Egipt i Sudan - co warto zobaczyć?
Dowódca promu wciska jakiś przycisk na pulpicie sterowniczym i wyciem syreny oznajmia, że odpływamy. Szmer zadowolenia przetacza się przez okręt. Słońce znika powoli za monotonnym, pustynnym horyzontem. Robi się przyjemnie chłodno. Jeszcze tylko trzydzieści godzin i będziemy na miejscu. Z Kairu do Chartumu podróżuję z fotograf Martą Rybicką i księdzem Przemysławem Szewczykiem, prezesem Stowarzyszenia Dom Wschodni i głównym pomysłodawcą eskapady. Żeby przedostać się z krainy faraonów do Sudanu, trzeba płynąć promem. Pierwsze w historii relacji sudańsko-egipskich drogowe przejście graniczne zostanie otwarte tydzień po naszym przybyciu. Na razie lądujemy na przystani w Wadi Halfie, zapyziałym miasteczku zamieszkanym przez kilkanaście tysięcy ludzi. Sprawia wrażenie prowizorycznego. Jest kilka kawiarni, bar, jakieś sklepy, ale wszystkie jakby tymczasowe. Zawieszone w próżni. Zanim powstało "morze", był to tętniący życiem ośrodek, ale tej starej Wadi Halfy nie ma od ponad pół wieku. Została zatopiona
tak jak zabytki sprzed tysiącleci. Z całego regionu wysiedlono kilkadziesiąt tysięcy osób. Rozrzucono ich po całym kraju. Nowa Wadi Halfa jest takim miastem, nie-miastem. Z przystani odbiera nas Tayeeb, nasz przyjaciel mieszkający na co dzień w Polsce. Po kilku latach wrócił odwiedzić rodzinę.