść w czasie.
Zamość
Perła Renesansu. Miasto arkad. Cud Zamoyskiego. Od ponad 20 lat na światowej liście dziedzictwa kulturowego UNESCO. Wrażenie robi zwłaszcza tutejszy Rynek Wielki na planie kwadratu o boku długości 100 metrów, przez niektórych uważany nawet za najpiękniejszy w Polsce (podobno wyjątkową estymą cieszy się wśród Japończyków). Równie imponujący jest cały układ architektoniczno - urbanistyczny Starego Miasta, pamiętający jeszcze czasy Wazów czy Sasów. Ulubionym miejscem turystów, a zwłaszcza nowożeńców jest manierystyczno - barokowy ratusz z wachlarzowymi schodami. Nie ma weekendu, by nie powstała tam mniej lub bardziej profesjonalna sesja zdjęciowa. Miasto założył w 1580 roku kanclerz koronny i doradca królów: Zygmunta II Augusta i Stefana Batorego Jan Zamoyski, a zaprojektował włoski architekt Bernardo Morando. Ideą było stworzenie miasta idealnego, nawiązującego do koncepcji polimorficznych, którego głową miał stać się Pałac Zamoyskich, kręgosłupem ulica Grodzka, a ramionami ulice poprzeczne. Do
dziś spacerując po Zamościu czujemy, że jest to miasto, no, może nie idealne, ale zachowujące fantastyczny, renesansowy klimat.