To się nazywa podróż ekstremalna. Przepłynął kajakiem Missisipi w 9 dni, teraz wybiera się na Kubę
Niektórzy nazywają go szaleńcem, inni łowcą przygód, a jeszcze inni zwykłym podróżnikiem, który wybrał sobie trochę nieoczywisty środek lokomocji. Osobom takim jak Jeff Larsen jednego z pewnością nie można odmówić – odwagi. Mężczyzna wskoczył do niewielkiej łódki i przepłynął rzekę Missisipi. Osób, które mają na koncie albo planują podobne wyczyny jest więcej.
Ponad dwa lata planowania, potem budowa łodzi i w końcu wielki finał. Pochodzący ze Stanów Zjednoczonych Jeff Larsen, który na co dzień pracuje w ochotniczej straży pożarnej, a także jako kierownik w firmie branży elektronicznej, spełnił na początku tego miesiąca swoje wielkie marzenie o podróży i przygodzie. Mieszkaniec Shreveport w Luizjanie wyruszył w rejs skonstruowaną przez siebie łodzią turystyczną. Sama wyprawa trwała zaledwie dziewięć dni. Tyle wystarczyło, by pokonać najdłuższą rzekę w Ameryce Północnej. Mężczyzna każdego dnia płynął przez przynajmniej 18 godzin. Podczas przerw rozbijał obozowisko, uzupełniał zapasy paliwa i starał się jak najefektywniej wypoczywać. Jak wyliczył, przemieszczał się ze średnią prędkością 32 kilometrów na godzinę. To znaczy, że w ciągu dnia zdarzało mu się pokonywać odległości przekraczające pół tysiąca kilometrów.
Jak podkreśla w wywiadach Larsen, to, co wydarzyło się w tym miesiącu, było zwieńczeniem przygody, która zaczęła się znacznie wcześniej. Dwa lata zajęła mu sama budowa kanadyjki, którą nazwał Lost Caddo (nazwa pochodzi od nazwy konfederacji Indian północnoamerykańskich). Jednostka wzorowana była na tradycyjnych łodziach indiańskich canoe. Różni się od nich jednak tym, że została wyposażona w silnik. Kiedy wszystkie prace konstrukcyjne zostały ukończone, łódka została ochrzczona, a 30 czerwca br. rozpoczęła się tak długo planowana przez mężczyznę podróż.
Kluczem do sukcesu było oczywiście doskonałe zaplanowanie wyprawy; przygotowanie się na różne nieprzewidziane sytuacje. Larsen zgromadził racje żywnościowe, które musiały być tak skonstruowane, aby w pełni zaspokajać jego zapotrzebowanie energetyczne podczas długotrwałej i wyczerpującej żeglugi. Posiłki zostały ugotowane, a potem zamrożone przez jego żonę. Była tylko jedna rzecz, której nie był w stanie przewidzieć. To zmieniająca się pogoda.
Rzeka wspomnień
Choć niektórzy mogą sądzić, że wielodniowa podróż łodzią może być uprzykrzana przez rutynę, Larsen nie pozostawia wątpliwości, że podczas takiej wyprawy nie sposób się nudzić.
- Rzeka zmienia się często w trakcie takiej podróży. Kiedy byłem w pobliżu St. Paul w Minnesocie miała tylko 30 metrów szerokości, ale były też takie miejsca, jak jezioro Pepin czy jezioro Winnibigoshish, gdzie szerokość sięgała 18 kilometrów – wyjaśnił cytowany przez serwis KTBS podróżnik. - Na początku łodzie były bardzo małe, a potem zaczęły pojawiać się łodzie, które były tak duże jak kwartały mieszkalne, wokół których musiałem manewrować.
Larsen przyznał, że cała wyprawa była dla niego czymś więcej niż tylko przeprawą najdłuższą rzeką Ameryki Północnej i realizacją jednego z wielkich marzeń. Dała mu też poczucie obcowania z historią. Mężczyzna wspominał o wszystkich wielkich ludziach, którzy wcześniej nią płynęli – o słynnym pisarzu Marku Twainie - autorze autobiograficznej książki "Życie na Missisipi” - który zachwycał się pięknem i magicznym klimatem rzeki czy o Abrahamie Lincolnie, który płynął rzeką Missisipi kilka razy.
- Lincoln płynął nią tratwą trzy razy. W związku z tym myślałem, że być może niektóre z tych rzeczy oraz miejsc, które podziwiam, w ten sam sposób widział wcześniej także on – powiedział mężczyzna.
Dzielny Amerykanin już dziś zapowiedział, że nie zamierza spoczywać na laurach. Łódką, którą dopiero co przepłynął rzekę Missisipi, planuje w niedalekiej przyszłości wyruszyć w następną podróż. To będzie kolejna wielka wyprawa. Zdradził, że jego przyszłym celem będzie dopłynięcie swoją łódką aż na Kubę. Szczegółów planowanej wyprawy na razie nie zdradził.
Łódką, kajakiem, a nawet rowerem wodnym
Oczywiście mieszkaniec Luizjany nie jest jedyną osobą, która w taki dość nietradycyjny sposób realizuje swoją podróżniczą pasję. Dość powiedzieć, że mniej więcej w tym samym czasie w podróż kajakiem wybrał się inny Amerykanin, Ryan Caruso. Swoją przygodę rozpoczął on pod koniec czerwca w Teksasie. 25-latek płynie wzdłuż amerykańskiego wybrzeża Zatoki Meksykańskiej. Początkowy plan zakładał dopłynięcie z południowego Teksasu do Kolumbii w Ameryce Południowej. Po wielu ostrzeżeniach wskazujących, że wyprawa przez Morze Karaibskie byłaby zbyt niebezpieczna, zmienił swoje plany. Mężczyzna płynie przez 8-10 godzin w ciągu doby i pokonuje od 30 do 50 kilometrów dziennie. Ale Caruso wyruszył w podróż nie tylko dla własnej przyjemności i z chęci przeżycia przygody. Zbiera też pieniądze dla organizacji "Operation Smile”, która zajmuje się finansowaniem operacji dzieci z różnych krajów na całym świecie.
Ale podróżowanie tego typu wcale nie jest jedynie domeną Amerykanów. Na początku lipca br. głośno było o wyczynie dwóch śmiałków, którzy popłynęli rowerem wodnym z Krakowa do Gdańska (po drodze, w Płocku dołączyła do nich jeszcze jedna osoba). Maciej i Łukasz płynęli przez 12 dni i pokonali w sumie 870 kilometrów. Każdego dnia pedałowali od bladego świtu do zmierzchu. Oni również podróż połączyli ze zbiórką pieniędzy na cele dobroczynne.