To były czasy! Miesiąc w namiocie na konserwie turystycznej lub gotowanych na twardo jajkach – za komuny nikogo ta wizja nie przerażała. Bo wszyscy byli świetnie przygotowani: łyżkowidelec, grzałka do herbaty, otwieracz do konserw i talia kart – bez tego "żelaznego zestawu" żaden szanujący się wczasowicz z domu się nie ruszał.