Nowa Zelandia. Koronawirus ponownie atakuje
Jeszcze niedawno mieszkańcy Nowej Zelandii mogli mieć nadzieję, że kryzys pandemiczny już za nimi. Przez ponad 100 dni nie zdiagnozowano tam żadnego nowego przypadku zakażenia. Niestety wirus znów zaatakował, a władze kraju zareagowały stanowczo. - Życie mocno wyhamowało. Dla ludzi to bardzo trudna sytuacja - mówi mieszkający w Hamiltion Olivier Kubs.
W Nowej Zelandii odnotowano dotychczas 1683 przypadki zarażenia koronawirusem. Zmarły 22 osoby. Po 102 dniach bez zachorowań, w połowie sierpnia wykryto wirusa u rodziny, która wróciła z wakacji. Od tego czasu Auckland jest zamknięte, a w pozostałej części kraju obowiązują liczne obostrzenia. Codziennie notowane są nowe przypadki zarażenia.
Premier Nowej Zelandii, Jacinda Ardern ogłosiła w poniedziałek (24 sierpnia), że trzeci poziom systemu ostrzegawczego będzie obowiązywał w Auckland do 30 sierpnia. W innych miastach obowiązuje poziom drugi i wszyscy są zobligowani do noszenia maseczek w przestrzeni publicznej i komunikacji miejskiej.
Co dalej? Na razie nie wiadomo. Wśród mieszkańców panują różne nastroje. Opowiada nam o tym Olivier Kubs, pracownik socjalny, który mieszka w Hamilton.
Magda Bukowska: Dwa tygodnie temu Auckland, gdzie mieszka rodzina, u której wykryto wirusa, zostało zamknięte. Jak sytuacja wygląda dziś?
Olivier Kubs: W tej chwili Auckland obowiązuje trzeci poziom obostrzeń, który oznacza, że większość osób nie chodzi do pracy, pracuje zdalnie albo ma przerwę. Generalnie z domu powinno się wychodzić tylko w ważnych sprawach, np. do sklepu czy do lekarza. Oczywiście obowiązuje też dystans społeczny i trzeba nosić maseczki. Życie w mieście mocno wyhamowało. Dla ludzi to bardzo trudna sytuacja.
W Hamilton, gdzie mieszkam, obowiązuje drugi poziom obostrzeń, sytuacja jest więc znacznie łatwiejsza, ale też przestrzegamy zasad bezpieczeństwa. Zachęcamy do noszenia maseczek, organizujemy je dla firm, które chcą wyposażyć swoich pracowników. Zawodowo zajmuję się pomocą socjalną, więc to także moje zadanie. Podobnie jak pomoc w znalezieniu pracy, w tej chwili w dużej mierze osobom, które straciły ją w związku z pandemią.
Dużo jest takich osób?
Na szczęście coraz mniej. Najtrudniej było na początku. Totalne zamknięcie było dla mieszkańców Nowej Zelandii bardzo trudne psychicznie, ale też zawodowo. Rząd przeznaczył jednak ogromne środki na stymulowanie biznesu, dzięki czemu wiele firm przetrwało kryzys. Te trzy miesiące bez koronawirusa też pozwoliły nam odetchnąć. Coraz więcej przedsiębiorców szukało pracowników i sytuacja się ustabilizowała. Niestety teraz w Auckland znowu wiele firm musiało zawiesić działalność, wszyscy boimy się też powrotu pandemii na szerszą skalę i wprowadzenia 4 poziomu zagrożenia, który oznacza całkowite zamknięcie. Na razie jednak sytuacja jest w miarę dobra.
Ciekawi mnie, co spowodowało tak szybką i ostrą reakcję władz na dosłownie kilka przypadków zakażenia?
Patrzymy, co się dzieje na świecie i boimy się, że sytuacja może się tak rozwinąć jak np. w Ameryce. Dlatego rząd działa bardzo szybko i stanowczo. Na takim etapie łatwiej zapanować nad sytuacją i nie dopuścić do jej rozwoju.
Zwłaszcza, że wciąż nie do końca wiadomo, skąd ten wirus się pojawił. Zakażenie zdiagnozowano u rodziny, która nie miała kontaktu z wirusem, w ogóle nie zdawali sobie sprawy, że są zakażeni. Zwyczajnie pojechali na wakacje. Zwiedzali turystyczne miejsca w okolicy miasta Rotorua, mieli kontakt z wieloma osobami i wrócili do Auckland. Ponieważ nie byli świadomi zagrożenia, mogli zarazić wiele osób, stąd decyzja o podniesieniu poziomów restrykcji w wielu miejscach oraz jak najszybszym odnalezieniu i objęciu kwarantanną osób, które miały z nimi kontakt, żeby te nie mogły przekazać wirusa dalej. My z żoną też trafiliśmy na kwarantannę.
Dlaczego?
Pojechaliśmy z rodziną na krótki wypoczynek do Rarotonga na Wyspie Cooka i ten region też został objęty obostrzeniami. I tak mieliśmy szczęście, że udało nam się wyjechać jeszcze przed wprowadzeniem 3 poziomu bezpieczeństwa, dzięki temu mogliśmy odbywać kwarantannę we własnym domu, a nie w hotelu.
Na szczęście u nas teraz jest zima, czyli nie ma szczytu sezonu turystycznego. Wprawdzie kiedy lockdown przestał obowiązywać i mijały kolejne tygodnie bez zakażeń, wszyscy z ochotą wyszliśmy z domów i zaczęliśmy trochę jeździć po kraju, ale to nie jest podróżowanie na wielką skalę. Mam więc nadzieję, podobnie jak wszyscy mieszkańcy Nowej Zelandii, że obecne działania, choć dotkliwe, pozwolą szybko opanować sytuację. Ten przypadek dał nam jednak bardzo ważną lekcję. Nawet jeśli wcześniej łudziliśmy się, że zagrożenie już minęło, teraz wiemy, że ten wirus z nami jest i cały czas musimy zachowywać ostrożność.