Pierwsza w Polsce elektrownia atomowa odstraszy turystów? Mieszkańcy są mocno podzieleni
Wydawałoby się, że budowa elektrowni jądrowej będzie przez kolejne dekady melodią przyszłości, ale rząd podjął decyzję, że jednak powstanie. Jeszcze nie wiadomo kiedy. Wiadomo za to gdzie. Mimo że rozważane są dwie lokalizacje: Lubiatowo-Kopalino oraz Żarnowiec, to pewniejsza wydaje się ta druga. Odwiedziliśmy gminę Krokowa, gdzie ma postać "atomówka". Z pewnością wielu mieszkańców trudno będzie przekonać do tej inwestycji.
W Kartoszynie nad Jeziorem Żarnowieckim od lat nic się nie zmieniło. To tu rozpoczęła się, jeszcze w PRL, budowa pierwszej elektrowni. Budowa, której nigdy nie ukończono. Wzniesione na potrzeby elektrowni budynki, (póki co) niszczeją i są zarośnięte chwastami. Tylko wspomnienia wielu osób o tym miejscu pozostają wciąż żywe. Oficjalny powód wstrzymania olbrzymiej inwestycji w 1989 r. to zmiany ustrojowe i długotrwałe protesty mieszkańców. Jednak z rozmów z miejscowymi wyłania się inny obraz.
– Mieszkańcy wybrzeża niesamowicie skorzystali z budowy. Powstały dla pracowników tzw. "osiedla żarnowieckie" i hotele robotnicze: m.in. w Lęborku, Redzie czy Wejherowie. Wszystko było świetnie skomunikowane z Kartoszynem – jeździły zarówno autobusy i kolejki elektryczne. Pamiętam sklepy zaopatrzone w produkty, które w tamtych latach często były na wagę złota, wejściówki do teatru, dancingi czy kabarety. Po prostu wspaniałe życie – wspomina pan Marek, który miał okazję pracować jako ślusarz przy budowie Elektrowni Jądrowej Żarnowiec.
– Niektóre osoby z małych miejscowości mogły mówić o prawdziwym szczęściu, kiedy w ramach szkoleń i zdobywania nowych kwalifikacji wyjeżdżały do Jugosławii, Rosji, Bułgarii, a nawet do Iraku. Taka osoba, kiedy wracała, to był "ktoś". Nie tylko my wyjeżdżaliśmy. Także do nas zjeżdżali ludzie z całej Polski czy innych krajów komunistycznych – z Czech, Ukrainy czy Bułgarii – tłumaczy pan Marek.
Aby móc zbudować elektrownię, trzeba było przesiedlić kilkudziesięciu mieszkańców. Dlatego na początku lat 80. część gruntów wsi Odargowo przekazano jako odszkodowanie rolnikom z Kartoszyna.
– To osiedle, z charakterystycznymi niebieskimi dachami, robiło ogromne wrażenie. Na początku ludzie nie chcieli za bardzo się przenieść, mimo biedy i mało żyznych gleb w Kartoszynie. Nie zapominajmy, że Kaszubi są bardziej uparci niż Górale. Jednak, gdy już zbudowano nowe gospodarstwa, to wszyscy byli w szoku. Mogły one śmiało konkurować z tymi w Holandii i to w czasach, kiedy w Polsce była komuna! Okoliczni mieszkańcy dosłownie pękali z zazdrości i mnóstwo osób przyjeżdżało do Odargowa, aby zobaczyć najnowocześniejszą w Polsce wieś. Do jej budowy używano materiałów, o których można było tylko pomarzyć w owych czasach. Nawet kafle do łazienek sprowadzono z zagranicy, z Hiszpanii. Jedyne co tu się ostało z poprzedniej wsi, to kapliczka, którą przeniesiono – wspomina pan Marek.
Równie pozytywnie o pracy w elektrowni mówi Danuta Szczypior, która pracowała w niej przez 2 lata, począwszy od 1987 r.
– Kiedy rozpoczęto budowę, ludzie sami przychodzili i pytali się o pracę. Prawie każdy ją dostawał. Czy mieszkańcy byli za budową? Z tego co pamiętam, to mało kto był przeciwko. Ludzie nie zastanawiali się za bardzo nad zagrożeniami, ja również. Nie zdawałam sobie sprawy, że elektrownia atomowa może wiązać się z niebezpieczeństwem. Byłam młoda, dopiero co skończyłam szkołę i po katastrofie w Czarnobylu docierały do nas szczątkowe informacje – opowiada Danuta Szczypior, która podczas budowy elektrowni pełniła funkcję referenta ds. socjalnych, a następnie inspektora ds. kadrowych.
Mieszkanka pobliskiego Karlikowa wspomina, że nie było na co narzekać.
– Wypłaty co tydzień i premie – każdy był zadowolony. Mogłam podzielić się pensją z rodzicami, wydawać na własne przyjemności i jeszcze mi zostawało. Raz w tygodniu jeździłam na zakupy do Gdyni i z lekką ręka mogłabym wtedy wyjeżdżać na wczasy 2 razy w roku. Sielskie lata! W roku 1989 zaczęto zwalniać ludzi, choć nikt nie przypuszczał, że wszyscy stracą pracę i budowa zostanie całkowicie wstrzymana – opowiada pani Danuta.
– Dziś jestem przeciwko budowie. Wiem, że obecne elektrownie są dużo nowocześniejsze, ale po przypadkach w Japonii i Czarnobylu trudno wierzyć w niezawodność tego typu obiektów. Argument o nowych miejscach pracy też nie do końca do mnie przemawia, ponieważ nie raz słyszałam, że lokalne firmy mają problem ze znalezieniem pracowników. Czy elektrownia jądrowa wpłynie na turystykę? W mojej ocenie, póki wszystko będzie dobrze, nie zniechęci urlopowiczów do przyjazdu nad jezioro czy morze – przekonuje dawny pracownik kadr w elektrowni.
Co na temat elektrowni ma do powiedzenia sołtys Karlikowa, Patryk Szczypior, syn pani Danuty? W budowie widzi szansę na rozwój gminy i możliwość znalezienia pracy dla mieszkańców okolicznych mieszkańców.
– W gminie są organizowane spotkania, podczas których jesteśmy uświadamiani, z czym wiąże się budowa elektrowni. Zauważyłem, że większość sołtysów jest za tą inwestycją – mówi sołtys Karlikowa.
Mieszkańcy mówią, że podobno nawet proboszcz z miejscowej parafii, choć zawsze był przeciwny, ostatnio zmienił zdanie.
– W kółko mówi się o tym, że ruszy budowa, wydawane są pieniądze na ten cel, choć tak naprawdę nie wiemy, czy elektrownia w rzeczywistości powstanie. Niestety, ale firmy z Kartoszyna nie mogą się rozwijać, ponieważ banki, nie wiedząc jaka przyszłość czeka te przedsiębiorstwa, nie chcą im udzielać kredytów. To spory minus, ale jeśli chodzi o turystów, to nie martwiłbym się na zapas. Jeśli wraz z budową społeczeństwo będzie edukowane, chociażby na temat tego, że współcześnie zagrożenie jest niewielkie, to inwestycja nie będzie mieć większego wpływu na liczbę urlopowiczów – tłumaczy Patryk Szczypior.
Jakiego zdania są mieszkańcy nadmorskiej miejscowości Dębki, położonej ok. 15 km od Kartoszyna?
– Nie do końca jestem zwolennikiem budowy elektrowni atomowej w pobliżu Dębek. Rozumiem, że technologia się zmieniła, ale obawiam się trudności w realizowaniu w naszej miejscowości inwestycji, niechęci inwestorów oraz tego, że ceny nieruchomości w okolicy spadną. Taki trend jest zauważalny na całym świecie. Natomiast najbardziej niepokoi mnie, że z racji tego, iż będzie to pierwsza tego typu elektrownia w Polsce, wszyscy będą ją bacznie obserwować od pierwszego dnia, kiedy ruszą prace. Więc nawet nieznaczący incydent, który może nie mieć żadnego wpływu na funkcjonowanie elektrowni, zostanie tak rozdmuchany, że turysta z Katowic, Warszawy czy Poznania, nie chcąc ryzykować, pojedzie albo 100 km dalej, albo za granicę – ocenia pan Krzysztof z Dębek.
Tłumaczy też, że w skali gminy nie ma sprzeciwu, jeśli chodzi o budowę. Wręcz przeciwnie - mieszkańcy są jej przychylni. Widzą w tym szansę rozwoju i nie protestują, jak np. w Gąskach, które też były brane pod uwagę jako miejsce utworzenia elektrowni jądrowej.
– Można spodziewać się potężnych wpływów z podatków dla gminy, może powstanie też nowa infrastruktura. Niestety, gdzieś ta elektrownia musi powstać. Poza tym północ Polski nie ma zabezpieczenia energetycznego. Można dywagować, czy tego typu inwestycja powinna być tak blisko miejscowości turystycznych, ale rozumiem, że trzeba zabezpieczyć chłodzenie reaktorów i dlatego lokalizacja blisko Bałtyku jest optymalna. Osobiście optowałbym za tym, aby powstała na terenach poindustrialnych, w miejscu nieczynnych kopalń, gdzie turystyka nie funkcjonuje – proponuje pan Krzysztof.
Inni mieszkańcy Dębek także mają mieszane odczucia co do budowy elektrowni.
– Jestem i za, i przeciw. Powstaną nowe miejsca pracy, gmina będzie się rozwijać i otrzyma spory zastrzyk gotówki. Jednak szczerze mówiąc nie chciałbym mieszkać obok elektrowni atomowej. Ponadto problem w tym, że nie wiadomo, gdzie będą składowane radioaktywne odpady – komentuje Dawid.
– Elektrownia w Kartoszynie na pewno będzie bezpieczniejsza niż ta na Ukrainie czy w Japonii, ale przecież wszystko się może wydarzyć. Czytałem, że temperatura w Jeziorze Żarnowieckim jest za wysoka i musieliby wykopać kanał z jeziora do morza. To byłby ogromny minus tej inwestycji. Jednak sądzę, że turyści przez nią nie uciekną. Ma być chłodzona wodą i nie powstaną kominy, które są charakterystyczne np. dla francuskich "atomówek". Tak więc nie będzie ogromnych słupów dymu na niebie, które z pewnością kłułyby w oczy – mówi mieszkaniec Dębek.
Można usłyszeć też ostrzejsze opinie, co nie powinno dziwić. Większość osób w Dębkach utrzymuje się z turystyki i obawiają się, że mogą stracić dorobek życia.
– Wiem, że energii może zabraknąć, ale też nie chcę mieć tykającej bomby pod nosem. Mam obawy, że budowa elektrowni jest jednoznaczna z końcem turystyki na tych terenach. Zostanie nam zabrane źródło dochodu – obawia się Marzena Błażejewska.
– Kto będzie chciał przyjeżdżać na takie tereny? I to nie tylko moja opinia, ale przede wszystkim wczasowiczów, z którymi często rozmawiam. Mówią wprost, że jeśli elektrownia powstanie, to już tu nie przyjadą. Nie wierzą w to, że nie będzie oddziaływać na środowisko. Gdyby były protesty, to swoją cegiełkę pewnie bym dołożyła – stwierdza mieszkanka Odargowa.
Największą presję czują osoby, które żyją w pobliżu Kartoszyna. Jedną z takich osób jest Monika Gojka, z położonego kilka kilometrów dalej Lubkowa.
– Nie mam większych obaw związanych z elektrownią jądrową, znam zagrożenia, ale czuję też, że nie trzeba się bać. Myślę, że większość tutejszych mieszkańców jest przeciwna budowie. Ludzie boją się, a prawda jest taka, że człowiek boi się tego, czego nie zna. Współczesny świat jest związany z wszelkiego rodzaju zagrożeniami – mowa np. o atakach terrorystycznych. Więc jeżeli spojrzy się na to wszystko trochę z góry, to i tak siedzimy w środku puszki Pandory – ocenia Monika.
– Oczywiście istnieje zagrożenie związane ze składowaniem odpadów radioaktywnych lub skażeniem wód gruntowych, ale czuję, że nic takiego nie będzie mieć miejsca. Aczkolwiek zastanawiam się, czy Polskę rzeczywiście stać na taki wydatek, jak budowa "atomówki" – dodaje.