Czy Szwajcaria naprawdę jest taka droga? Wywiad z Adrianą Czupryn
Wszyscy słyszeliśmy o ostatnich zawirowaniach związanych z frankiem. Warto pamiętać, że jest to waluta jednego z najciekawszych turystycznie krajów na świecie. Jak zawirowania na rynkach finansowych wpływają na turystykę i czy Szwajcaria naprawdę jest taka droga? Pytamy Adrianę Czupryn, eksperta i autorki przewodników po kraju Wilhelma Tella.
Warto pamiętać, że frank jest walutą jednego z najciekawszych turystycznie krajów na świecie. Jak zawirowania na rynkach finansowych wpływają na turystykę i czy Szwajcaria naprawdę jest taka droga? Pytamy Adrianę Czupryn, eksperta i autorkę przewodników po kraju Wilhelma Tella.
WP: Zacznijmy od pytania, które ciśnie się wszystkim na usta, czyli co z tym frankiem? Dlaczego Szwajcarzy nam to zrobili? Czy nie przejmują się problemami, jakie wywołali w Polsce i innych krajach?
Cóż, Szwajcarski Bank Narodowy jest instytucją niezależną i jak każdy bank centralny ma na uwadze dobro własnej waluty. A bezpieczna szwajcarska waluta okazała się być bardzo pożądana, szczególnie w obecnej trudnej sytuacji międzynarodowej. Utrzymanie stałego kursu na poziomie 1 Euro = 1,20 CHF przez trzy ostatnie lata okazało się na dłuższą metę zbyt kosztowne, stąd uwolnienie kursu. Zresztą po pierwszym szoku i panice kurs franka już spada i według wielu analityków ustabilizuje się na niższym poziomie.
WP: A jaki wpływ ma wzrost ceny franka na samych Szwajcarów?
Szwajcarzy również, być może bardziej niż ktokolwiek inny, odczuwają skutki decyzji swojego banku centralnego. Wielu z nich częściej będzie wyjeżdżać na tańsze zakupy do Niemiec czy wakacje za granicę. Oczywiście branża eksportowa i turystyczna przyjazdowa są najbardziej dotknięte obecną sytuacją. Dopiero jednak za kilka tygodni, gdy sytuacja się ustabilizuje, będziemy mogli przeanalizować rzeczywiste skutki umocnienia waluty i zastosować jakieś lekarstwo. Oczywiście obserwujemy na razie mały spadek ruchu turystycznego w porównaniu z rokiem ubiegłym, miały miejsce anulowania rezerwacji gości z Europy, ale parę dni temu w Szwajcarii spotkałam jednego z polskich touroperatorów, który w sezonie wysyła ok. 600 osób i jak na razie wszystkie jego grupy jadą w komplecie. Jego hotelarz udzielił mu zniżki łagodzącej skutki drogiego franka. Już teraz regiony i hotele udzielają zniżek, zamrażają ceny, dorzucają dodatkowe świadczenia.
WP: Czy w Szwajcarii naprawdę jest tak drogo jak to sobie wyobrażamy?
Szwajcaria nigdy nie była tanim krajem i nie stawiała na masową turystykę. Niektóre rzeczy może wydają się drogie, ale często wystarczy poszukać i znaleźć coś tańszego. Dwudaniowe menu dnia może kosztować od 15 CHF, a woda w publicznych i hotelowych kranach oraz fontannach nadaje się do picia. Jeśli zamierzamy dużo podróżować, to zamiast kupować bilety odcinkowe na podróże pociągami czy rejsy statkiem warto kupić Swiss Travel Pass umożliwiający także bezpłatny wstęp do niemal wszystkich muzeów w Szwajcarii. Ceny podstawowych produktów w sklepach Migros czy Coop nie odbiegają aż tak bardzo od poziomu w innych krajach zachodniej Europy. Sposobów jest wiele, ale trzeba trochę wysiłku. A że coraz więcej Polaków wyjeżdża do Szwajcarii, to chyba jednak tych cen aż tak się nie boimy.
WP: Od wielu lat podróżujesz po Szwajcarii i znasz ją jak własna kieszeń. Jakie są według Ciebie największe atrakcje tego kraju?
Im więcej podróżuję po Szwajcarii, tym bardziej widzę, że jest tutaj jeszcze wiele do odkrycia… Najważniejszym atutem są chyba małe odległości i olbrzymia różnorodność kulturowa na tak niewielkiej powierzchni. W połączeniu ze wspaniałymi górskimi krajobrazami i wodami – jeziorami, wodospadami i rzekami daje to niesamowity efekt. Wszystko jest idealnie skomunikowane i łatwo dostępne. Jest wiele miejsc, do których chętnie wracam, ale nie mogę podać jednego ulubionego – wszędzie, nawet w tych najmniej turystycznych miejscach jest pięknie.
WP: A czy jest coś, czego w Szwajcarii powinniśmy unikać?
Powinniśmy unikać niepunktualności i niezdecydowania – nie ustala się terminów spotkań około jakiejś godziny, czy jakichś ustaleń typu „zadecydujemy na miejscu”. Szwajcaria jest krajem bezpiecznym, choć oczywiście na dworcach czy w centrach dużych miast niektórzy, niekoniecznie Szwajcarzy, wykorzystują zamieszanie i nieuwagę turystów. Powinniśmy oczywiście zachowywać się cicho w cichych, specjalnie oznakowanych przedziałach w pociągach, nie przepychać się w kolejce, nie śmiecić. Nie wpraszamy się także do domów poznanych Szwajcarów – życie towarzyskie toczy się w kawiarniach czy restauracjach.
WP: Czym Szwajcarzy różnią się od Polaków?
Szwajcarzy na co dzień pewnie są znacznie bardziej wysportowani. Na ulicach nie widać tęgich osób, co przy tych ilościach sera i czekolady na głowę spożywanych rocznie jest po prostu niesamowite.
WP: Jak wielu Polaków przyjeżdża do Szwajcarii? Czy jesteśmy liczącą się grupa turystów?
W szwajcarskich hotelach korzystamy z ok. 160 tys. noclegów rocznie i zostajemy przeciętnie 3 dni. To tyle samo co Belgowie i goście z Arabii Saudyjskiej. Dłużej zostają tylko kraje sklasyfikowane jako „pozostałe kraje Afryki Północnej”. Co ważne, liczba Polaków odwiedzających Szwajcarię stale wzrasta – w 2013 mieliśmy 18% więcej noclegów w hotelach, w 2014 – ok. 8%. To największe procentowe wzrosty ze wszystkich krajów europejskich.
WP: Na koniec kilka słów o kuchni. Szwajcaria słynie oczywiście z fondue. Co jeszcze poleciłabyś zamówić w typowej szwajcarskiej restauracji?
W zimie raclette, czyli topiony w specjalnym piecyku ser o tej samej nazwie, serwowany z ziemniaczkiem w mundurku, korniszonem i marynowaną cebulką; rösti, czyli placki z tartych, smażonych ziemniaków, na których kładzie się to, co pod ręką – ser, pomidory, szynkę, jajko itd. Jest też makaron zapiekany z serem i ziemniakami posypany smażoną cebulką i serwowany z musem jabłkowym. Wszystko bardzo kaloryczne i smaczne.
Z Adrianą Czupryn, szefową Switzerland Tourism w Polsce, podróżniczką, autorką przewodników po Szwajcarii rozmawiał Jakub Rybicki.
Jakub Rybicki/if/udm