Najbardziej absurdalne reklamacje wczasów. Polacy skarżą się nawet na brak małp
Czasem aż trudno uwierzyć w powody, dla których klienci biur podróży reklamują swoje wycieczki. Pracownicy operatorów zebrali dla nas najnowsze przykłady. Pachną absurdem i pasją do narzekania na wszystko.
- Klienci rzadko piszą konkrety. A my potrzebujemy konkretów. W ofercie napisane było, że kolacja w formie bufetu, tymczasem kolacje są serwowane - to jest podstawa do reklamacji. Hotel miał być czterogwiazdkowy, jest trzygwiazdkowy. To też można reklamować. Ale ludzie lubią sobie ponarzekać. Piszą np. że pilot był "mało empatyczny" albo zachował się "nieprofesjonalnie", tylko co to znaczy? Słyszałam też kiedyś – choć nie wiem, czy to nie legenda pilotów - że klient w Grecji zareklamował… ogórki. Konkretnie to, że do kolacji podawano je ze skórką - mówi nam osoba pracująca w jednym z ogólnopolskich biur podroży.
Nasz informator przygotował też listę najbardziej absurdalnych reklamacji, jakie w ostatnim czasie trafiły do jego biura.
Tłumacz spowiedź, pokaż małpy
- Jesteśmy w Fatimie, opowiadam turystom o sanktuarium. Jedna z klientek po chwili podchodzi do mnie i pyta, czy mogłabym… przetłumaczyć spowiedź. Odpowiedziałam, że to trudne ze względu na to, jak osobistym aktem jest spowiedź… I że nawet jeśli nie znamy języka, to intencję ksiądz zrozumie. Klientka jednak nalegała. Skończyło się na tym, że wieczorem przy kolacji położyła mi na stole kartkę ze swymi wypisanymi grzechami. A tydzień później pożaliła się w reklamacji, że pilotka okazała mało empatii i nie chciała pomóc w tłumaczeniu - opowiada jedna z pilotek wycieczek.
Zobacz też, jak wyglądał koniec czerwca na polskim wybrzeżu:
- Dostałam raz reklamację z wycieczki na Gibraltar, że… nie pokazałam ludziom małp. Przecierałam oczy, bo Gibraltar z małp słynie, mówi się nawet, że dopóki one tam będą, dopóty to terytorium pozostanie w rękach Anglików. Podczas tej konkretnej wycieczki przechodziliśmy obok kilku makaków, kto chciał, mógł zrobić sobie zdjęcie. Ale od czasu tej reklamacji informuję już zawsze głośno i wyraźnie: proszę państwa, proszę patrzeć, to są małpy - mówi inny przewodnik.
Fidel umarł, więc jest nudno
– Nie jem mięsa. Klienci często próbują więc podważać moją wiedzę o kuchni danego kraju, bo skoro "nie próbowałam, to jak mogę wiedzieć, co mają zjeść". Raz poskarżyli się w oficjalnym piśmie do biura. Napisali, że pilot nie był w stanie polecać im ciekawych lokali i wyczerpująco informować o kuchni regionu, bo jest wegetarianinem - opowiada kolejny pracownik biura podróży.
- Kuba, tydzień po śmierci Fidela Castro obowiązuje żałoba narodowa, odwołane są wszelkie koncerty, imprezy - również te w hotelach. Klientka podczas dyżuru rezydentki w recepcji skarży się na nudę, brak animacji przy basenie i ogólnie pojętej rozrywki. Decyduje się napisać reklamację z prośbą o zwrot kosztów wycieczki. "Przyjechaliśmy na urlop, odpocząć. Tymczasem w hotelu wiało nudą" – napisała.
Z Kubą związanych jest jeszcze kilka innych historii. Okazuje się, że polski turysta jest w stanie poskarżyć się, że nie widział katedry, pod którą stał.
- Reklamacja z wycieczki po Kubie licząca 14 (!) stron. Klient dzień po dniu opisuje, co nie zostało zrealizowane lub zrealizowane odmiennie w stosunku do programu. Przy czym wycieczka odbyła się w nadzwyczajnym czasie, bo w chwili śmierci Fidela Castro, kiedy kraj był dosłownie sparaliżowany. W punkcie trzecim, klient pisze: "Nie zobaczyliśmy katedry" - wyznaje pilot wycieczek po Kubie. Jego oficjalna odpowiedź powinna była zamknąć usta narzekającemu klientowi:
"Nie wiem jak mogliśmy nie zobaczyć katedry, skoro staliśmy pod nią na głównym placu Santiago. Być może klient nie dosłyszał, że kościół pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia, który oglądamy, to właśnie katedra"
Inna historia z Kuby dotyczy kolejnych klientów, którzy nie mogli dosłyszeć głosu swojego przewodnika. Ale załatwili to całkowicie okrężną drogą.
- Podczas oprowadzania grupy dostaję telefon z centrali, że córka klientów złożyła reklamację, ponieważ jej rodzice, będący ze mną na wycieczce… nie słyszą dobrze, co mówię. "Czy mogłabyś mówić trochę głośniej?" – pyta zakłopotana dziewczyna z biura. Obiecuję. Ale czy oni nie mogli po prostu do mnie podejść i powiedzieć, że nie słyszą? Musieli składać od razu reklamację? - pyta nieśmiało kolejna osoba oprowadzająca polskich turystów po tym kraju.
Kazali wyrzucić jedzenie
Ta sytuacja zdarzyła się w Madrycie.
- Z powodu bardzo wczesnego wyjazdu z hotelu na lotnisko, klienci zamiast śniadania dostali suchy prowiant. Jedna z klientek w reklamacji napisała, że nie zdążyła zjeść w autobusie, a na lotnisku celnicy kazali jej wszystko wyrzucić do kosza. "Byłam głodna, a w strefie wolnocłowej nie można było kupić ani zimnego, ani ciepłego napoju, nie mówiąc o czymkolwiek do zjedzenia. Byłoby i tak to na mój koszt własny" – opowiada pilot z Hiszpanii.
Reklamacja klientki nie została uznana. Biuro podróży stwierdziło, że fakt, iż klientka nie zjadła tego, co dostała. nie jest ich winą.
Reklamujesz? Pamiętaj o zdjęciach
Nasz informator dodaje, że oczywiście biura starają się odrzucić większość reklamacji, tym bardziej, że najczęściej trafiają do nich pisma bardzo mało konkretne, bez zdjęć i innych elementów, które dokumentowałyby niedociągnięcia czy problemy. Podpowiada, że jeśli pokój był brudny a jedzenie nieapetyczne, basen za mały a łóżka rozwalone, do reklamacji koniecznie trzeba załączyć zdjęcia. To w większości przypadków zamyka usta przedstawicielom działu reklamacji. Z faktami się nie dyskutuje.
Autor: Bartosz Niedźwiecki