Dolina Orlicy. Francuski fenomen nad czeską rzeką
Tuż za polską granicą w Czechach jest dolina rzeki Orlicy, wzdłuż której wzniesiono dwa średniowieczne zamki i cztery pałace. Porównywane są z zamkami nad Loarą. Pojechaliśmy w Góry Orlickie na weekend, aby na własne oczy zobaczyć te perełki i poczuć czeski klimat.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
– Wyjątkowość tego miejsca polega na tym, że na krótkim odcinku rzeki Orlicy – znajdują się 4 pałace i 2 średniowieczne twierdze. To francuski fenomen nad czeską rzeką. Nieruchomości te są cały czas w rękach prawowitych właścicieli, których można spotkać zarówno we wnętrzach, gdy oprowadzają wycieczki, jak również wtedy, gdy spacerują po terenach przylegających do pałaców – mówi Eva Vaníčková, dyrektorka stowarzyszenia Orlické hory a Podorlicko.
Legenda o skarbie
Zwiedzanie zaczynamy od barokowego pałacu Potštejn, w 1746 r. kupił go Jan Ludwik Harbuval Chamare. Wita nas błazen, a raczej przewodnik w przebraniu, który wciąga nas w historię rodu właścicieli posiadłości. W pałacu trwają przygotowania do balu, ale hrabianka jest bardzo chora, trzeba jej zatem pomóc stanąć na nogi, wybrać suknię, pomóc się ubrać. Gdy tymczasem hrabia musi znaleźć sposób na zapewnienie jej zjawiskowej kreacji. I opowiada nam o swoim nietypowym sposobie… czyli poszukiwaniu skarbu. Ponoć szlachcic uwierzył w legendę, według której w zamku zbójnik ukrył ogromne ilości zrabowanego złota i przez całe życie go bezskutecznie szukał. Ta interaktywna forma zwiedzania, choć przeznaczona głównie dla dzieci, nawet dorosłych bawi do łez i sprawia, że chcąc czy nie chcąc, stajemy się częścią życia rodu Chamare. Ale, aby nie było nudy, tematy zwiedzania wnętrz zamkowych zmieniają się z roku na rok i zawsze są inne. Zresztą pałac, który w 2004 r. został kupiony przez małżeństwo Novčków, wyremontowany przez nich i w 2006 r. udostępniony do zwiedzania, kryje niejedną tajemnicę.
– W podziemiach zamku, w sali Bubákov, czyli w sali straszydeł, są duchy. Tylko tajemniczy mnich sobie z nimi radzi. Można tu poznać także Mikołaja z Potštejna, czyli zbójnika, który grasował na tym terenie i przez długi czas napadał na karawany kupieckie. Jego działalność ukrócił dopiero Karol IV, jeszcze wtedy margrabia morawski – opowiada Vladimír Hulman, przewodnik po pałacu Potštejn. – Niemniej jednak legenda o skarbie jest żywa, uwierzył w nią Jan Ludwik Chamare, który przez całe życie szukał złota. Swoją manię przekazał również synowi.
Nic dziwnego, że naszym kolejnym etapem zwiedzania było miejsce, w którym ten legendarny rycerz ukrył ponoć swoje zdobycze. To średniowiczny zamek Potštejn, który góruje nad miejscowością. Został on zdobyty tylko raz i dokonał tego sam Karol IV, wówczas jeszcze jako młody książe.
Śladami czeskiej szlachty
Następnego dnia zwiedzaliśmy dwa pałace – nowy pałac w Kostelcu nad Orlicą i pałac Doudleby. Oprowadzali nas po swoich włościach właściciele, racząc nas opowieściami o swoich rodach, opowiadając o trudnych momentach w ich życiu i podczas prac nad odbudowywaniem rodzinnych nieruchomości.
Nowy pałac w Kostelcu nad Orlicą zbudowany w stylu empire w latach 1829-1833 według planów wiedeńskiego architekta Henryka Kocha, został przejęty w 1948 r. przez skarb państwa i został doszczętnie zniszczony. Mieścił się tu Instytut badawczy hodowli trzody chlewnej. Gdy w 1992 r. zwrócono rodzinie Kinskim nieruchomość – była kompletnie zrujnowana.
– Gdy mój ojciec otrzymał ten zamek z powrotem, kompletnie się załamał. W pierwszej chwili, pod wpływem emocji, chciał to wszystko rzucić: "Niech się rozsypie, niech przestanie istnieć" – mówił w rozpaczy, bo tutaj się urodził, ale gdy emocje opadły powoli zaczęliśmy go remontować. Czternaście lat – opowiadał Franciszek Kinsky. – To, co nam zwrócono, to były same mury. Najpierw musieliśmy zabezpieczyć statycznie obiekt, żeby się nie zawalił, musieliśmy cały obiekt odbudowywać od początku – mówi.
Po 14 latach pod koniec kwietnia 2012 r. otwarto dla publiczności ekspozycję pałacową "Życie w okresie biedermeieru", która znajduje się w pomieszczeniach na pierwszym piętrze pałacu. Najpiękniejsza salą jest biblioteka zamkowa, która pomimo różnych perturbacji dziejowych, zachowała się do dnia dzisiejszego oraz Sala Lustrzana, w której odbywają się śluby, podobnie zresztą jak pod czterechsetletnim platanem.
Franciszek Kinsky, właściciel zamku jest także burmistrzem miasta, dlatego udziela również ślubów. Podczas jednej z takich uroczystości, gdy zobaczył, że para młoda jest na boso, bez dłuższego zastanawiania się również zdjął buty. Nic dziwnego, że jest uwielbiany przez mieszkańców, a także przez… widzów, którzy wybrali go jako przewodnika niezwykle popularnego programu telewizyjnego pt. "Błękitna krew". Trwają przygotowania do kontynuacji tego serialu opowiadającego o śladach czeskiej szlachty. Gdy pytam go, czy w pałacu są jakieś duchy, odpowiada: – Jedynym straszydłem jestem ja.
Za wszystkimi działaniami kulturalnymi w mieście stoi właśnie on. Jedną z jego inicjatyw jest m.in. Food Festival, piknik z dobrym jedzeniem i zabawą w parku pałacowym, który przyciąga co roku tłumy ludzi.
"Tobie to dobrze, bo nie masz pałacu"
W renesansowym pałacu Doudleby również wita nas właściciel Petr Dujka, który ze swadą opowiada nam o historii obiektu. Dowiadujemy się, że budynek wcześniej był wykorzystywany jako pałacyk myśliwski. To prawdziwa perła renesansu z freskami zarówno na fasadzie zewnętrznej, jak i na wewnętrznym dziedzińcu, a nawet na siedmiometrowych kominach. We wnętrach zaś warto obejrzeć malowidła sufitowe, w trzech salach widoczne są również tzw. emblematy, które skrywają w sobie zagadki. Oprócz ekspozycji można tu zwiedzić również muzeum przyrodoznawcze.
– Entomolog, dr Pisek miał olbrzymią kolekcję motyli, tylko nie miał jej gdzie wystawić. Pięć lat temu zaproponowałem mu wypożyczenie jej na jakiś czas, a ponieważ zadomowiła się u nas na dobre, postanowiłem ją odkupić. Muzeum wciąż się rozrasta. Tak jak i oferta pałacu Doudleby. Bo nie chodzi o to, żeby gość przyjechał tutaj, zobaczył pałac i wyjechał, tylko żeby został tu na dłużej i miło spędził czas. Stąd pomysł na zagospodarowanie przyległych budynków, łącznie z wystawami, które cały czas rozszerzamy. Wkrótce powstanie tu także jadłodajnia – opowiada Petr Dujka.
Na pytanie, czy jest bogatym człowiekiem, mając pałac, opowiada:
– Często ludzie mówią: "Tobie to dobrze, bo masz pałac". A ja wtedy odpowiadam: "Tobie to dobrze, bo nie masz pałacu" – mówi. – Mógłbym oddać go za przysłowiową 1 koronę, ale jak na razie chętnych wciąż nie ma, chętnie zdjąłbym tę odpowiedzialność ze swoich barków.
Księżna Diana sprowadza z Anglii róże
Ostatniego dnia naszej czeskiej wyprawy odwiedzamy pałac w Častolovicach. Niestety hrabianka Diana Phipps Sternbergova rozchorowała się. Mimo dobrych chęci nie znajduje sił, aby nas oprowadzić po swoich włościach. Wita nas w jej imieniu Zdeněk Bachman – menedżer zamku Častolovice.
– Koncepcja pani hrabiny Diany Phipps Sternbergovej była taka, żeby pałac ten stał się miejscem, w którym może odpocząć rodzina z dziećmi. Odwiedzający najpierw mogą wejść do zamku, odwiedzić część historyczną, przejść przez galerię, udać się do kawiarni lub restauracji, pójść na spacer do parku, a następnie skierować się do zwierzyńca, w którym można zaprzyjaźnić się ze zwierzętami i przyjemnie spędzić czas wolny – mówi Bachman.
Gdy pytam go, jaką szefową jest hrabianka Diana, słyszę, że jest perfekcjonistką i wszystkiego dogląda w jak najdrobniejszym szczególe. Zwiedzając pałac, nie mam wątpliwości, że pani Sternbergova włożyła tu całe swoje serce. Z wykształcenia jest architektem wnętrz, doświadczenie zdobywała w Anglii. Gdy w 1992 r. zwrócono jej pałac – założyła ponoć gumowce i sama ciężko pracowała na placu budowy. Tuż po powrocie rozpoczęła sadzenie drzew i krzewów na dziedzińcu pałacu i w całym parku. Założyła zagrodę z białymi danielami i jeleniami Dybowskiego oraz stworzyła ogród różany, który jest jej ogromną miłością i do którego sprowadziła blisko 200 gatunków róż.
W pałacu zachwyca dziedziniec, którego dominantą jest fontanna z XVIII w. , i w której pływają złote rybki, a w wolierach żyje kilka gatunków papug. A gdy wejdziemy do środka zachwycą nas arkady ozdobione kwiatami oraz Sala Rycerska z malowanym stropem kasetonowym. Ulubionym miejscem rodzin z dziećmi jest natomiast zwierzyniec, w którym można nakarmić i pogłaskać lamy, kucyki czy kozy kameruńskie.
Weekend niestety dobiegł końca i musieliśmy się pożegnać z zamkami nad czeską Loarą, ze szlacheckimi rodami i ich historiami. I choć właściciele podkreślają, że bycie właścicielem pałacu, to ogromna odpowiedzialność, to jednak wszyscy zgodnie powtarzają, że to ogromna radość witać gości w swoim domu, bo każdy odwiedzający jest dla nich gościem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.