Skąd brać pieniądze na podróże? Radzi Bernadetta „Bebe” Baran
Czy zagraniczne wyjazdy muszą być bardzo kosztowne? Jak wygospodarować na nie środki w domowym budżecie? Na czym można zaoszczędzić, planując wycieczkę? Jak znaleźć finansowanie na wyprawę? I czy na wakacjach można zarobić? Na wszystkie te pytania odpowiada autorka książki „100 pomysłów na podróżowanie”.
WP: Czy żeby podróżować, trzeba mieć wypchany portfel?
Bernadetta „Bebe” Baran: Absolutnie nie. Zarówno w mojej książce, jak i na blogu, piszę o tanim podróżowaniu i do podróży zachęcam każdego, bez względu na wiek, sytuację materialną czy historię życiową. Staram się pokazać, że aby móc wyjeżdżać, nie trzeba przez cały rok zaciskać pasa ani się zapożyczać. Trzeba tylko trochę przestawić sobie myślenie. Często bowiem mamy zakodowane w głowach, że coś, co mniej kosztuje, musi być gorszej jakości. Nic bardziej błędnego.
Jakieś przykłady?
Dziś jest taka konkurencja na rynku, że wiele hosteli czy mieszkań udostępnianych w serwisie Airbnb, ma standard porównywalny do hotelowego. A kosztuje znacznie mniej. Kilka dni temu wróciłam z Portugalii, gdzie właśnie za pośrednictwem Airbnb wynajęłam mieszkanie. Miałam swoją kuchnię, salon, sypialnię – zupełnie jak w apartamencie w hotelu. A zapłaciłam chyba 11 euro za dobę (miałam towarzystwo, więc koszty się rozłożyły). Było świetnie, a do tego sporo zaoszczędziliśmy na jedzeniu. Bo choć obiady zawsze jedliśmy na mieście, to już śniadania czy kolacje mogliśmy sobie przygotowywać w naszej kuchni.
Swoim czytelnikom polecasz samodzielne organizowanie wyjazdów, korzystanie z wyszukiwarek tanich biletów lotniczych i noclegów, śledzenie forów i blogów podróżniczych, na których ludzie dzielą się poradami i wskazówkami na temat konkretnych lokalizacji oraz kosztów na miejscu. Jednak to wymaga czasu, nie wszyscy mają go wystarczająco dużo, nie wszystkim się chce.
Wbrew pozorom nie zajmuje to tak dużo czasu, jak mogłoby się wydawać. A im więcej się podróżuje, tym organizacja wyjazdu jest łatwiejsza. Jeśli jednak ktoś nie chce się tym zajmować, albo na przykład boi się, że czegoś nie doczyta, nie dopilnuje, boi się ukrytych kosztów, to nic straconego. Takim osobom polecałabym zmianę kilku codziennych nawyków i wprowadzenie w życie idei minimalizmu. Sama od półtora roku staram się wdrażać ten koncept i choć nie jest to łatwe, bardzo się pilnuję, by nie dać się porwać sezonowym wyprzedażom pięknych, kolorowych rzeczy, które cieszą oko, a są mi w ogóle niepotrzebne. Dbam o to, by nie kupować zbędnych przedmiotów, nie gromadzić. Staram się pozbywać rzeczy, których nie używam – oddaję je lub sprzedaję. To wszystko nie jest proste, ale wystarczy, że przeanalizuję swój budżet domowy, by dostrzec racjonalność moich działań. Co miesiąc zostaje mi 200-250 zł więcej w portfelu – w kontekście kilku miesięcy to już robi różnicę.
A co z tymi, którzy nie mogą oprzeć się wyprzedażom, kochają gadżety i nie potrafią sobie odmówić zakupów? Czy rozwiązaniem dla nich jest na przykład zarabianie na wakacjach? Czy to wyłącznie domena blogerów?
Wydawało mi się, to niemożliwe, by na zagranicznych wakacjach można było zarobić porządne pieniądze. Jednak moje rozmowy – z blogerami i znajomymi, którzy korzystają z tych możliwości – przekonały mnie, że prawda jest zupełnie inna. I nie mam tu na myśli pracy w gastronomii czy hostelu.
Jakie są inne możliwości?
Planując wyjazdy, warto pomyśleć na przykład o dużych wydarzeniach, które odbywają się w danym czasie w danym miejscu. Przy ich organizacji zazwyczaj potrzebny jest ogromny sztab ludzi. Często bez problemu można się przy nich zatrudnić – zarówno do mniej wymagających zajęć, jak rozdawanie gadżetów czy wskazywanie drogi, jak i bardziej „ambitnych” zadań, jak prowadzenie akcji promocyjnych sponsorów wydarzenia. Moja znajoma wyjechała w zeszłym roku do pracy przy belgijskim festiwalu muzycznym Tomorrowland. Nie tylko zarobiła, pracując przy obsłudze imprezy, ale również organizatorzy pokryli koszt przelotów. Dodatkowo umówiła się z nimi na powrót kilka dni po zakończeniu festiwalu (przystali na tę propozycję bez ociągania, bo i tak płacili za bilet, data nie robiła im różnicy). Te kilka dni znajoma wykorzystała na zwiedzanie. Oczywiście o noclegi i wyżywienie w dalszej części pobytu musiała już zadbać sama, ale dzięki temu, że w pracy przy festiwalu poznała wiele osób, kilka nocy spędziła u nowych znajomych. Sporo przy tym zaoszczędziła.
Twierdzisz, że dobrą formą oszczędzania przy okazji podróżowania są też wolontariaty.
Myślę, że są świetną formą, tym bardziej, że zapotrzebowanie na wolontariuszy przy organizacji takich wydarzeń, jak choćby Igrzyska Olimpijskie, jest ogromne. Fakt, osoby, które zgadzają się na tę formę współpracy, nie otrzymują wynagrodzenia, ale mogą skorzystać na wiele innych sposobów. Mogą być obecni w tych miejscach, organizowane są dla nich rozmaite akcje, a jeśli trafi się zadanie przywiezienia z lotniska do hotelu sportowców danego kraju, to przy okazji może poznać kilka sławnych osób.
Wolontariaty wydają się fajną opcją, jeśli jesteś studentem i zdobywasz doświadczenie na różnych polach. Osobom, które na co dzień zarabiają, mają jakieś stanowisko, raczej się nie chce pracować poniżej swoich kompetencji i to w dodatku za darmo.
Dla nich dobrą alternatywą może być praca zdalna. Jeśli na przykład pracują przy komputerze i za pośrednictwem internetu, to zazwyczaj nic nie stoi na przeszkodzie, by dogadali się z pracodawcą i robili to, co zwykle robią w biurze, ale w jakimś pięknym zakątku świata. W grę wchodzą również rozmaite formy współpracy – np. z portalami poświęconymi wyjazdom. Tak swoje podróże po Azji „spieniężyła” jedna moja znajoma. Podjęła współpracę z serwisem internetowym, dla którego stworzyła cykl artykułów z odwiedzanych przez siebie miejsc. Jeżeli jednak ktoś nie jest dobry w pisaniu lub po prostu nie interesuje go taka forma zarabiania pieniędzy, może wykorzystać inne swoje umiejętności i zarabiać na swoich pasjach.
Brzmi pięknie, ale jak to zrobić w rzeczywistości?
Weźmy przykład Kasi Adamczyk-Tomiak, autorki bloga „Vanilla Island”. Ona robi przepiękne zdjęcia, ale nigdy nie szukała opcji sprzedaży swych fotografii. Te opcje „znalazły ją same”. Kilka osób zobaczyło jej prace na Facebooku czy blogu i zaczęło jej proponować publikację zdjęć w katalogach podróżniczych i książkach. W ten sposób Kasia zaczęła zarabiać na swoich wyjazdach, choć wcale tego nie planowała.
No dobrze, a czy masz jakąś radę dla osoby, która nie dysponuje wystarczającymi środkami na podróż, nie lubi oszczędzać, nie znosi pisać i nie chce na wakacjach pracować?
Jeśli ma oryginalny pomysł na podróż, może spróbować zebrać środki na wyjazd za pomocą crowdfundingu.
Ty w ten sposób zbierałaś pieniądze na wydanie swojej książki, prawda?
Tak, stworzyłam kampanię na Polak Potrafi, która nie zakończyła się sukcesem. Nie była jednak również niepowodzeniem, ponieważ – mimo że nie udało mi się zebrać wymaganych środków – dzięki akcji znalazłam sponsora. Zainwestował w projekt i zaoferował środki, które pozwoliły na druk książki w większym nakładzie niż zakładałam.
Jeśli zaś chodzi o zbieranie funduszy na projekty związane z podróżami, to temat jest mi bliski, ponieważ z wykształcenia jestem marketingowcem i pracuję w marketingu. Otrzymuję wiele zgłoszeń z prośbą o sponsoring lub konsultację przed zorganizowaniem kampanii crowdfundingowej i widzę, jak wiele błędów pojawia się w ofertach. Staram się pomagać ludziom i tłumaczę, co można poprawić.
Jakie błędy pojawiają się najczęściej?
Po pierwsze, brak oryginalności. Nie ma sensu powielać czegoś, co już było – internauci są niezwykle krytyczni. Po drugie, brak autentyczności. Nie można ludziom sprzedawać fałszywej historii, wprowadzać ich w błąd. Internet jest bardzo czujny, szybko wyłapuje kłamstwa czy podkolorowaną rzeczywistość. Dziś wszelkie informacje naprawdę łatwo sprawdzić i o tym, tworząc projekt, warto pamiętać. Jako trzeci największy błąd wskazałabym nieumiejętność udzielenia sobie pomocy. Wiele osób tak mocno wierzy w swój projekt, że uważa konsultacje z innymi za zbędne. Zawsze na to uczulam, zachęcam osoby przygotowujące tego typu akcje, by wcześniej skontaktowały się choćby z jedną osobą, która robiła coś podobnego. Taki człowiek już poznał społeczność docelową, może opowiedzieć, co sprawiło mu największe problemy, jakie elementy projektu były krytykowane, co działało, a co nie działało. Będąc przygotowanym na te różne ewentualności, zdecydowanie łatwiej odnieść sukces.
Wciąż mam nieodparte wrażenie, że sukces (zwłaszcza finansowy) w sferze podróży najłatwiej odnieść, jeśli jest się blogerem.
Trudno tu generalizować. Obecnie panuje bardzo duża konkurencja, jeśli chodzi o blogowanie – w każdej tak naprawdę dziedzinie. Wcale nie jest więc powiedziane, że zakładając bloga, masz zapewniony zysk. Poza tym, trzeba pamiętać, że to nie jest zysk natychmiastowy. Dobrym przykładem może być blog „Busem przez świat”. Tworząc go, autorzy nie planowali działalności komercyjnej, jednak w ciągu sześciu lat zyskali ogromną popularność. Dzisiaj są chyba najbardziej rozpoznawalnym blogiem podróżniczym i czerpią z niego zyski.
A ty zarabiasz na swoim blogu?
Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że nie spodziewałam się aż tylu propozycji współpracy, jakie otrzymałam za sprawą książki i bloga! W zeszłym roku przeprowadziłam 60 warsztatów podróżniczych. Zgłaszają się do mnie rozmaite instytucje z propozycjami wykładów, spotkań itd. Czasami tylko dlatego, że ktoś natknął się na opublikowany przeze mnie tekst. Dzięki prowadzeniu bloga udało mi się też nawiązać współpracę z jednym z serwisów internetowych, dla którego piszę artykuły. W większości przypadków za te aktywności otrzymuję wynagrodzenie. Na razie to nie są jakieś duże stawki. Jeszcze nie jestem w stanie utrzymać się tylko z tych zleceń, ale myślę, że jeśli dalej będę rozwijać bloga, to moja ścieżka samochodowa trochę się zmieni.