Egipt i Sudan - co warto zobaczyć?
Autobus mknie po równiutkiej jak stół, asfaltowej szosie. Nie ma nawet jednej dziury. Kierowca nie spuszcza chyba nogi z gazu. Zerkam na licznik. Prędkość nie spada poniżej 110 km/h. Rozsypujący się grat wypchany ludźmi, pakunkami, żywym inwentarzem składającym się z kóz i kur? Nic podobnego. Jedziemy nowiutkim, czystym i nowoczesnym autokarem. Oklejono go arabskimi napisami, ale znaczek na masce wskazuje na producenta z drugiego krańca świata. Yotung, chiński potentat motoryzacyjny, dostarcza swoje maszyny do dwudziestu siedmiu krajów, w tym do Sudanu. Z telewizorów podkręconych na pełen regulator imam wygłasza kazanie. Przekazuje wiernym i przypadkowym niewiernym nauki proroka Mahometa. Islamska religia w opakowaniu technologii Państwa Środka. Liczącą prawie tysiąc kilometrów drogę, która łączy Wadi Halfę z Chartumem, też wybudowali Chińczycy. Kiedyś czas przejazdu zajmował dobę, czasami dwie, dzisiaj mniej niż dziesięć godzin. Za oknami przesuwa się jałowy, żółto-brązowy krajobraz. Pustynia
Nubijska przechodzi w *Sahel *- ciągnący się przez całą szerokość kontynentu afrykańskiego półpustynny pas, który oddziela *Saharę *od sawanny i lasów tropikalnych. Katastrofalna susza, jaka nawiedziła region w latach 70. i 80. XX wieku, kosztowała życie około miliona osób. Ich dramat uwiecznił brazylijski fotograf Sebastiao Salgado w albumie zatytułowanym po prostu "Sahel".