W cztery miesiące przejechał Afrykę z północy na południe. Na… hulajnodze
Hulajnoga Tomka Jakimiuka nie jest pojazdem przypadkowym. Dzięki niej poznaje ludzi, zawsze ma temat do rozmowy, budzi ciekawość i sympatię. Zawsze podróżuje do ludzi.
12.11.2019 | aktual.: 13.11.2019 16:32
I zawsze – niskobudżetowo. Na hulajnodze zwiedził Chiny czy Pakistan, do Meksyku pojechał jachtostopem. Pakuje namiot, ważący 600 gram śpiwór i porywa się na najśmielsze projekty. Tomasz Jakimiuk, pochodzący z Siemiatycz na Podlasiu podróżnik, bloger, entuzjasta fotografii reportażowej, właśnie wrócił z kolejnej szalonej wyprawy – hulajnogą i autostopem po Afryce. Na tym kontynencie odkrył i piekło, i niebo – ogromne kontrasty.
Zobacz także
Serce skradł Sudan
– Hulajnoga pomaga przyciągnąć ludzi, jest tematem do rozmowy, czymś niesztampowym. Moja się rozhulała, więc wymyślam kolejne projekty, żeby przełamać moje bariery. Ostatnim była Afryka – tłumaczył Tomek publiczności, zgromadzonej na tegorocznej edycji festiwalu Ciekawi Świata w Białymstoku.
Pół-żartem przyznawał też, dlaczego tak lubi swój drugi środek transportu – autostop: – Siłą rzeczy, kierowca nie może mi uciec.
W ciągu czterech miesięcy podróżnik przemierzył dziewięć państw. Zaczął od Izraela, przez Egipt, Sudan Północny, Etiopię, Kenię, Tanzanię, potem miał być Mozambik, ale okazało się, że szaleją tam cyklony, więc zmienił trasę na Zambię, potem Botswanę, trafił do RPA.
Do Izraela poleciał tanimi liniami za 120 zł, ale co zaoszczędził, to musiał wydać na egipskiej granicy na wizę i inne formalności. Marzył o Górze Synaj, na jego "bucket list" były też piramidy w Gizie, które go zresztą rozczarowały – za duży tłum turystów. Prawdziwy wymiar Egiptu odkrył wśród chrześcijan, Koptów, żyjących w "Mieście Śmieciarzy" w Kairze.
Gdy pękła mu hulajnoga, fachowcy na egipskiej ulicy zespawali mu ją za 4 zł tak dobrze, że jeździ do tej pory. Niestety, w checkpoincie za miastem zapytał żołnierzy, czy może rozbić namiot w pobliżu. I to był błąd. Jego obecność wzbudziła nieufność i zaowocowała zatrzymaniem go na dobę. Cóż było robić, w trakcie gdy Egipt sprawdzał, czy podróżnik na hulajnodze nie stwarza zagrożenia, Tomek pilnowany przez dwóch strażników zrobił w hotelu pranie i naładował baterie.
Bardziej obawiał się przekraczania granicy z Sudanem. Formalności wizowe były trudne, męczące, zajęły 12 godzin i kosztowały aż 700 zł, ale się udało. Były to najlepiej wydane pieniądze na wizę. W Sudanie złapał stopa z beczkami transportującymi wodę do nielegalnej, odkrywkowej kopalni złota, gdzie podróżnik mógł zrobić zdjęcia. Ale też zrozumiał tam, czym jest bieda.
O mały włos, a zostałby okradziony – rabusie spustoszyli dom jego gospodarza w Chartumie, podczas gdy oni zwiedzali miasto (ale akurat do jego pomieszczenia nie weszli, dzięki czemu plecak, śpiwór i skromny dobytek Tomka się ostał). Mimo tych nieprzyjemności…
– Sudan skradł moje serce – przyznaje Tomek Jakimiuk. – Nie ma tam turystów, można poczuć totalną wolność. A kiedy już ma się jej dość, zawsze pojawiają się ziomeczkowie, przybijają piątki, przychodzą pogadać. Gdyby nie to, że musiałem jechać dalej, chyba z pół życia bym tam spędził.
Dzika przyroda i bezkresne przestrzenie
Etiopia to był dla niego szok. Inny język, kalendarz, czas, zupełnie inny świat. Tam się zmęczył fizycznie i psychicznie. Poznał ludzi, którzy żują khat (czyt. czat) – narkotyk o działaniu podobnym do amfetaminy, by się pobudzić i móc dłużej pracować. Zaskakiwały go różnice kulturowe, do których nigdy nie da się przygotować w stu procentach. Ale były też olśnienia, jak spotkania z plemionami Mursi, Hamer i Bodi w dolinie Omo.
Po Etiopii, która dała Tomkowi w kość, Kenia była sielanką z pysznym jedzeniem na bazie kaszy ugali z mączki kukurydzianej, z przygodą z prowadzeniem tira i wreszcie – zwiedzaniem parku narodowego. Jako że na safari dla turystów nie było go stać, wybrał się na nie wypożyczonym rowerem. Z przejęciem opowiadał o żyrafie wyskakującej w porannej mgle z zarośli, gdy zjeżdżał z górki z prędkością 25 km na godz., bez hamulca!
Z kolei wisienką na tanzańskim torcie było odkrycie gatunku małych bananów kisukari i wytwarzanych z nich gęstego piwa i wina. – Nie dość, że się napijesz, to jeszcze najesz! – cieszył się.
Mieszkał z Masajami. W Zambii "pękła dycha" – odnotował 10 tys. km na hulajnodze i zahipnotyzowały go Wodospady Wiktorii. W Botswanie podglądał słonie u wodopoju i natknął się na lwicę z trzema młodymi – na szczęście tuż po tym, jak udało mu się złapać stopa. Wszędzie napawał się krajobrazami, bezkresną przestrzenią aż po horyzont. A gdy dotarł na Przylądek Igielny w RPA, gdzie łączą się wody oceanów: Indyjskiego i Atlantyckiego, pomyślał o swoim nauczycielu geografii, panu Stanisławie. To on dodał skrzydeł uczniowi, który nie był przecież prymusem.
Ciężko? Pomyślcie o Tonym
Kilkanaście biegunek, kilka gryp, mnóstwo stresów – po co to wszystko było? Zastanawiał się Tomek, podsumowując swoją afrykańską przygodę.
Jest przekonany, że sens jego życiu i podróżowaniu nadał Tony z Wielkiej Brytanii, spotkany w Egipcie. Też jest podróżnikiem, odwiedził ponad 120 krajów. Też jeździ samotnie. Z tą różnicą, że jest osobą niewidomą i ma problemy ze słuchem. Mówi, że podróżuje oczami innych ludzi, a największym wyzwaniem jest dla niego wytypowanie osób, którym można zaufać i poprosić o pomoc przy wypłacie pieniędzy z bankomatu.
– Jeśli kiedyś będziecie narzekać, że wam ciężko w życiu, pomyślcie o Tonym – mówił Tomek Jakimiuk widzom na festiwalu Ciekawi Świata.
Tomasz Jakimiuk
Podróżnik, bloger (www.jaktodaleko.pl), youtuber, jest laureatem wielu nagród na festiwalach podróżniczych, m.in.: Traveler w kategorii Podróż Roku od National Geographic, nagroda dziennikarzy oraz publiczności na największym festiwalu podróżniczym w Europie – Kolosy. Hulajnogą i autostopem z Polski dotarł m.in.: do Rosji, Mongolii, Chin, Iranu, Pakistanu. Mając w kieszeni 250 zł wyruszył z Podlasia i dotarł (autostopem i jachtostopem) do Meksyku.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl