Autostop to jego żywioł. "Tylko dwa razy próbowali mnie zabić"
Michał Sylwester Pater budzi ogromne zaciekawienie mieszkańców krain, do których dociera. Wybiera miejsca dość nieoczywiste z punktu widzenia zwykłego turysty. Sam zresztą przyznaje, że jest podróżnikiem, a nie turystą. - Podróżnikiem-menelem - dodaje.
Zdarza mu się wyjechać ze stówką w kieszeni, jak miało to miejsce przy pierwszej dużej wyprawie po Rosji w 2013 r., kiedy autostopem dostał się do Władywostoku. Pomyślał wtedy, że to zbyt piękne, by mogło się skończyć i konsekwentnie wypuszcza się na Wschód z minimalną ilością gotówki i podobną znajomością rosyjskiego. Spotyka na ulicy ludzi, zaprzyjaźnia się z nimi, nierzadko imprezuje, kręci filmy i po powrocie umieszcza na YouTubie, a widzom szczęki opadają.
W kraju też wywołuje skrajne emocje. Kiedyś zapytał na swoim fanpage'u: "co najbardziej podoba się w przygodach Miszy?". Różne były odpowiedzi: pokazywanie prawdy, obalanie stereotypów, survival. Pisali też, że podoba im się, że pokazuje: jak się wyspać, zrobić dach nad głową, by nie zmoknąć, zrobić coś z byle czego czy jak się przetransportować. Cenili też: brak poprawności politycznej oraz odwagę i podróżniczą bezczelność, niedbanie o wygody i naturalność. Ale padła i taka odpowiedź: "Rześkie poranki". O co chodziło? A o to, że Misza za kołnierz nie wylewa.
Nie ma jak demoludy
Po skończeniu studiów historycznych we Wrocławiu w 2014 r., Michał vel. Misza wyruszył autostopem na Kołymę, tym razem zabierając ze sobą… 200 zł. Kierowcom, którzy go zabierali, tłumaczył swoim łamanym rosyjskim, że chce pokazać, że Rosja to normalny kraj i nikt tu turystów nie morduje. Kupował ich z miejsca. Tak samo kupił widzów, którzy obejrzeli film wrzucony przez niego do sieci.
Zobacz też: Autostopem na północ Rosji
Podróżnik poszedł za ciosem. Później wybrał się autostopem po Stanach Zjednoczonych, ale to już nie było to. Ludzie nie otwierali się przed nim tak łatwo jak na Wschodzie. To nie Kołyma i nie demoludy… Wrócił rozczarowany.
Kolejna podróż - siedmiomiesięczna po Azji Centralnej - znowu pomogła mu rozwinąć skrzydła. Znowu był "bezdomny" - od końca stycznia 2019 do końca września 2019 r., ale znowu w swoim żywiole - wśród mieszkańców krajów byłego Związku Sowieckiego i przeżywał mrożące krew w żyłach przygody.
Pojechał przez Ukrainę, do Moskwy, a potem do północnego Kazachstanu, gdzie nieodłączna gitara przydała mu się nie tylko do grania, ale też do rozgarniania śnieżnych zasp. Podróżował przez Syberię i Kraj Zabajkalski, a jego losy splotły się tam z kolegą podróżnikiem - Kapitanem Przybindą, który wracał z Jakucji. Tak się na Zabajkalu zabawili, że… utopili terenówkę w rzece (to już drugie utopione auto na jego koncie).
Sporo czasu spędził także podróżując z innym kolegą - Mańkiem. I z blogerami z Autostopem Dookoła Świata. Był moment, że podróżowali we czterech, łapali więc tylko takie samochody, które mogły zabrać ich na pakę.
Smak przygody
Michał ma co opowiadać. Zgubił się na przykład na... pustyni Gobi. Na szczęście jacyś pogranicznicy wracali ze służby i zgarnęli go ze sobą. Jak przygoda smakowało też morsowanie w przeręblu w Bajkale, świst kul talibów strzelających w górach Pamiru, kiedy przemierzali przepiękny krajobrazowo Korytarz Wachański czy rozmowy o ciągle obecnej wojnie z mieszkańcami nieuznawanego Górskiego Karabachu.
W Tadżykistanie Michał spędził ponad 40 dni, bezskutecznie czekając na wizę do Federacji Rosyjskiej. Ale nie narzekał - ludzie są tam wyjątkowo gościnni. Podobnie zresztą jak w Kirgistanie, o którym podróżnik opowiada taką dykteryjkę: "Bóg rozdawał ziemię pomiędzy narody. Kazachom oddał step, Persom pustynię, Rosjanom północ, a gdy skończył, podszedł do niego spóźniony i zaspany Kirgiz. Już wszystko rozdałem, lecz muszę cię gdzieś umieścić, więc masz szczęście i dostaniesz moje ogrody". Ale druga historia, którą opowiada, brzmi jeszcze dziwniej, bo na pewno nie zabawnie. "Sportem odświętnym w Kirgistanie jest gra zwana buzkaszi, podczas której 20 osób na koniach próbuje trafić do dziury martwym kozłem” - wspomina.
Misza przyznaje, że nie zawsze przygoda smakuje dobrze. Czasem jest fatalnie, a nie bardzo wypada to okazać, będąc w gościach. Można sobie tylko wyobrazić, co przeżywał częstowany w Mongolii końskim łbem albo herbatą z "wkładką" z wielbłąda (z solą, mlekiem, resztkami mięsa i żyłek).
Ale przecież są i takie ciepłe momenty, jak powtórne spotkanie, po latach, z babuszką z Marińska na Syberii. Zabrała Michała znad rzeki, gdzie nocował jadąc na Kołymę w 2014 r., i ugościła. Odwiedził to miejsce nad rzeką ponownie i znów ją spotkał! Łzy się polały…
I tylko dwie próby zabójstwa
Pytam go o trudne momenty i bariery - także własne - które musiał przełamywać. - Sytuacje kryzysowe to stały element każdego wyjazdu. To przecież nie biuro podróży. Sinusoida wzlotów i upadków to nic nowego. Tu raczej chodzi o psychologię przetrwania, o umiejętność odnajdywania się w każdej sytuacji, nawet bez znajomości języka - tłumaczy Michał Pater. Bardzo szczerze przyznaje, że do sytuacji trudnych zaliczyłby jedynie… dwie próby zabójstwa. - Zabójstwa?? - włos jeży mi się na głowie. - Gdzie? Kiedy?
Michał z typową dla siebie bezkompromisowością opowiada o ataku nożem pijanego Rosjanina, który wziął go za szpiega w 2014 r. na Kołymie. Cała akcja rozgrywała się w domu u coraz bardziej upijającego się i utwierdzającego się w swoim przekonaniu gospodarza. Szczęśliwie, Michałowi udało się uciec. Natomiast w maju ubiegłego roku w Kazachstanie próbowano go udusić za odmowę kupna narkotyków. Sprawa wylądowała w sądzie, ale Michał na finał nie czekał, tylko uciekł do Uzbekistanu. - Ale to niewiele jak na okres od 2013 r. - dodaje z optymizmem.
Michał podróżowania stopem nie rzuci, bo to bardzo wciąga i daje mu to, o co w życiu chodzi - święty spokój, kiedy "nic nie musisz". Już planuje kolejną wielką eskapadę - himalajską, po dzikich pograniczach Nepalu, Indii, Bangladeszu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl