Nieznane atrakcje Rumunii
Kierowca samochodu dostawczego zabiera nam blok rysunkowy i czarnym mazakiem kaligrafuje: Vulcanii Noroiosi. - Tu macie jechać. Każdy będzie wiedział, dokąd was podrzucić - mówi. Jednak dojazd do Vulcanii Noroiosi, czyli błotnych wulkanów, nie jest prosty, zwłaszcza dla niezmotoryzowanych. Droga prowadzi z miejscowości Buzau. Niewiele samochodów się tu przemieszcza. Czasem przejedzie jakiś turysta, choć i tu ich niewielu. Zabiera nas miejscowy, który włączywszy bałkańską muzykę na pełen regulator, wyśpiewuje z radością każdy wers, szczerząc się przy tym do nas uśmiechem od ucha do ucha. Porozumiewamy się na migi. Jestem przekonana, że mężczyzna ma około sześćdziesiąt lat. Świadczą o tym ewidentnie braki w uzębieniu i pomarszczona cera, której brakuje świeżości. Jednak młode i roześmiane oczy oraz liczba zaprezentowana na palcach zdradza znacznie młodszy wiek - czterdzieści trzy lata. W Rumunii wiele osób, zwłaszcza tych mieszkających poza dużymi ośrodkami, znacznie szybciej się starzeje. Ciężka
praca, mniejsza świadomość i niskie zarobki to główne przyczyny. Nie przeszkadza im to jednak w byciu szczęśliwymi i życzliwymi dla innych. Choć każdy grosz się dla nich liczy i za autostop w Rumunii zwykle się płaci, od turysty nawet ci najbiedniejsi nie żądają pieniędzy.