Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku
Ale zostaje jeszcze Gdańsk - miasto, którego całe dzieje to nadmorskie opowieści. Co ciekawe, dzisiaj z całej trójki ma on do morza najdalej i przylega do niego głównie blokowiskami. Stojąc na wierzchołku Góry Gradowej dostrzegam statki dopiero hen na horyzoncie. Za to intryguje mnie panorama miasta przedzielona jakby na pół - po prawej czerwone dachy starówki, po lewej dźwigi Stoczni Gdańskiej, czyli historia i przemysł, a właściwie historia dawna i najnowsza, bo stocznia to bardziej symbol przeszłości. To tu podczas strajku w sierpniu 1980 r. narodziła się Solidarność, co oznaczało początek końca komunizmu w Polsce. Historię tych dni przybliża Europejskie Centrum Solidarności. - Jego bryła jest ciekawa i oryginalna, ale sama budowa budzi kontrowersje - mówi mi Ola, absolwentka architektury i moja przewodniczka po Gdańsku. Postawiono bowiem nową konstrukcję, zamiast uratować zabytkowe budynki. Te wyburza się pod budowę nowej dzielnicy. - Dla mnie stocznia to czasy licealne, kiedy pojawiła
się tu Kolonia Artystów i Instytut Sztuki Wyspa. Wtedy często tu przychodziłam, chociaż trzeba było wystarać się o przepustkę. Teraz wejść może każdy, ale coraz mniej jest tu do oglądania - wspomina Ola. Wchodzimy do nieczynnej hali produkcyjnej, która wciąż zachwyca majestatem przestrzeni. Mijamy też nadal działającą XIX-wieczną kuźnię, przed którą stoją wagoniki z odpadami z obróbki stali poskręcanymi w fantazyjne spirale. Ściągany zdumionymi spojrzeniami robotników, napychamy tych cudeniek w kieszenie, ile się da. Trzeba nacieszyć się stocznią, póki jeszcze jest ku temu okazja.