Redyk po gruzińsku. Fotografie z Tuszetii wbijają w fotel
1200 owiec, 6 pasterzy i alkohol niemal spływający strumieniami z gór. Amos Chapple, fotoreporter Radia Wolna Europa, uwielbia takie wyzwania. O jego najnowszym projekcie pisały najważniejsze zagraniczne media, specjalnie dla czytelników WP przekazał fotografie z Tuszetii. Wiele z nich jest publikowanych po raz pierwszy.
Dokumentował życie w najzimniejszym miejscu na ziemi. Fotografował nielegalnych łowców kłów mamutów na Syberii. Bez wahania wsiadł w kamaza, by przemierzyć lodową autostradę w Jakucji. Amos Chapple twierdzi, że im trudniejsze warunki, tym lepsze powstają fotografie. Czego doskonałym przykładem jest najnowszy projekt Nowozelandczyka, obecnie żyjącego i pracującego w Pradze.
"Górscy pasterze" ("The Mountain Shepherds", możecie zobaczyć na stronie rferl.org) to zapis wyprawy, w trakcie której fotoreporter towarzyszył 6 mężczyznom sprowadzającym owce z gór Tuszetii. Regionu położonego na północnych zboczach Wielkiego Kaukazu, od północy i wschodu graniczącego z rosyjskimi republikami Czeczenią i Dagestanem, natomiast od południa i zachodu – z historycznymi regionami Gruzji: Kachetią i Chewsuretią. To właśnie na równiny Kachetii trzeba było bezpiecznie sprowadzić 1200 żywych kulek wełny.
Jak twierdzi Amos, warunki podczas redyku były potwornie trudne. – Byłem zdumiony zwinnością tych małych owieczek. Pasterze pokonywali nawet 40 km w ciągu jednego dnia, w tym wspinali się na przełęcze. Mnie wspierał kierowca jeepa, który nie dość, że w ciągu 2 dni stracił 5 opon w swoim aucie, to jeszcze o mało co nie został zmiażdżony przez sowiecką ciężarówkę jadącą przed nim, która nagle straciła przyczepność – mówi WP.
Zobacz, z czego słynie Gruzja
Wijąca się serpentynami droga wiodła przez Przełącz Abano, najwyżej położoną ( 2,8 tys. m n.p.m.) przejezdną przełęcz w całym Kaukazie (i jedną z najbardziej niebezpiecznych na świecie). Nic dziwnego, że Gruzini pokonujący tę trasę twierdzą, że na trzeźwo nie da się jej pokonać. Amos przyznaje, że każdy dzień miał smak czaczy (narodowy gruziński alkohol, mocny trunek destylowany z winogronowego moszczu).
Fotoreporter opowiada, że wiele odcinków drogi musiał pokonywać w dość nietradycyjny sposób. – Ze zboczy co chwile odpadały połacie ziemi i spadały w przepaść. Trawa przykryta śniegiem była bardzo śliska, pasterze wspierali się kijami. Ja nie miałem żadnej pomocy, więc wiele zejść pokonywałem na czworakach - dodaje.
Amosowi pracy nie ułatwiał fakt, że ni w ząb nie mógł się porozumieć z pasterzami. – To byli wspaniali mężczyźni, ale nie mówili po rosyjsku – ja trochę znam rosyjski, bo zwykle w tym języku komunikuję się podczas moich rozmaitych projektów. Ale mimo to byli dla mnie dobrzy. Jadłem ich jedzenie. A już po wszystkim potwornie się z nimi upiłem. (śmiech)