Krzysztof Puternicki wyrusza w samotną wyprawę po Afryce
Krzysztof Puternicki z Gdańska chce w trzy miesiące przejechać samotnie Afrykę. W podróż życia wyrusza 15 listopada br. Tutaj jest właścicielem restauracji, tam będzie zdany na ludzką gościnność. Chce podróżować na piechotę, autostopem lub korzystać z lokalnych środków transportu. Co dokładnie planuje zobaczyć, po co tam jedzie i co zabiera ze sobą – o tym opowiedział Wirtualnej Polsce.
Krzysztof Puternicki z Gdańska chce w trzy miesiące przejechać samotnie Afrykę. W podróż życia wyrusza 15 listopada br. Tutaj jest właścicielem restauracji, tam będzie zdany na ludzką gościnność. Chce podróżować piechotą, autostopem lub korzystać z lokalnych środków transportu. Co dokładnie planuje zobaczyć, po co tam jedzie i co zabiera ze sobą – o tym opowiedział Wirtualnej Polsce.
WP: Przed tobą wyprawa życia. Czujesz stres czy raczej podniecenie?
Towarzyszą mi kompletnie skrajne emocje. Z jednej strony ekscytacja tym wszystkim, a z drugiej strony lęk. Czuję się trochę jak dziecko, bo bardzo intensywnie odbieram to, co się teraz we mnie dzieje.
WP: Marzenia o podróżowaniu kiełkowały w tobie od dziecka?
W zasadzie tak. W 1982 roku rodzice przywieźli film z podróży do Nigerii. Miałem wtedy kilka lat. Gdy go oglądałem, to wszystko było dla mnie obce, ale też bardzo intrygujące. Potem zaczęły się książki i bajki. Jedna z moich ulubionych to „Pampalini”. Chciałem być jak on. Potem wkroczyła już poważniejsza literatura – Kapuściński, Nowak, a następnie film „Pożegnanie z Afryką”. To wszystko stworzyło mi w głowie pewien obraz Afryki.
WP: I kiedy skonfrontowałeś go z rzeczywistością?
Kiedy miałem 17 lat, pierwszy raz rodzice zabrali mnie do Afryki Równikowej i wtedy już poszło po całości. Ta czerwona ziemia wlazła mi pod pazury, do krwi i prosto do serca. Afryka jest bardzo zero-jedynkowa - albo się ją kocha do szaleństwa, albo się jej nienawidzi. Ja należę do tych, którzy zakochali się w tym kontynencie. Przede wszystkim ze względu na wspaniały świat pierwotnych wartości, które są tam niezmiernie ważne. Na każdym kroku możemy znaleźć elementy, które determinują naszą pierwotną kulturę.
WP: Kiedy zaczął się rodzić pomysł tej konkretnej podróży, do której szykujesz się teraz?
W zeszłe wakacje. W sierpniu 2015 roku powiedziałem sobie, że jadę na pewno. Miała to być podróż samochodem, ale dostałem informację, że nie da się przetransportować auta z Turcji do Egiptu. Ze względu na działania wojenne przeprawa została zamknięta i nie ma możliwości, by się dostać do wschodniej Afryki.
WP: Ta informacja nie sprawiła, że choć przez chwilę chciałeś zrezygnować?
Było dużo negatywnych myśli, ale nawet przez sekundę nie pomyślałem, żeby odpuścić. Dwa dni później miałem kupiony namiot i połowę sprzętu. Teraz czeka mnie prawdziwy _ survival _. Wierzę w to, że dzięki zmianie będzie tylko ciekawiej.
WP: Dlaczego jedziesz sam?
Po pierwsze - misja. Przekraczam właśnie czterdziestkę i chcę "dociągnąć spodnie do końca". Nie kręcą mnie auta i wystawne życie. By udowodnić sobie, że dojrzewam, chcę zrobić coś z jajem. Wspomnienia zostaną ze mną na zawsze. Jest jeszcze drugi powód - mam dwóch synów i chcę im pokazać, jak można osiągać rzeczy, które przez większość osób uznawane są za niemożliwe. Chcę zainspirować moje dzieci i pokazać im, że to jest realne, jeśli określi się cel.
WP: Co oni na to?
Starszy chodzi do liceum i jest ewidentnie dumny. Młodszy ma 6 lat i jest zainteresowany tym, co się dzieje wokół wyprawy. Czasem pyta, czy muszę jechać i to mnie rozczula. Istota mojego lęku przed podróżą kumuluje się właśnie wokół rozłąki z dzieciakami. Będę tęsknił, ale wiem, że za kilka lat powiedzą, że są ze mnie dumne.
WP: Ale na pewno będziecie w kontakcie. Podobno planujesz relacjonować podróż online?
Tak – moją ideą jest, by "zabrać ze sobą ludzi". W Gdańsku będę miał człowieka, który będzie montował przysyłane przeze mnie materiały. Będą na bieżąco wrzucane na mój kanał na Youtubie. Podczas tych relacji chcę poruszać tematy podróżnicze, relacje międzyludzkie, poszukiwanie pierwotnych wartości, które powodują, że czujemy się dobrze, że czujemy się spełnieni.
WP: 15 listopada lecisz z Gdańska do Warszawy, potem do Aten i Kairu. Tam zacznie się wielka przygoda.
Z Kairu pojadę do Luksoru i to będzie jedyny moment, kiedy skorzystam z pociągu. Później już tylko lokalny transport i własne nogi. Z Luksoru, przez jezioro Nasera, wjadę do Wadi Halfy w Sudanie. Stamtąd pojadę do Meroe, by zobaczyć prawdziwe piramidy. To niesamowite miejsce, zresztą najlepiej zbadane przez polskich archeologów. Same piramidy nie są zbyt duże, ale wyglądają fenomenalne. Później udam się do Chartum, stolicy Sudanu. W tym kraju chciałbym spróbować przejechać jak najdłuższy odcinek na wielbłądzie. Nie mówię, że będzie to 100 km, ale chcę się przekonać, jak to wygląda.
WP: Co dalej?
Następnie udam się na północ Etiopii i chcę tam spędzić więcej czasu. Przede wszystkim czeka mnie na miejscu mały _ thrill _, bo wprowadzono tam stan wyjątkowy. Jednak *Etiopia *to dla mnie osobny temat. Mógłbym tam spędzić nawet dwa miesiące, ale nie mam tyle czasu. Mam zamiar zobaczyć m.in.: czynne wulkany, depresję Danakil i Nil Błękitny. Wszyscy podróżnicy mówią, że to wspaniały kraj. Tam się zachowało wciąż bardzo dużo rzeczy endemicznych, jeśli chodzi o kulturowość. Wrażenie robi chociażby liczba osiemdziesięciu plemion, które mówią osiemdziesięcioma różnymi językami.
WP: Jak będziesz się z nimi dogadywał?
To bardzo ciekawe pytanie, bo niedawno uświadomiłem sobie, że każdego dnia będę się przecież budził w nowym miejscu i będę się czuł, jak małe dziecko, które uczy się wszystkiego od nowa. Inne ptaki będą śpiewać od rana, inaczej będzie uruchamiał się prysznic, jeżeli w ogóle będzie. I jeszcze tysiąc innych rzeczy będzie się od siebie różnić, a w tym język. Nie wiem jeszcze jak, ale będę się starał dogadać jak najlepiej.
WP: Po Etiopii będzie Kenia?
Tak, w Kenii chcę zobaczyć plantacje kawy na południowym zachodzie i być może skręcę jeszcze do Ugandy, by zobaczyć górskie goryle. Potem już na pewno będę zmierzał do Tanzanii. Po drodze chcę odwiedzić Bensona. To chłopak, którego moi rodzice wspierali finansowo przez wiele lat. Poznaliśmy jego rodzinę podczas jednej z podróży. Widać było, że nie wiedzie im się zbyt dobrze, ale ten chłopak był mega zdolny. Moi rodzice zdecydowali, że będą przesyłać im pieniądze na kształcenie. Mamy nadzieję, że zostało to dobrze spożytkowane. Pamiętam dokładnie ich wioskę i dom, w którym mieszkali. Odwiedzę Bensona po latach i zobaczę, jak mu się wiedzie.
WP: A w samej Tanzanii co masz zamiar zobaczyć?
Tam chcę się skupić na elemencie przyrodniczym. Na południu są nirwany, a konkretnie przepiękne parki. Zróżnicowanie fauny i flory jest tam ogromne, ale nie ma auta za autem, które się tłoczą, by zobaczyć zebrę, jak w słynnych safari parkach w Serengeti. Takie klimaty totalnie mnie nie kręcą.
WP: Wolisz obcowanie z naturą i lokalsami?
Dokładnie tak. I na to liczę w kolejnym kraju, czyli Malawi. To dla mnie drugi, najważniejszy punkt wyprawy. Jedną czwartą tego kraju zajmuje jezioro. To niezwykłe miejsce - jego woda jest niesamowicie przejrzysta. Poza tym, a może przede wszystkim, ludzie w tym kraju są wspaniali. Malawi słynie z gościnności i z tego, że wszędzie można rozbić namiot. Nie ma zagrożeń ze strony zwierząt, a czynnik zagrożenia ze strony ludzkiej jest bardzo mały. Tam będę chciał się powłóczyć na piechotę przez dłuższy czas. Z Malawi przedostanę się do Zambii, stamtąd do Botswany, gdzie chciałbym jeszcze zahaczyć o największą na świecie deltę śródlądową rzeki Okawango. Mam zamiar spłynąć tamtędy kajakiem. Niektórzy mi odradzają – to niebezpieczne głównie ze względu na hipopotamy. W małym kajaku jesteśmy dla nich do schrupania. Na miejscu ocenię, czy popłynę. Chociaż, znając siebie wiem, że będę musiał spróbować.
WP: Następny kraj na trasie to…?
Namibia i spotkanie z _ Himba _. To niesamowite plemię słynące z barwienia skóry i włosów na kolor czerwony. Będę starał się, by Buszmeni wzięli mnie na polowanie - chciałbym zobaczyć, jak to wygląda na żywo. Tam każde polowanie to niesamowite wydarzenie. Oni robią to, by przetrwać, a potem przez długi czas dziękują naturze za to, że ich obdarowała tym zwierzęciem, które upolowali. W Namibii chciałbym jeszcze zobaczyć Wybrzeże Szkieletów. To miejsce, w którym czerwona pustynia wchodzi do Oceanu Atlantyckiego, a przy brzegu znajdują się porozbijane statki, które próbowały dopłynąć do wybrzeży Afryki. Później udam się do Kapsztadu, a stamtąd samolotem do Polski.
WP: Podczas podróży będziesz korzystał z gościnności wielu ludzi. Zabierasz ze sobą coś, co będziesz mógł im podarować jako dowód wdzięczności?
Zabieram najlepszy możliwy podarunek… kilkadziesiąt moich zdjęć na tle śniegu. Ten pomysł nie wziął się znikąd. Podczas swoich dotychczasowych podróży do Afryki zauważyłem, że oni bardzo często zapraszają podróżników do domów, bo są bardziej ciekawi nas niż my ich. W rozmowach zawsze przewija się temat śniegu. Pytają o to, jak wygląda i gdzie można go znaleźć. Stąd pomysł na taką pamiątkę, która na szczęście mało waży.
WP: A to akurat ważne, bo twój bagaż ma ograniczoną wagę. Co jeszcze, a raczej przede wszystkim, ze sobą zabierasz?
W 23 kg bagażu muszę zmieścić wszystko, co najbardziej potrzebne. Przede wszystkim będą to: uzdatniacz wody do picia, bardzo lekki śpiwór i namiot, kuchenka gazowa, profesjonalne obuwie – dwie pary, profesjonalna bielizna i ubrania, maczeta, nóż i pasek ze schowkiem. W każdym kraju będę kupował lokalną kartkę, która będzie służyła do przesyłu danych i kontaktu.
WP: A co z jedzeniem?
Zabieram ze sobą żywność liofilizowaną, czyli sprasowane posiłki, które zajmują mało miejsca, a są bombą kaloryczną. Będę z tego korzystał w miejscach z utrudnionym dostępem do jedzenia. Poza tym mam zamiar gotować i żywić się lokalnie. Co ciekawe, jeśli chodzi o ceny jedzenia, to w Afryce jest tak, że bywa ekstremalnie tanio lub mega drogo. Jednego dnia je się talerz owoców morza za półtora dolara, a za chwilę cokolwiek do zjedzenia kosztuje aż 30 dolarów. Skrajności są tam na każdym kroku.
WP: *Wydajesz się bardzo zdeterminowany, ale czy jest coś, co mogłoby sprawić, że przerwiesz podróż? *
Choroba, sytuacja polityczna lub jakaś sytuacja rodzinna. Chciałbym wszystko robić w granicach rozsądku, pamiętając o tym, że mam dzieci. Nic za wszelką cenę. Nie chciałbym pozostać w pamięci bliskich jako osoba, która zdobyła się na coś nieodpowiedzialnego. Choć niektórzy już teraz mnie tak oceniają – jako skrajnie nieodpowiedzialnego. Ale na szczęście są też tacy, którzy przybijają piątki i mówią, że jestem odważny.
WP: A co mówisz tym, którzy negują twój pomysł?
Mówię im, że każdy ma swoją drogę. Częściej się zdarza, że wiele niebezpieczeństwa czeka nas na co dzień, na miejscu. Można przecież wyjść z domu do pracy i nie wrócić. Ja do podróży jestem bardzo dobrze przygotowany pod względem kulturowym.
WP: Co konkretnie robiłeś, by się przygotować?
Przestudiowałem te kraje, do których się wybieram, pod kątem kultury i zwyczajów. Wiem np. gdzie są miejsca, w których nie można zaoferować nic w zamian za pomoc, bo to może zostać uznane za zniewagę. Dużo rozmawiałem z ludźmi, którzy tam byli. Pomagał mi m.in. Arkady Fiedler (wnuk podróżnika Arkadego Fiedlera), który przejechał Afrykę fiatem 126p. Ale najbardziej cenne uwagi dostałem od Michała Kochańczyka. Ma niesamowitą wiedzę na temat tego kontynentu. To podróżnik, taternik, alpinista, himalaista i afrykanista z wykształcenia. W jego sercu najgłębiej leży Afryka.
Fot. Archiwum prywatne K. Puternickiego
WP: W twoim sercu też zajmuje szczególnie miejsce. Chciałbyś kiedyś zostać tam na dłużej?
Gdzieś z tyłu głowy jest taka myśl, żeby kiedyś tam zostać. Afryka to jest kontynent, który będzie się rozwijał. Nie do końca jestem z tego zadowolony, bo ma to swoje plusy i minusy. Mimo wielu problemów społecznych uważam, że jest tam jak należy, bo w Afryce ludzie pamiętają o naprawdę ważnych rzeczach i spędzają ze sobą czas. Ja powoli uświadamiam sobie, że staję się coraz bardziej nieprzystosowany do tego, co tu się dzieje. Kiedyś byłem dyrektorem w amerykańskiej firmie i jestem pewien, że to nie jest życie dla mnie. Myślę sobie, że moim największym marzeniem jest, by kiedyś otworzyć tam coś swojego. Pojadę teraz odwiedzić znajomych, którzy tak zrobili. Może to będzie pierwszy krok.
WP: W podróży spędzisz prawie 4 miesiące, nie boisz się powrotu do rzeczywistości?
Wrócę ze znacznie większą wiedzą i tego mam się obawiać? Ja po prostu wiem, że wrócę bogatszy. Jadę tam zarobić. Wiem, że jak wrócę, to będę miał tyle do opowiadania, że nie będę miał czasu na doły związane z powrotem. Pamiętam doskonale, że jak za pierwszym razem, kiedy wróciłem z Afryki, to mnie rozsadzało, bo chciałem ze wszystkimi się podzielić swoimi doświadczeniami. Te pierwsze dni na pewno będą OK, dopiero potem przychodzi dół, że chce się wracać, że chce się jeszcze. Podróżowanie strasznie uzależnia. Ale wiem, że to jest inwestycja w siebie. Nic nie kształci tak jak podróże. Nic nie jest nam w stanie dać tylu doświadczeń, które sprawiają, że stajemy się lepszymi ludźmi.