Oszuści czają się na każdym kroku. Tak nas nabijają w butelkę na wczasach w Polsce
Nad Bałtykiem i w górach tłumy. A wiadomo - tam, gdzie turyści, tam i płynące szerokim strumieniem pieniądze. Jednak też próby wykorzystania sytuacji przez nieuczciwych przedsiębiorców oraz osoby, które chcą zarobić jak najwięcej, ponosząc przy tym jak najmniejsze koszty.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Już dziś można powiedzieć, że tegoroczny sezon wakacyjny jest wyjątkowo udany. Najpopularniejsze ulice polskich miast przez długie tygodnie były wypełnione przez tłumy turystów, a właściciele hoteli, pensjonatów czy restauratorzy często podkreślali, że biznes dobrze się kręci. To w dużej mierze zasługa pogody, która w tym roku dopisała. Ale czy wszyscy z wakacji spędzonych w Polsce powracają zadowoleni? Tu można mieć uzasadnione wątpliwości. Osoby wybierające wypoczynek w Polsce muszą coraz częściej uważać na tych, którzy w sposób nie do końca uczciwy starają się zbić na turystach kokosy.
Niestety, przykładów pokazujących mało chwalebne praktyki niektórych przedstawicieli szeroko pojętej branży turystycznej z roku na rok jest coraz więcej. Działania oszustów wykorzystujących wakacyjnie nastrojonych turystów, stają się plagą. Na baczności trzeba mieć się zwłaszcza w miejscowościach nadmorskich, w górach oraz miejscach, do których najchętniej przybywają goście.
Ile za tę rybkę?
Dla wielu odwiedzających nadmorskie kurorty wizyta w smażalni jest punktem obowiązkowym. Pyszna rybka z chrupiącymi frytkami i suróweczką, a to wszystko podane w uroczej restauracji, z której rozciąga się widok na morze. Tyle wyobrażenia. W rzeczywistości w wielu nadbałtyckich lokalach goście otrzymują produkt miernej jakości za cenę, która potrafi przyprawić o zawrót głowy.
O tym, że flądra czy inna ulubiona ryba może kosztować majątek, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. A jeśli ktoś miał co do tego wątpliwości, to zmieni zdanie po przeczytaniu wpisu pewnej turystki, która w serwisie społecznościowym pochwaliła się, ile kosztowała ją wizyta w jednym z usteckich barów.
Internautka, której post z miejsca stał się hitem internetu, za dwie porcje ryby (w tym przypadku był to turbot), dwie surówki oraz napój zapłaciła ponad 170 złotych, czyli tyle, ile trzeba zapłacić za obiad w dobrej restauracji. Niestety, bar, w którym zdecydowała się zjeść posiłek, łączył z innymi restauracjami tylko jeden mianownik - ceny. Za wspomniane pieniądze kobieta otrzymała dania podane na jednorazowych talerzykach. Jedzenie było niesmaczne i wyglądało nieapetycznie. Sama internautka określiła główny element dania mianem "zlepka 5 kawałków otoczonych w kilogramowej panierce mącznej".
Historia poirytowanej pani Elżbiety sprawiła, że jak bumerang powróciła dyskusja na temat praktyk stosowanych przez niektórych właścicieli lokali gastronomicznych, którzy robią wszystko, by wycisnąć turystów jak cytrynę. Jedną z popularnych metod, usypiających czujność urlopowiczów, stało się podawanie ceny za 100 gramów ryby. W ten sposób w cenniku czy menu nie widzimy, że ryba kosztuje od kilkudziesięciu do ponad 100 złotych za kilogram, ale 5, 7 albo 10 złotych. Właściciele małych gastronomii potrafią się nieźle nagimnastykować, by "podbić" wagę porcji, by klient "zabulił" więcej. Wystarczy użyć jak najwięcej panierki.
Drobne przyjemności, które kosztują fortunę
Nie tylko na ceny ryb należy uważać. Inne letnie przyjemności też potrafią słono kosztować. W wielu miejscach niemało liczą sobie za piwo, gofry, zapiekanki czy lody. W lokalizacjach, w których zagęszczenie turystów jest największe, cena gałki lodów potrafi się zbliżyć nawet do 10 złotych. Sprzedawcy uciekają się do różnych sposobów, by uzasadnić tak wysoki koszt. Na plakatach pojawiają się więc informacje, że mamy do czynienia z lodami rzemieślniczymi, naturalnymi czy produkowanymi według tradycyjnych receptur. Jednak czy rzeczywiście warto aż tyle dopłacać? Sami konsumenci często przyznają, że nie widzą różnicy pomiędzy lodami za 3 i za 10 złotych. I trudno się dziwić, bywa że oba takie punkty, które dzieli cenowa przepaść, zaopatrywane są przez tego samego producenta, który nie specjalizuje się w produkcji lodów tradycyjnych.
Zdarza się zatem, że w porcji lodów, które – jak zapewnia sprzedawca – przygotowane są wysokiej jakości produktów i najwyższą starannością, mamy np. tłuszcz palmowy zamiast znacznie droższej śmietany, a nasz deser zawiera tyle samo powietrza co lodów (pompowanie lodów nie jest niczym dziwnym, ale są producenci, którzy nie znają pod tym względem umiaru).
Drogo, drożej... cena dla turysty
Chwytać się za kieszeń trzeba nie tylko nad morzem czy w górach, i nie tylko w szczycie sezonu turystycznego. Pod koniec ubiegłego roku dyskusja toczyła się też na temat cen na jarmarkach świątecznych, które stanowią coraz większą atrakcję turystyczną dużych polskich miast.
Zaczątkiem debaty stał się wpis na Facebooku, w którym pokazano, ile może kosztować zapełnienie żołądka, gdy zdecydujemy się na małe co nieco na jednym z takich stoisk. Za szaszłyka, pieczywo oraz dodatki - przypuszczalnie ketchup i musztardę - przyszło mu zapłacić na wrocławskim jarmarku 112 zł (86 zł za szaszłyk, 20 zł za chleb i 6 zł za wspomniane dodatki). Choć koszt był szokujący, internauci zaczęli wymieniać się swoimi doświadczeniami. Niektórzy przyznali, że stoiska, na których podczas podobnych imprez trzeba zapłacić kilkadziesiąt złotych za kawałek chleba ze smalcem, wcale nie należą rzadkości. Większość internautów nie ma wątpliwości, że podobne, nieuzasadnione praktyki, podyktowane jedynie chęcią szybkiego napełnienia kabzy przez właściciela, wymierzone są głównie w turystów.
Podobne szaleństwo cenowe możemy obserwować regularnie podczas wielkiego muzycznego święta w Gdyni. W trakcie festiwalu Open'er, na który przyjeżdżają nie tylko turyści z całej Polski, ale tłumnie stawiają się też goście z zagranicy, chcąc coś zjeść, trzeba zapomnieć o standardowych cennikach. W trakcie kilkudniowej imprezy, stołując się wyłącznie w festiwalowej strefie, można solidnie odchudzić swój portfel. Nie może być inaczej, gdy za porcję frytek trzeba zapłacić nawet 20 zł; tyle samo trzeba wyłożyć, chcąc skubnąć kiełbasę czy bigos, a przy popularnej zapiekance trzeba się liczyć z wydatkiem 25 zł.
Uwaga na oszustów!
Ale o ile w przypadku wymienionych wcześniej przykładów możemy mówić o kombinatorstwie, nieuczciwości czy często po prostu o zwykłej pazerności sprzedawców, to każdego roku pojawiają się też ostrzeżenia dotyczące działań zuchwałych oszustów. Tu - z punktu widzenia wczasowicza - najczęściej duże pieniądze można stracić na wynajęciu kwatery.
Najłatwiej wpaść w taką pułapkę w największych ośrodkach turystycznych. Zdarza się, że złodziejom udaje się wyłudzić pieniądze, stosując najprostsze możliwe sposoby, np. oferując fikcyjny lokal, który znajduje się pod nieistniejącym adresem. Urlopowicze, którzy niczego nie podejrzewają, wpłacają zaliczki. Już na miejscu dowiadują się, że kluczy do apartamentu nie będzie, a o wpłaconej zaliczce mogą zapomnieć. Bywa też, że samo mieszkanie istnieje, ale wcale nie jest przeznaczone pod wynajem, a oszust po prostu wykorzystuje atrakcyjny adres przypadkowej osoby. Mimo ostrzeżeń policji i artykułów w prasie, praktyki takie są wciąż plagą, zwłaszcza w najpopularniejszych miejscowościach wypoczynkowych.
Oczywiście w opisywaniu podobnych, przykrych przygód wcale nie chodzi o strasznie wczasami w naszym kraju, bo wakacje w Polsce to zawsze dobry pomysł. Na pewno nie mamy się czego wstydzić – wręcz przeciwnie, jest być z czego dumnym. Nigdy nie należy jednak tracić czujności, choć w przypływie wakacyjnego luzu wcale nie jest takie proste. Niezależnie od tego, czy kupujemy lody, flądrę, wakacyjną pamiątkę czy rezerwując pokój, zawsze miejmy oczy szeroko otwarte. Wszystko po to, by późniejsze wspomnienia – zamiast wywoływać frustrację – stanowiły przyjemny punkt odniesienia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz też: Turyści nie odpuszczają koniom z Morskiego Oka. "Widać, że są zajechane"
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.