Fez, Maroko
Mnie najbardziej zachwyca Fez, w którym przy każdym kolejnym pobycie odkrywam coś nowego. Przekroczenie Bab Bou Jeloud - głównej bramy w murach obronnych Starego Fezu, czy którejkolwiek z innych (a jest ich wiele), oznacza podróż w czasie do średniowiecza, do krainy "Baśni z 1001 nocy". Fes el-Bali jest największym zespołem staromiejskim - Medyną krajów Maghrebu - oraz jednym z największych (obok Damaszku i Kairu) w świecie arabskim, wpisanym na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jak obliczono, jest to plątanina ponad 9400 (!) uliczek i zaułków z dziesiątkami tysięcy domów, sklepów, warsztatów rzemieślniczych, hammamów - łaźni dla mężczyzn i kobiet - pałaców, meczetów, uczelni oraz szkół. I oczywiście ze sławnymi sukami - bazarami pełnymi brązowników, farbiarzy, stolarzy, garncarzy, garbarzy, zielarzy.
Na niektóre z uliczek *Fes el-Bali *doprowadzić może powonienie, "czwarty wymiar Maroka", jak określam tutejsze zapachy. Zwłaszcza suku rybnego, drobiowego, nie mówiąc już o leżącej nieco na uboczu dzielnicy garbarzy. Smród garbowanych skór wielbłądzich, wołowych, baranich i kozich wręcz zwala z nóg. Nadwrażliwcy zawsze mogą, tak jak japońscy turyści, bez przerwy trzymać pod nosem świeżą miętę lub zakładać na twarz nasączone czymś gazowe tampony.