Znany podróżnik wyruszył z wizytą do plemienia łowców głów. Ślad po nim się urwał
To były prawdziwe chwile grozy i niepewności. W połowie listopada media na całym świecie obiegła informacja, że bardzo popularny podróżnik, Benedict Allen, zaginął. Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że ostatni raz widziany był w Papui-Nowej Gwinei – w bardzo niebezpiecznym rejonie świata. Brytyjski pisarz i eksplorator jest jedną z wielu osób, które złaknione są przygód i oddają się im z narażeniem własnego życia.
Nie brakuje ludzi, dla których podróżowanie stało się nałogiem, ale najbardziej zaprawieni w bojach gracze są uzależnieni nie tylko od ciągłego poznawania nowych miejsc i ludzi, ale również od adrenaliny. Swoje misje realizują, ryzykując nawet życiem, a gdy uda im się wyjść z opresji, po krótkim czasie powracają do swojej ekstremalnej przygody. Wielu z nich przyznaje, że nie potrafi żyć bez tego dreszczyku emocji. To właśnie dlatego decydują się sięgać coraz dalej i są żądni coraz bardziej intensywnych wrażeń. Niekiedy prowadzi to do sytuacji takich, jak ta, która stała się udziałem Benedicta Allena, brytyjskiego pisarza, miłośnika przygód, autora cieszących się dużą popularnością programów poświęconych tematyce podróżniczej i członka Królewskiego Towarzystwa Geograficznego.
Realizowane przez Allena projekty są wyjątkowe. Tworząc poświęcone podróżom programy, dociera do najdalszych zakątków naszej planety, a dzięki wykorzystaniu odpowiednich technik, pozwala poczuć się widzom tak, jakby byli na miejscu razem z eksploratorem – prezenter często realizuje zdjęcia z zamocowaną przy głowie kamerą. To pozwala widzom zanurzyć się w świecie kultury, jaką przybliża w danym momencie telewidzom. Technikę tę rozwinął w latach 90. ubiegłego wieku, stając się pod tym względem pionierem. Czasami trudno jest się oprzeć wrażeniu, że im bardziej wymagający jest teren, tym dla niego jest lepiej. Allen zazwyczaj nie ma problemu z odnajdywaniem się w wymagających zimnej krwi sytuacjach, w których pomocna okazuje się znajomość technik przetrwania. W trakcie jednej ze swoich wypraw do lasów deszczowych miał nawet posunąć się do zjedzenia psa, by przetrwać.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Chwila, w której świat na chwilę zamarł
Benedict Allen przejawiał zamiłowanie do takich trudnych wypraw już w dzieciństwie, gdy np. wraz z ojcem tropił ciekawie skamieliny na Wybrzeżu Jurajskim. Już jako student wziął udział w zorganizowanej przez siebie ekspedycji, w czasie której pokonał drogę pomiędzy rzekami Orinoko oraz Amazonką. Na swoim koncie ma też wyprawy do: lasów Brunei, wulkanu na Kostaryce, lodowca na Islandii; przeprawę od nizin Amazonki aż po Andy czy pieszą, samotną wędrówkę przez pustynię Gobi. Tajemnic nie ma dla niego syberyjska tundra; przebywał też na Haiti wśród szamanów voodoo i był w uchodzącej za bardzo niebezpieczną Papui-Nowej Gwinei. Do tej ostatniej niedawno powrócił. Podróżnik realizował tam nowy program dokumentalny, przebywając wśród plemion łowców głów. I wtedy ślad po nim nagle się urwał.
W trakcie niedawnego pobytu w położonym w Oceanii wyspiarskim państwie, uznawanym za jeden najbardziej wymagających i najbardziej ekstremalnych kierunków podróży, Allen kolejny raz w swoim życiu zbliżył się do ludzi z plemienia Yaifo. Łowca przygód opisał je już w 1988 r. Określane jest ono jednym z ostatnich na świecie plemion, które żyje w kompletnej izolacji, w oderwaniu od świata zewnętrznego. Reprezentujący go ludzie nie utrzymują żadnego kontaktu ze światem cywilizowanym. Allen relacjonował niedawno swoim fanom próbę powtórnego zbliżenia do członków tej grupy. I właśnie wtedy kontakt z nim się urwał, a świat zamarł w oczekiwaniu na nowe doniesienia.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Kolejne media snuły domysły na temat jego losów. Wiadomo było, że 57-latek nie zdążył na lot do Hongkongu i nie dotarł do miejsca, z którego miał dać swojej rodzinie oraz agentce znak życia. Nie pojawił się też na żadnym z umówionych spotkań. Zlokalizowanie go nie było właściwie możliwe, bo Allen nie miał przy sobie ani telefonu satelitarnego, ani lokalizatora GPS. W czasie, gdy służby starały się odszukać podróżnika, z którym od dłuższego czasu nie było kontaktu, media spekulowały, co mogło się z nim stać. Wielu ekspertów przypominało, że przedstawiciele plemienia Yaifo są tak naprawdę nieobliczalni i organizują polowania na ludzi, a z głów swoich wrogów przygotowują trofea. Niektóre media zauważyły, że obszar, do którego wybrał się mężczyzna, pełen jest niebezpiecznych gadów. W czasie, gdy niektórzy spodziewali się najgorszego, część osób twierdziła, że osobie z takim doświadczeniem, znającej techniki survivalowe, nie ma prawa się stać nic złego.
Okazało się, że ci drudzy mieli rację. Krótko po nagłośnieniu sprawy przez media, podróżnik znalazł się cały i zdrowy. Odnaleziono go w czasie zorganizowanej akcji poszukiwawczej. Allen przemierzał dżunglę i kierował się w stronę lądowiska, z którego mógłby się wydostać z Papui-Nowej Gwinei. Jak wyjaśnił potem sam podróżnik, wszystko podczas jego ostatniej misji poszło nie tak. Przez wyspę przeszły potężne burze, a on nabawił się malarii i był wyczerpany. Na domiar złego okazało się, że w pobliżu miejsca, w którym się znalazł, trwały regularne walki. To dlatego na czas nie wydostał się z tej strefy, pozostając w ukryciu, a w efekcie nie zdążył na samolot. Podkreślił jednak, że jego życie ani na chwilę nie znalazło się w niebezpieczeństwie. Dodał, że z opcji ratunkowej zdecydował się skorzystać ze względu na swoją zatroskaną rodzinę.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Zamiłowanie do przygód przypłacili życiem
Jest mało prawdopodobne, by te ostatnie dramatyczne przejścia spowodowały, że Allen zwolni tempo. Pozostaje mieć zatem nadzieję, że szczęście nadal nie będzie go opuszczało. Niestety, nawet tym najbardziej doświadczonym powija się czasami noga. Konsekwencje bywają tragiczne. Jednym z najbardziej znanych przypadków była śmierć popularnego na całym świecie miłośnika przygód i ekologa, Steve'a Irwina. Australijczyk dokonywał w swoim życiu rzeczy niewyobrażalnych dla zwykłych śmiertelników. Niestety, nie przeżył spotkania z płaszczką. Do wypadku doszło we wrześniu 2006 r., w czasie kręcenia zdjęć do nowego filmu przyrodniczego. W pewnym momencie kolec jadowy płaszczki przebił jego klatkę piersiową. Zgon nastąpił natychmiast.
Ze swojej wyprawy nie powróciła niedawno brytyjska kajakarka i podróżniczka, Emma Kelty. Została ona zamordowana podczas samotnej wyprawy kajakowej przez Amazonię. Strefa, przez którą przemieszczała się Kelty, gdy doszło do tragedii, owiana jest złą sławą, a ona sama zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Zresztą jeszcze przed śmiercią informowała o podejrzanie wyglądających ludziach, których mijała. Władze w Brazylii poinformowały potem, że udało się zlokalizować jednego ze sprawców.
Tragicznie zakończyły się także podróże wielu globtroterów, którzy dawno już przeszli do historii. Na liście tych, którzy zginęli lub zmarli, realizując marzenia o wielkiej przygodzie, znajdują się tak znane nazwiska, jak: Roald Admunsen, Ernest Shackleton, James Cook czy Amelia Earhart.