Trwa ładowanie...
10-12-2009 16:24

Ku tunezyjskiej Saharze

Obudziłem się. Dlaczego nie jedziemy? Staliśmy w centrum miasteczka. Po prawej stronie stoją popadające w ruinę budynki dawnego kościoła.

Ku tunezyjskiej SaharzeŹródło: Poznaj Świat
d4l8u61
d4l8u61

Obudziłem się. Dlaczego nie jedziemy? Staliśmy w centrum miasteczka. Po prawej stronie stoją popadające w ruinę budynki dawnego kościoła.

Są ogrodzone wysokim parkanem porośniętym winoroślą. Tuż przy nim rzędy sklepików i kawiarenek i mały tłumek przy naszym samochodzie.

Łamanym francuskim dogadujemy się, że do Douggi mamy jeszcze ze 100 km. Jedziemy skrajem szerokiej doliny. Po prawej stronie równolegle do drogi biegnie linia kolejowa. Co pewien czas mijamy urocze biało-niebieskie stacyjki i stojące samotnie w kępach drzew dawne plantatorskie wille i budynki gospodarcze. Do górskich zboczy przyklejone są białe kamienne wsie z meczetami o czworobocznych minaretach do złudzenia przypominających kościelne wieże. Niektóre domy pokryte są spadzistymi dachami i czerwona dachówką. To wszystko jest architektonicznym spadkiem po francuskich kolonizatorach. Patrzymy na szerokie zielone łąki, pola i winnice na południowych zboczach. Harmonia toskańskich pejzaży.

Garść monet

Na kolejnym skrzyżowaniu nie ma drogowskazów. Jednak jak na każdym ważniejszym stoją dwaj policjanci. Wskazują drogę. Jednego z nich zabieramy ze sobą. Właśnie skończył służbę i wraca do domu. Wreszcie Dougga (Zukka). To najlepiej zachowane ruiny dawnego rzymskiego miasta w Afryce. Położone są na szczycie wzgórza wśród dolin z oliwkowymi gajami. O dziwo jest tu pusto. Oprócz nas nie ma innych zwiedzających. Nie widzę ani jednego straganu z "pamiątkami". Rzecz to w Tunezji niezwykła. Kupujemy bilety wstępu plus obowiązkowo 1 dinar za robienie zdjęć. Potem możemy wędrować dokąd tylko zapragniemy i jaką chcemy trasą. Jest co oglądać. To bardzo rozległe i piękne ruiny starożytnego miasta. Odwiedzamy kilka podziemnych przejść i sal, oglądamy zachowane fragmenty wodociągów i budynków. Ogromne wrażenie robi wielka świątynia kapitolińska, amfiteatr, plac Róży Wiatrów, na którym zaznaczone są kierunki i nazwy 12 rzymskich wiatrów oraz punicki obelisk sprzed ponad 2 tys. lat. Przy obelisku miejscowy pasterz
standardowo pyta mnie skąd jestem, a potem proponuje kupienie starożytnych monet. Zaznacza, że to wspaniała okazja. Nie kupuję. Bez względu na to czy są prawdziwe czy fałszywe najlepiej niech pozostaną tu w Douggdze.

d4l8u61

Medyna w Kairuan

Tuż po wschodzie słońca włóczymy się po medynie w Kairuan. Czas na śniadanie. Kupujemy jak inni słodkie placki i pijemy miętowa herbatę. Jest ciemna i bardzo słodka. Przysiadamy na schodach obserwując poranny ruch na suku (bazarze). Pomimo pozornego chaosu wszystko jest uporządkowane. Tutaj każda z branż ma swoje odwieczne miejsce. Także zakupy to rytuał. Targowanie się staje się z biegiem czasu świetną rozrywką. Rozmowa, licytacja...wiem, kiedy mam udać, że już odchodzę, ale tak aby zostać zatrzymanym propozycją nowej ceny... Dobijamy targu i każda ze stron jest zadowolona.

Kairuan to po Mekce, Medynie i Jerozolimie czwarte święte miasto islamu. Niegdyś było znanym ośrodkiem naukowym świata arabskiego ze sławną szkołą medyczną i filozoficzną. Jego zabytkowa medyna - jedna z najpiękniejszych w Tunezji - ogrodzona jest murem o długości prawie 7 km. Jednak najważniejszym miejscem miasta jest Wielki Meczet, zwany meczetem Sidi Ukby. Chociaż jego budowę rozpoczęto w VII w. to obecny kształt uzyskał w IX w. Przy jego budowie wykorzystano materiały budowlane i kolumny pochodzące ze starożytnych budowli. Warto wiec przyjrzeć się im z bliska. Przy meczecie cicho i pusto... aż do chwili pojawienia się na dziedzińcu kilkunastu Japończyków. Rozpoczął się niesamowity jazgot. Nie wiedziałem, że tak niewielu ludzi może robić tak wiele hałasu. Próbuję skupić się na oglądaniu wnętrza meczetu, a Japończycy szybko przenoszą się na dziedziniec, szczebiocząc teraz przy zegarze słonecznym. W Kairuan odwiedzamy jeszcze Zawija Sidi Sahab czyli "meczet cyrulika", w którym znajdują się relikwie trzech
włosów Mahometa i pochowany jest jeden z jego najbliższych towarzyszy.

Oliwkowe bogactwo

Gaj oliwny jest bardzo dobrą inwestycją, ale wyłącznie dla cierpliwych i zapobiegliwych. Pierwsze owoce pojawiają się na drzewie po 10-12 latach od jego zasadzenia. Pełnię dojrzałości oliwkowy gaj osiąga po 60-100 latach. Zapobiegliwi rodzice już w kilka miesięcy po urodzeniu dziecka zakładają więc gaj, który w dniu jego ślubu będzie znakomitym prezentem na nową drogę życia. Drzewko daje co roku około 70 kg owoców. Zbierane są od listopada do stycznia przez tzw. piątaków, ludzi pracujących przy zbiorach wyłącznie w zamian za piątą część zebranych owoców. Wydaje się to skutecznym rozwiązaniem. Zbieracze z pewnością dbają o to, aby nic się nie zmarnowało. Tunezyjskie oliwki i oliwa masowo docierają na rynek europejski, jednak pod markami włoskich producentów.

Zrzutka na stadion
Za Gafsa nagle kończą się gaje oliwne, a kępy trawy ostnicy są coraz rzadsze i niższe, aż nikną wśród piasku i kamieni. Zwężającą się półpustynną równinę zamykają z obu stron pasma gór Atlasu. Obok biegnie linia kolejowa, którą transportowane są fosforyty wydobywane w okolicach Tozeur. To jedno z ważniejszych bogactw naturalnych Tunezji. Na tym pustkowiu mijamy tylko co pewien czas niewielkie zagrody Nomadów. Jednak w miasteczku zatrzymuje nas patrol policji z radarem. Nie jechaliśmy szybciej niż przewiduje ograniczenie... ale trochę nam głupio. Zdezorientowany wychodzę z samochodu. Problem się wyjaśnia. Patrol, czyli urocze, ale groźne policjantki, rozprowadza kalendarze wspierające rozbudowę stadionu w Tunisie. Zatrzymały nas aby zaproponować nam ich kupno. Kupuję dwa... za 5 dinarów - niech się rozbudowuje jak największy i jak najszybciej! Kalendarz, policjantki... może to jest jakiś pomysł przed budową stadionów na Euro 2012?

d4l8u61

Pustynne dekoracje

Słońce szybko chowa się za horyzontem. Na niebie pojawiają się roje gwiazd. Już dawno nie widziałem tylu i tak jasnych. W centrum Nefty już czeka na nas Ali. Prowadzi wąskimi uliczkami medyny do swego domu-muzeum, który ma ponoć ponad 300 lat. Z zewnątrz wydaje się mały, ale od środkowego dziedzińca widać, że jest ogromny. Ma dwa piętra i kilkanaście komnat. Nad nami rozgwieżdżone niebo. Gospodarz przygotował wieczór ludowy z tradycyjną muzyką, śpiewami i potrawami. Niewielki zespół robi wiele hałasu tradycyjną darbouką (małym glinianym bębenkiem), tablą (dużym bębnem) i zokrą (niewielką, ale głośną trąbką). Zostaliśmy okadzeni dymem z żeliwnego kociołka, a potem wniesiono kilka tunezyjskich dań: pieczywo z oliwą i harissą (piekielnie ostrą przyprawą), zupę z drobniutkim makaronem, brik - naleśnik z serowym nadzieniem i kuskus z mięsa baraniego duszonego z warzywami. Pośród zielonych powiewających flag na dywanach rozłożonych na podłodze pojawiła się tancerka. Miły wieczór trwał długo wśród rozmów toczonych
w oparach owocowej tabaki z fajek wodnych.

Jest 5 rano. Ciemno i zimno (temperatura około 0 stopni) pakujemy się do białych terenówek i jazda na pustynię. Wschód słońca wita nas na dawnym planie "Gwiezdnych wojen". Makieta miasteczka stoi pośrodku równiny otoczonej wydmami żółtego piasku. Dolinkę dalej stoją pozostałości z planów filmowych "Angielskiego pacjenta", a dwie górki dalej namioty obozowiska katarskiego księcia, który co pewien czas przybywa tu na wiosenny wypoczynek. Wcale się nie dziwię filmowcom, że wybierają Tunezję na plenery. Światło jest tu imponujące. Trzeba przyznać rację znanemu malarzowi Paulowi Klee, który już prawie 100 lat temu powiedział, że dzięki tunezyjskiemu światłu odkrywa się prawdziwy kolor. A pustynia nie tylko szybko zamienia się z piaszczystej w kamienistą lub wręcz litą skałę. Zmienia też swoje barwy wraz z porą dnia, zaś nocą gwiazdy zawisają tak nisko, że zdaje się, iż można dotknąć ich ręką. Kolejnego dnia przystajemy w Douz. Dla podróżujących od strony Morza Śródziemnego to miasto jest "bramą na Saharę". My
zamykamy tu za sobą saharyjskie drzwi. Postanawiamy, że następnym razem wyruszymy stąd z karawaną do Kasr Ghilan na południu - to tylko 5 dni podróży przez piasek na wielbłądzim grzbiecie.

d4l8u61
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4l8u61