Powiedział słowo za dużo. Zapłacił mandat i nie wyleciał z kraju
Turyście, który planował podróż z Warszawy do Mediolanu, zebrało się na żarty na lotnisku. Przez jedno słowo za dużo podczas odprawy biletowo-bagażowej swoją przygodę zakończył w polskim porcie lotniczym. Dodatkowo został ukarany mandatem.
O incydencie na warszawskim lotnisku poinformował Nadwiślański Oddział Straży Granicznej. Funkcjonariusze Grupy Interwencji Specjalnych z Placówki SG Warszawa-Okęcie zostali zadysponowani, kiedy 59-letni turysta poinformował, że ma w swoim bagażu dwie bomby.
Interwencja na Okęciu
Informacje o bombach czy innych ładunkach wybuchowych zawsze traktowane są z należytą powagą. Dlatego też funkcjonariusze natychmiast zainterweniowali. Kiedy udali się na miejsce, zastali obywatela Szwajcarii w asyście pracowników firmy obsługującej rejs.
"Zgodnie z procedurą pasażer został odizolowany od innych podróżnych oraz pouczony o obowiązku podporządkowania się poleceniom służb i o możliwości zastosowania środków przymusu bezpośredniego w przypadku ich niewykonania" - czytamy w komunikacie Nadwiślańskiego Oddziału SG.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Hity wakacji 2025. Ekspertka podpowiada, gdzie się wybrać
Turysta szybko pożałował swoich słów
Przeprowadzona kontrola turysty i jego bagażu nie wykazała obecności żadnych niebezpiecznych przedmiotów. Mężczyzna ostatecznie sam przyznał, że jego wypowiedź była tylko żartem.
Za popełnione wykroczenie pasażer został ukarany mandatem w wysokości 500 zł. Nie była to jednak jedyna kara. Decyzją przewoźnika 59-latek został wycofany z rejsu do Mediolanu.
Przypominamy, że nawet pozornie niewinne żarty dotyczące bezpieczeństwa lotów mogą prowadzić do poważnych konsekwencji prawnych i organizacyjnych, dlatego, szczególnie będąc na lotniskach, warto dwa razy zastanowić się, co mówimy.
Źródło: Nadwiślański Oddział Straży Granicznej