Gdzie w Tel Awiwie zjeść smacznie i tanio
O tym, że w Izraelu jedzenie jest drogie, mówili nam wszyscy. Nie przypuszczaliśmy jednak, że aż tak. Pierwszego wieczora, chcąc zaoszczędzić, poszliśmy do supermarketu Am Pm i za dwa jogurty, 3 pomidory, paczkę sera, kilka plasterków wędliny, wodę i wino zapłaciliśmy w przeliczeniu na złotówki 100 zł. Okazało się, że czasami w tych mniejszych lokalnych sklepikach było taniej. Nie dajcie się nabrać na logo giganta. W pierwszej chwili nieco się podłamaliśmy, ale w Warszawie pospisywałam kiedyś różne tipy dotyczące oszczędnego stołowania się w Tel Awiwie. Udało nam się posilać smacznie i tanio. Gdzie? Oto kilka sprawdzonych miejscówek.
Carmel Market
Sporo budek z różnym street i fast foodem. Oczywiście falafel, ale i kebab, dania z mięsem na talerz, tapasy, trochę kuchni meksykańskiej czy marokańskiej. Oprócz tego mnóstwo produktów do przygotowania posiłku w pokoju, aczkolwiek biorąc pod uwagę dobre ceny niekoniecznie się to opłaca. Warto kupić pieczywo, fajna piekarnia jest od strony dworca autobusowego, ponadto świeże warzywa, owoce, oliwki, sery, no i lokalne łakocie. A także przyprawy oraz herbaty do domu, również jako suweniry. Gdzie te wszystkie cuda? Tuż obok przecięcia ulic Allenby i King George. Na tymże skrzyżowaniu jest też naprawdę smaczny falafel, ale kosztuje już więcej niż na Carmelu bo 16 NIS (około 16 zł), podczas gdy ceny bazarowe to nawet 7 NIS (skręcajcie w boczne uliczki, tam też są fajne dziuple). Poznany w samolocie powrotnym do Polski chłopak, który na co dzień pracuje w Izraelu twierdził, że na King Georgu jest budka serwująca falafele nawet za 5 NIS, ale myśmy do niej niestety nie dotarli. Warto się jednak przejść tą ulicą, po obydwu stronach będziecie mieli knajpek do wyboru do koloru.
Pasta Basta
Zaraz przy wejściu na Carmel, od strony wspomnianego skrzyżowania Allenby i King George, po prawej stronie, natraficie na makaroniarnie. Bardzo fajny pomysł. Cena wyjściowa wszystkich kluch, poza gnocchi i ravioli (bo one kosztowały dodatkowo 8 NIS) to 21 zł. Do tego wybiera się różne sosy (na zdjęciach nasza ulubiona rosa z pomidorów i śmietany) plus jak ktoś jeszcze chce dodatki: warzywne, nabiałowe, rybne. Jak dobrze pójdzie można się najeść domowym makaronem za niespełna 30zł od łebka. Opcja smaczna i sycąca, wszystko szybko i sprawnie, a zarazem kulturalnie przy stolikach, czasem i nawet z karafką wina do popicia.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Sabich na ulicy Tchernikhovsky
Na wstępie krótkie wyjaśnienie co to za dziwo ten sabich. Nie zaskoczymy was z pewnością informując, iż jest to rodzaj popularnego, izraelskiego street foodu składającego się z pity (oczywiście) i wypełnienia, bardzo podobnego do falafela czy kebabu, z tą jednak różnicą, że pierwsze skrzypce grają w nim plasterki smażonego bakłażana oraz gotowane jajko. Absolutnie najpyszniejszy serwują w niepozornej klitce pod wskazanym w tytule akapitu adresem, ulokowanej niedaleko Bialik House. Jak poinformowały nas czekające w kolejce dziewczyny wybór dodatków należy pozostawić w gestii serwującego danie, bo on, nie wiem w sumie na jakiej podstawie, wie co komu będzie smakowało. Miały rację, pyyyyycha. 20 NIS. W innych miejscach też jest dobry, ale tam wręcz wybitny.
Hong Kong Dim Sum
Przedostatniego dnia mieliśmy serdecznie dosyć buł, ciecierzycy, bakłażanów i hummusa, dlatego szukaliśmy jakiejś alternatywny. Opatrzność skierowała nas na ulicę Ben Yehuda 9, gdzie znajduje się knajpka z przepysznymi dim sumami oraz innymi specjałami kuchni chińskiej, w tym pożywnymi, aromatycznymi zupami. Jak dla nas super smak a do tego ceny, jak na Tel Awiw, bardzo przystępne.
Old Man and The Sea
To miejsce wpisujemy trochę na wyrost, ponieważ nie korzystaliśmy z jego usług, ale słyszeliśmy mnóstwo dobrego. Knajpa słynie z porcji nie do przejedzenia. Za ok 100 zł od osoby dostaje się posiłków jak dla całej armii i mało kto jest w stanie to pochłonąć. Kwota wbrew pozorom wcale nie zawrotna. Dla porównania – w znajdującym się nieopodal naszego hotelu barze, miska barszczu ukraińskiego kosztowała „jedyne” 45 zł. Do porządnych knajp nawet nie zaglądaliśmy. „Stary człowiek” i wygląda przyzwoicie, i polecają go w zasadzie wszyscy, więc i my sugerujemy tym, którzy nie często i mało, a raz i do pełna lubią się stołować. To popularne miejsce znajduje się w porcie w Old Jaffie, naprawdę nie sposób go przeoczyć.
Rosyjskie monopolowe oraz opcje Happy Hours
No i na koniec kwestia równie ważna co jedzenie, tym bardziej na wakacjach. Alkohol. Znowu – przy tamtejszych cenach nietrudno zostać abstynentem, zwłaszcza jeśli się lubi wznosić toasty czystą. Na szczęście wino nie było jakoś powalająco drogie, ale nadal – stawki mało Biedronkowe. Dlatego też warto namierzyć sklepy prowadzone np. przez Rosjan (jeden znajduje się przy wyjściu z Carmel Market, od strony dworca). Ewentualnie obczaić knajpy z drinkami w opcji happy hours, czyli mniej więcej w godzinach 16-20, od poniedziałku do czwartku. W przeciwnym wypadku pozostaje mineralna i rumianek. My upatrzyliśmy sobie Gelua Bar z pyszną caipirinhą, super barmanem i przytulaśnym psem właściciela. Ekstra klimat. Serwują tam też pizze, burgery i inne frytki.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Aha, jeszcze informacyjny gratis. Miejsce może nie do końca tanie (biorąc pod uwagę stosunek ceny do wielkości porcji i kosztu składników), ale mocno hipsterskie, przeżywające chyba właśnie swoje 5 minut. Z nietypowymi wariacjami na temat typowej izraelskiej kuchni ulicznej. Ulokowany na King George 30 Miznon zachwycił mnie pitą (oczywiście) z pieczonym kalafiorem. Po młodzieżowemu stwierdzę, że totalny sztos. Ogólnie to kremowe warzywo króluje w ich kuchni pod różnymi postaciami. W prostocie tkwi siła i knajpka ta wie jak ją wydobyć. Mięsożercy niech się nie martwią - dla nich również znajdzie się co nieco. Musicie być jednak przygotowani na gigantyczne kolejki i zgiełk, ale chociaż raz warto warto się tam pojawić.
No cóż, mam nadzieję, że pomogliśmy.
Źródło: DosVagabundos.pl