Tajemniczy poszukiwacz ujawnił swoją tożsamość. Twierdzi, że jest na tropie złotego pociągu
Poszukiwacz złotego pociągu, znany dotychczas opinii publicznej jako pan M., ujawnił się jako Michał Motak. Mężczyzna od lat zajmuje się radiestezją, która uchodzi za pseudonaukę. Mężczyzna za jej pomocą prowadzi poszukiwania w okolicach Wałbrzycha. - Nadeszła pora, żeby przemówić - powiedział w wideo opublikowanym w serwisie YouTube. Mówi, że wie, gdzie jest tajemniczy tunel i wagony, ale dowodów nie ujawnia.
W kwietniu 2025 r. poszukiwacz skarbów z Dolnego Śląska zgłosił w wałbrzyskim urzędzie miejskim znalezisko, które według niego obejmuje zamaskowany tunel kolejowy oraz trzy wagony z czasów II wojny światowej. Teraz czeka na zgodę konserwatora zabytków na przeprowadzenie badań georadarem.
Poszukiwacz skarbów z Dolnego Śląska ujawnił swoje nazwisko
- Ja nazywam się Michał Motak i jestem osobą, która 25 kwietnia 2025 r. dokonała zgłoszenia do organów państwa tak zwanego złotego pociągu, a konkretnie tunelu zamaskowanego, tunelu kolejowego oraz trzech wagonów kolejowych - mówi na opublikowanym w sieci nagraniu.
Płacisz raz i jesz, ile chcesz. Byliśmy na jarmarku all inclisive w Berlinie
Motak przyznał, że szczegóły związane z odkryciem zamierza ujawnić w rozmowie z Joanną Lamparską, dziennikarką i pisarką specjalizująca się w tematyce Dolnego Śląska. Poszukiwacz jest przekonany o sukcesie swojej misji, którą prowadzi z wykorzystaniem specjalistycznych badań radiestezyjnych. Jest to sposób poszukiwania obiektów, wody czy minerałów za pomocą różdżki lub wahadełka.
- Jestem radiestetą, który się specjalizuje w poszukiwaniach podziemnych pustek. Jest to bardzo trudna sztuka. Ludzi, którzy się tym zajmują, jest mało, a na dodatek nie mają pojęcia o tym, co robią. Dlatego te badania radiestezyjne w terenie po weryfikacji zazwyczaj się kończą niepowodzeniem. W moim przypadku będzie inaczej. Ja sobie z tego zdaję sprawę, inni w to nie wierzą. Nie moja rzecz. Ja rozpocząłem coś i mam zamiar to dokończyć – twierdzi Motak.
W rozmowie z WP Michał Motak wyjaśniał, że metoda ta, choć kontrowersyjna, może przynieść zaskakujące efekty. Niestety jednak, jak twierdzi, większość korzystających z niej osób, nie potrafi się nią posługiwać.
Radiestezja nie jest oficjalnie uznawana w świecie badaczy za metodę naukową. Uchodzi za pseudonaukę i jako taka, dla wielu osób jest mało wiarygodna, traktowana z dużym dystansem.
Złoty Pociąg wychodzi z mroku!
- Uczyłem się radiestezji od mistrza, który był matematykiem i fizykiem, opracował pewne zasady, na jakich opiera się radiestezja i są to zasady fizyki. Ja posiadałem pewne wybitne predyspozycje, jest to określane czasem "czułością radiestezyjną". W radiestezji odbiornikiem, czyli mówiąc kolokwialnie urządzeniem, jest człowiek. Nie żadne "magiczne różdżki" - wyjaśnił Motak w rozmowie z WP. - To są po prostu dwa zwykłe druty, kawałek metalu, zwykła antena, jak w radiu, ale urządzeniem w tym przypadku jest człowiek, czyli radiesteta. Na bycie dobrym radiestetą składa się wiele czynników. Cała masa. Podstawą jest wiedza. Brak wiedzy powoduje porażki - dodaje.
Michał Motak jest pewien wyników swoich badań
Chociaż nie podał dokładnej lokalizacji tunelu, Motak i jego grupa zapewniali, że poprzez badania radiestezyjne wyznaczyli szerokość i głębokość tunelu, który miałby skrywać wagony. Poszukiwacze twierdzą, że są to ostatnie trzy wagony składu, który w 1945 r. opuszczał Wrocław. Istnieje nadzieja, że ich odkrycie rzuci nowe światło na tajemnicę złotego pociągu.
- Mam potwierdzenie mojej metody w innym miejscu. Czekam jeszcze na ostatnie pozwolenia i niebawem może wybuchnąć znów poszukiwawcza gorączka. Po tym wydarzeniu liczba sceptyków odnośnie radiestezji zmaleje. To nie metoda jest zła, tylko ludzie, którzy ją wykonują. Tu tkwi szkopuł - mówił Mateusz Motak w rozmowie z WP.
Motak zaproponował nawet zakład jednemu za swoich hejterów. Jest tak pewny swego sukcesu, że w opublikowanym na YouTube wideo zapowiedział, że jeśli hejter przyjmie wyzwanie, a on przegra i nie odnajdzie rzeczonego tunelu, to wydrukuje kartkę z napisem "debil" i przyklei ją sobie do czoła.
Złoty pociąg to święty graal Dolnego Śląska
Legenda o tzw. złotym pociągu od lat rozpala wyobraźnię poszukiwaczy skarbów i miłośników tajemnic historii. Według najpopularniejszej wersji tej opowieści, pod koniec II wojny światowej niemieccy naziści mieli ukryć w rejonie Dolnego Śląska specjalny skład kolejowy, wypełniony kosztownościami, dziełami sztuki, a nawet bronią.
Pociąg miał być częścią akcji zabezpieczania zrabowanych dóbr, które wywożono z terenów zagrożonych ofensywą Armii Czerwonej. Legenda głosi, że skarb ten wyruszył z Wrocławia, a jego celem była jedna z podziemnych tras w Górach Sowich - kompleksu budowanego w ramach tajemniczego projektu "Riese".
- Złoty pociąg jest poszukiwany od lat 70. Było już bardzo wielu śmiałków i wiele grup, które podejmowały się tego zadania. Ale w znanych nam archiwach prywatnych czy państwowych nie ma żadnych zachowanych dokumentów historycznych, które potwierdzałyby obecność takiego składu na naszym terenie - mówi WP Mateusz Mykytyszyn, rzecznik prasowy zamku Książ. Kontrowersyjna wydaje się zwłaszcza metoda prowadzonych badań.
Od zakończenia wojny wciąż pojawiają się doniesienia, że skład został zakopany w tunelach lub zasypany w specjalnie przygotowanym schronie. Szczególnie okolice Wałbrzycha i Książa uchodzą za miejsca, w których miał zniknąć złoty pociąg.
Michał Motak zapowiedział, że odnajdzie tajemniczy tunel. Zapowiedział, że wykonane przez niego badania są dokładne co do centymetra.
- Moim zadaniem jest udowodnić, że ten tunel istnieje. Bardzo duży tunel. Olbrzymia praca maskująca. To mogła wykonać tylko Trzecia Rzesza rękami więźniów - mówi poszukiwacz złotego pociągu w materiale opublikowanym 5 grudnia.