I helikopterem, i na końskim grzbiecie
„Tylko kilka razy zdarzyło się, że musiałam zapłacić za przejazd” – opowiada w rozmowie z Daily Mail. „Straż graniczna w Turkmenistanie i Chinach nie pozwoliła mi przejść przez punkty kontrolne, jeśli na granicy nie zapłaciłam za transport minibusem”. Trzeba przyznać, że jest to niemały wyczyn, bo główny środek transportu to nie był zwykły autostop. Ana podróżowała motocyklami, promami, statkami rybackimi, helikopterem, a nawet… na końskim grzbiecie w Kirgistanie. Niewiarygodne? A jednak.