Norwegia - polski przewodnik zrobił nietypowe zdjęcia na skalnych atrakcjach
Pilot wycieczek i przewodnik - Michał Witoszyński - nie boi się życia na krawędzi. Podczas oprowadzania jednej z grup postanowił zrobić coś nietypowego. Ubrany jak na plażę rozłożył leżak na terenie kultowych, skalnych atrakcji Norwegii – Trolltundze, Preikestolenie i Kjeragboltenie - i opalał się, jak gdyby nigdy nic. - Odważny czy szalony? – zastanawiają się zagraniczne media.
Pilot wycieczek i przewodnik - Michał Witoszyński - nie boi się życia na krawędzi. Dosłownie! Podczas oprowadzania jednej z grup postanowił zrobić coś nietypowego. Ubrany jak na plażę rozłożył leżak na terenie kultowych, skalnych atrakcji Norwegii – Trolltundze, Preikestolenie i Kjeragboltenie - i opalał się, jak gdyby nigdy nic. - Odważny czy szalony? – zastanawiają się zagraniczne media.
Skąd ten pomysł? – Te trzy miejsca to najbardziej pocztówkowe, norweskie klimaty. Po jednej z wędrówek w te rejony zacząłem zastanawiać się, jak urozmaicić sobie życie – opowiada Wirtualnej Polsce Michał Witoszyński. – Pojawiało się wiele absurdalnych pomysłów, ale w końcu stwierdziłem, że przecież lubię styl surferski i nie wyobrażam sobie życia bez wody i plaży, więc czemu by nie połączyć tego z norweskimi klimatami? Leżak, szorty, japonki i okulary przeciwsłoneczne – to będzie to – pomyślałem – dodaje podróżnik.
Miejsca, które wybrał na „plażowanie” to Kjeragbolten – charakterystyczny głaz zaklinowany między dwiema skałami, który wisi niemal 1000 metrów nad błękitnymi wodami Lysefjorden. Preikestolen (norw. ambona) to zaś wysoki na ponad 600 metrów klif, który u szczytu kończy się płaską platformą o wymiarach 25 na 25 metrów. Trolltunga, czyli Język Trolla, to z kolei miejsce, które ma kształt idealnie pasujący do nazwy i często zaliczane jest do najlepszych lokalizacji do norweskich wędrówek i najniebezpieczniejszych miejsc do fotografowania na świecie. Niektórzy boją się tam wejść z plecakiem, a co dopiero z leżakiem. Dlatego wyczyn Polaka wzbudzał nie lada zainteresowanie.
- Najtrudniejsze w moim pomyśle było targanie tego leżaka pod górę. Na Trolltungę musiałem go nieść przez 24 km, a był trochę nieporęczny. Jak dotarłem na Kjeragbolten, to bałem się, że jest tam tak ciasto, że razem z leżakiem mogę się nie zmieścić. Na szczęście udało się – mówi Michał. – W każdym z trzech miejsc czułem lekki dreszczyk, bo jeden podmuch wiatru mógłby mnie zwiać, ale było warto. Jak już zasiadałem na leżaku, to mógłbym tam zostać, ale kolejki turystów ustawiały się do zdjęć.
Michał ma ogromny apetyt na podróżowanie, a akcja z leżakiem rozbudziła w nim pomysły na kolejne, niestandardowe akcje, które zapowiada na przyszły rok.
Ilona Raczyńska