Wyspy Zielonego Przylądka - ostatni raj na Atlantyku
Ten niezasiedlony aż do przybycia Portugalczyków w drugiej połowie XV w. archipelag, należący dziś do Republiki Zielonego Przylądka, znany był niegdyś wśród żeglarzy z produkcji wspaniałego grogu z trzciny cukrowej oraz handlu niewolnikami. Obecnie wciąż zachwyca niezwykłą naturą, przepięknymi plażami nad oceanem i jedyną w swoim rodzaju europejsko-afrykańską kulturą wyspiarską. To świetny kierunek dla indywidualnych turystów i miłośników sportów wodnych, a także na firmowe wyjazdy integracyjne i motywacyjne.
25.03.2016 | aktual.: 25.03.2016 10:41
Nazwa państwa powstała od usytuowanego ok. 570 km na wschód Przylądka Zielonego (port. Cabo Verde), leżącego obecnie na terenie Senegalu i stanowiącego najdalej na zachód wysunięty punkt kontynentalnej Afryki. Jego terytorium tworzą powulkaniczne Wyspy Zawietrzne – Ilhas de Barlavento i Wyspy Podwietrzne – Ilhas de Sotavento. Najwyższym ich szczytem jest aktywny wulkan Pico do Fogo, wznoszący się na wysokość 2829 m n.p.m. Populacja kraju wynosi ok. 530 tys. osób, z czego mniej więcej połowa żyje na głównej wyspie Santiago, na której znajduje się stolica kraju – 130-tysięczna Praia.
Ta dawna portugalska kolonia uzyskała niepodległość nie tak dawno temu, bowiem w lipcu 1975 r. Zdaniem wielu historyków, jako pierwszy do brzegów bezludnego jeszcze archipelagu dotarł w 1456 r. Portugalczyk Diogo Gomes. Inni autorzy uważają, że dokonał tego w 1460 r. wenecki żeglarz w służbie Królestwa Portugalii Alvise Cadamosto lub Genueńczyk António da Noli. Kolonia szybko stała się ważnym punktem tranzytowym w handlu niewolnikami z Afryki oraz przystankiem dla statków na drodze do Indii. W związku z tym dzisiaj aż 480 tys. Kabowerdyjczyków stanowią Mulaci. Widać to szczególnie na głównej wyspie Santiago. Zakaz niewolnictwa doprowadził do upadku gospodarczego regionu. Ostatnio, z roku na rok, coraz większe znaczenie ma na wyspach turystyka.
Księżycowy krajobraz Wysp Zielonego Przylądka *
Podczas lądowania na międzynarodowym lotnisku Amílcara Cabrala na wyspie *Sal – jednej z najbardziej turystycznych w archipelagu – ze zdziwieniem oglądam jej księżycową panoramę. Zastanawiam się, gdzie podziała się ta zieleń z nazwy kraju. Pasażerów wita się po portugalsku i po kreolsku. Na ulicach pobliskiego miasteczka Espargos usłyszymy natomiast mieszankę języków afrykańskich oraz europejskich. Właśnie tu najlepiej rozpocząć przygodę. Infrastruktura turystyczna Sal jest na wysokim poziomie: na gości czekają nowoczesne kompleksy wypoczynkowe i hotele o różnym standardzie oraz dogodne warunki do uprawiania sportów wodnych w okolicy zadbanych rajskich plaż, oblewanych przez turkusową wodę. Do najpopularniejszych aktywności należą kite- i windsurfing, żeglarstwo, wędkarstwo, pływanie kajakami i nurkowanie. W trakcie podwodnej wycieczki możemy przyjrzeć się ciekawym formacjom lawowym, zwiedzić jaskinie lub łatwo dostępne wraki.
Po portugalsku sal oznacza „sól”. Na wyspie, zgodnie z jej nazwą, znajdziemy do dziś używane saliny (_ salinas _). W miejscowości Pedra de Lume wykąpiemy się w zasolonym jeziorku, w którym bez problemu będziemy unosić się na wodzie. Utworzony w kraterze dawnego wulkanu zbiornik mieni się kolorami: różem, bielą i żółcią, a krajobrazowi uroku dodają jeszcze pobliskie pagórki.
Radosna wyspa São Vicente
Nazwa wyspy São Vicente pochodzi od św. Wincentego z Saragossy - została odkryta 22 stycznia, w tym dniu kościół katolicki (a także prawosławny) wspomina tego męczennika. Z tej najbardziej roztańczonej i rozśpiewanej wyspy archipelagu pochodziła znana na całym świecie artystka Cesária Évora, przedstawicielka typowego dla tego regionu gatunku muzyki i stylu tańca _ morna _, charakteryzującego się melancholijnymi melodiami i akompaniamentem gitary klasycznej (dla Kabowerdyjczyków _ violão _) czy _ cavaquinho _ (strunowego instrumentu podobnego do małej gitary) oraz skrzypiec (nazywanych tam _ rabeca _). To dzięki "bosonogiej divie" ludzie usłyszeli o tym niewielkim wyspiarskim kraju. Wokalistka urodziła się w największym mieście São Vicente – ponad 70-tysięcznym Mindelo, które jest dynamicznie rozwijającym się pod względem kulturowym i ekonomicznym centrum republiki. Tę pozycję zawdzięcza m.in. niedawno odnowionemu Porto Grande, w którym cumują pełne turystów luksusowe statki wycieczkowe, a jego bardzo
nowoczesną marinę odwiedzają jachty z różnych zakątków globu.
Co tak naprawdę przyciąga gości z całego świata na tę wyspę? To karnawał, który zmienia Mindelo w małe Rio de Janeiro. Jego mieszkańcy zaczynają świętować po południu w niedzielę przed środą popielcową. Największa i niesamowita impreza odbywa się we wtorek, a w sam popielec wybiera się królową zabawy. Choć tutejszy karnawał wywodzi się z europejskich tradycji, wiele elementów przejął od swojego sławnego brazylijskiego odpowiednika. Podczas parady zespoły rywalizują ze sobą na najpiękniejsze stroje, najciekawsze układy taneczne i muzykę. Na ulicach miasta ludzie bawią się do białego rana. Sami Kabowerdyjczycy ściągają tutaj ze wszystkich części archipelagu.
Fabryka grogu i trekking na Santo Antão
O rześkim poranku z portu w Mindelo płyniemy promem do Porto Novo na pobliskiej Santo Antão. Ze względu na góry i drogę prowadzącą serpentynami w głąb lądu, uchodzi ona za najbardziej malowniczą wyspę kraju. Jej południowa część charakteryzuje się dość pustynnym krajobrazem. Na północy natomiast znajdują się zielone stoki górskie o stromych zboczach. Ten drugi rejon świetnie nadaje się na trekkingi i całodzienne wędrówki. Na Santo Antão jest kilka miejsc, które trzeba zobaczyć. Jej obszar znaczą urokliwe _ ribeiras _, czyli głębokie wąwozy. Życie toczy się w nich w małych osadach, gdzieniegdzie stoją pojedyncze domy. Trasy bywają tutaj niezwykle trudne i wymagające dobrej kondycji fizycznej, lecz właśnie z nich można podziwiać najwspanialsze widoki.
Santo Antão słynie też z destylarni lokalnej odmiany rumu zwanej grogiem (nie mylić z napojem alkoholowym z rozcieńczonego rumu). Do jego produkcji niezbędna jest trzcina cukrowa, której źdźbła miejscowe dzieciaki chrupią dla ugaszenia pragnienia. Podczas wędrówki przez plantacje wyczuwa się zapach fermentującego soku, powstającego w prasie tłoczącej (_ trapiche _) i opalanego wysuszonymi resztkami łodyg w kotle na piecu. Ten dość mocny trunek pije się tu z nalewką z limonek, a przy wyjściu z fabryki grogu można zakupić go w butelkach po portugalskim winie. Wieczorem warto odpocząć w otoczonym malowniczymi górami sympatycznym miasteczku Ribeira Grande z uroczym labiryntem wąskich uliczek.
Pogromcy wulkanów na Fogo
Poruszanie się po archipelagu ułatwiają szybkie połączenia sprawnie działającej narodowej linii lotniczej TACV. Lecąc na wyspę Fogo, z okien samolotu można podziwiać wyjątkowy cud natury – drzemiący wulkan Pico do Fogo (2829 m n.p.m.). Wspinaczce na wulkaniczny szczyt podoła każda osoba o dobrej kondycji fizycznej. Jeden z jego większych wybuchów nastąpił w 1847 r., a ostatnia erupcja miała miejsce pod koniec listopada 2014 r.
Po minięciu tablicy Parque Natural do Fogo wjeżdżamy w rozległą starą kalderę, na której wyrósł nowy stożek oraz trzeci mały krater. Jedna ściana wulkanu spada prosto do Oceanu Atlantyckiego, co tworzy widok jak z księżyca. Wędrówkę na sam wierzchołek najlepiej zacząć z samego rana. Wchodzimy ścieżką z zastygłej lawy i form wulkanicznych. Za naszymi plecami na wysokości ok. 2000 m n.p.m. leży maleńka osada Chã das Caldeiras, w której mieszkańcy żyją bez elektryczności i innych udogodnień cywilizacyjnych. Obserwujemy Atlantyk i wznoszącą się nad nim mgłę. Kilka godzin później jesteśmy niemal u celu.
Do tej pory ziemia utrzymuje tu tak wysoką temperaturę, że bez trudu uda się od niej przypalić papierosa. Przy użyciu wpiętych na stałe metalowych lin wspinamy się na szczyt, aby podziwiać przepiękną panoramę Fogo i okolicznych wysepek. Ogromną frajdę sprawia też zejście z wulkanu. Idąc za namową naszego przewodnika, po prostu zbiegliśmy w dół ile sił w nogach. Na samym końcu nie mieliśmy ze zmęczenia nawet siły się śmiać. To była zdecydowanie jedna z największych atrakcji całego wyjazdu.
Czarna plaża i mekka kawoszy
Prawdziwi kawosze znajdą na Fogo swoją małą mekkę. W okolicach miejscowości Mosteiros uprawia się najlepszą kawę na archipelagu – niezmiernie aromatyczną _ Café do Fogo _. Jej plantacje założone na zboczach doliny odgradza od wybrzeża i wulkanu pas stromych skał Bordeira, wznoszący się na wysokość 1000 m n.p.m. Mieszkańcy wyspy o wschodzie słońca rozpoczynają pracę przy krzewach. Po popołudniu wracają z prawie 30-kilogramowymi workami, wypełnionymi owocami, które suszą na dachach swoich domów.
Poza tym na szczególne zainteresowanie zasługuje także szeroka, czarna plaża Fonte Vila, oddzielona od São Filipe wysokim klifem. Samo miasto należy do najlepiej zachowanych kolonialnych ośrodków w Republice Zielonego Przylądka. Wśród jego kolorowej zabudowy wyróżniają się _ sobrados _, wystawne wille bogatych kolonizatorów. Pierwsze piętro ozdabiają drewniane werandy, mniej reprezentatywny parter zazwyczaj zamieszkiwali niewolnicy i służący.
Karolina Sypniewska-Wida, Magazyn All Inclusive