Trwa ładowanie...

Emerytka zdobyła Morskie Oko. Turyści powinni brać z niej przykład

Choć ma 77 lat, jest po dwóch poważnych operacjach, postanowiła o własnych siłach dotrzeć nad Morskie Oko. Tym samym pokazała wygodnickim turystom, że chcieć to móc. "Ci ludzie powinni się wstydzić swojego lenistwa" - komentuje wnuczka emerytki.

Emerytka zdobyła Morskie Oko. Turyści powinni brać z niej przykładŹródło: Facebook.com, fot: Kampania przeciwko transportowi i ubojowi koni
d296f1j
d296f1j

Położone niedaleko Zakopanego Morskie Oko to obowiązkowy punkt wyjazdu w polskie Tatry. Nic więc dziwnego, że przyciąga rzesze turystów. Jak się do niego dostać? Można np. ubrać sportową odzież oraz wygodne obuwie i w pięknych okolicznościach przyrody pójść tam na piechotę. Jednać wielu turystów wychodzi z założenia, że po co docierać nad jezioro o własnych siłach, skoro można wsiąść do fasiągu i komfortowo znaleźć się na miejscu. Jeszcze człowiek by się zmęczył, a przecież wakacje są od tego, aby wypoczywać.

Nie jest to tania atrakcja – trzeba wydać ok. 40 zł od osoby. W jedną stronę, bez zniżek dla dzieci i seniorów. Jednak cena wielu osób nie zniechęca. Można odnieść wrażenie, że wręcz kusi. Widok bryczek ciągniętych przez konie jest stałym elementem krajobrazu na trasie wiodącej nad Morskie Oko. Na szczęście są też urlopowicze, którzy widzą w przejściu liczącego ok. 9-kilometrów odcinka z Palenicy Białczańskiej, mówiąc po ludzku, wielką frajdę.

Jedną z osób, która należy do tego grona turystów jest 77-letnia emerytka, która mimo sędziwego wieku, do Zakopanego przyjechała po raz pierwszy w życiu. Jej historia została opisana przez jej wnuczkę Anitę na Facebooku, sprawą zainteresowało się też RMF FM.

Okazuje się, że dla starszej pani nie było przeszkodą, aby o własnych siłach, podpierając się jedynie parasolką, w 3,5 godz. dotrzeć do najpopularniejszego w Tatrach stawu. Następnie z niego wróciła – także piechotą. "Dać przykład ludziom leniwym, że wszystko się da" – skomentowała pani Anita. Dodała też, że jej babcia przez całą drogę ani razu nie pozwoliła się wziąć pod rękę, żeby jej pomóc i ani razu nie chciała zawrócić.

d296f1j

"Moja babcia zrozumiała, o co chodzi z tymi końmi. Była pierwszy raz w Zakopanem. No i jadąc tam myślała, jak wiele innych osób, że konie od zawsze pracują ciężko na wsi i w mieście. A później zobaczyła, jaka to trasa i ile osób różnej wagi wsiada, i jak te konie się męczą, pocą i im aż żyły wychodzą, i mają pianę na pyskach" – opisuje pani Anita.

Gdy kobiety kroczyły w stronę jeziora, były mijane przez wiele fasiągów. "Ci bez serca ludzie siedzący na tej naczepie cieszyli się, że jadą sobie wozem. I mało tego byli bardzo bezczelni, bo gdy ich mijaliśmy, mówiłam: "Spacerkiem sobie iść, a nie konie męczyć". To na to mi odpowiadali, że wiek nie ten. Powiedziałam, że z przodu idzie moja babcia – 77 lat, która miała dwie poważne operacje, a pani się zaśmiała i powiedziała, że im zazdrościmy, że jadą" – pisze wnuczka.

"Powinni się wstydzić swojego lenistwa i nakręcania tej maszynki pieniędzy. Bo tak naprawdę kręci się to dzięki takim leniwym ludziom. Gdyby nie oni – to nie byłoby tego" – podsumowała dobitnie turystów pani Anita.

Historia emerytki nad Morskim Okiem nie jest jedyną, o której w ostatnim czasie było głośno w mediach. Poruszano też sprawę 6-letniego Arka, który mimo że porusza się na wózku inwalidzkim, już dwukrotnie dotarł nad jezioro nie korzystając z ciągniętych przez konie wozów. I choć przejechanie drogi nie było łatwym zadaniem, ani przez chwilę nie pomyślał o tym, by z nich skorzystać. Oczywiście podczas wyprawy towarzyszyli mu rodzice. Gdy w sieci pojawiły się zdjęcia chłopca, sprawą zainteresowały się niemal wszystkie media w Polsce, a internauci żywo komentowali jego wyczyn. "Ciekawe, jak się czuli ludzie w wozach, przejeżdżając obok niego.

d296f1j

Gratulacje dla chłopaka!" - pisali wtedy internauci. W pierwszych dniach lipca Arek pojawił się z opiekunami na najsłynniejszym polskim szlaku w roli ambasadora akcji "Czyste Tatry".

O dramacie koni w Tatrach pisaliśmy na łamach Wirtualnej Polski już wielokrotnie. Problem jest szeroki, ale sprawa wykorzystywanych zwierząt zdaje się nie robić wrażenia na wielu turystach. W 2017 r. informowaliśmy o tłumach urlopowiczów, którzy w upale i gigantycznych kolejkach oczekiwali na wejście do wozu. Zmarnowany czas mogliby spożytkować w inny sposób – np. wyruszając nad tatrzańskie jezioro na piechotę.

d296f1j

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Tak zachowują się niesforni turyści w Zakopanem

d296f1j
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d296f1j