Jelenia Góra. W podziemiach kryją się niewyjaśnione historie
– Dotarłem do świadka, który w 1945 r. był małym chłopcem i widział, jak do podziemi niemieccy żołnierze nieśli skrzynie wypełnione bronią – mówi Łukasz Kazek, który poprzez formularz #dziejesie napisał nam o badaniach tuneli pod Wzgórzem Kościuszki. Czy Jelenia Góra skrywa skarb? Jakie historie kryją podziemia?
Pod Wzgórzem Kościuszki w Jeleniej Górze znajduje się atrakcja turystyczna - Time Gate Bramy Czasu. Do zwiedzania przeznaczono jedynie część schronów przeciwlotniczych z czasów II wojny światowej, w których miało się pomieścić nawet 6 tys. osób. Niemieccy inżynierowie zaprojektowali i zbudowali je jako tzw. Luftschutzstollen. Tak nazywano jeden z typów niemieckich cywilnych schronów przeciwlotniczych drążonych w zboczach gór w postaci sztolni lub tuneli.
Decyzja o budowie tak wielkiego schronu zapadła w 1944 r., gdy w miarę wycofywania się wojsk niemieckich pojawiło się zagrożenie nalotami alianckich bombowców. Miejsce to wybrano nieprzypadkowo, ponieważ jeszcze w XVIII stuleciu wydrążono tu tunele i stworzono pomieszczenia piwniczne, w których przechowywano żywność i beczki z winem.
Świadkowie mówią jednym głosem
– Gdy w grudniu 2018 r. otwarto podziemia dla turystów, poprosiłem przewodników, aby przekazywali mi kontakty do osób, które przyjeżdżają tu niejako z sentymentu i dzielą się różnymi historiami z przeszłości – opowiada w rozmowie z WP Łukasz Kazek, dziennikarz, reportażysta i regionalista.
Zobacz też: Wykopaliska archeologów na Śląsku. Odnaleźli piec sprzed 1000 lat
Przyjeżdżali tu ludzie z różnych części Polski – z Gdańska, Szczecina czy Krakowa – którzy wskazywali na zamurowaną dziś ścianę i mówili, że w tamtym miejscu biegł tunel, który w pewnym momencie rozchodził się na dwie części. Jedna szła pod ratusz miasta, a druga w kierunku dworca kolejowego...
Jeden z mężczyzn opowiadał, że tunele były suche, można było pójść dalej, ale bojąc się niemieckich min – zawrócił. Inny wspominał, że na szczycie wzgórza mieściła się restauracja niemiecka. I stamtąd – idąc schodami w dół – można było schronić się w podziemiach.
– Takich przejść było więcej – opowiada Kazek. – Przez pół roku prowadziłem śledztwo, rozmawiałem ze świadkami, dotarłem do różnych dokumentów. Nawiązałem m.in. kontakt z mężczyzną, który w 1945 r. miał 9 lat. Jego ojciec był wysoko postawionym funkcjonariuszem NSDAP, a ponieważ podczas I wojny światowej został ciężko zraniony w nogę i był kuternogą, nie został zmobilizowany i pracował w magistracie. Jak przystało na wysokiego urzędnika mieszkał w uprzywilejowanej dzielnicy i w willi znajdującej się przy podziemiach. Świadek opowiadał, że wprost z domu można było przedostać się do tunelu. To był jakiś ewenement – mówi.
Łukasz Kazek obiecał swojemu rozmówcy anonimowość z racji trudnej przeszłości jego ojca. Nie jest to osoba fikcyjna, żyje naprawdę, a jego wspomnienie rozpala wyobraźnię.
– Syn niemieckiego oficera powiedział mi, że przed zakończeniem wojny do tych podziemi zanoszono przedmioty związane z kultem Hitlera. Po pierwsze ze strachu, a po drugie… fanatycy wierzyli, że narodowy socjalizm powróci. Myśleli więc, że te popiersia i szyldy chowają tylko na chwilę. Ale to jeszcze nic. Nieopodal stacjonował pluton łączności niemieckiej i mój rozmówca widział, jak żołnierze nieśli do podziemi skrzynie. Można się domyślać, że zawierały broń czy sprzęt związany z radiostacją – zdradza.
Jeśli nie sprawdzę, będę żałował całe życie
Dziennikarz pomyślał, że warto to sprawdzić. I zaprosił do współpracy naukowców z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska w Katedrze Geofizyki Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie: dra hab. inż Sławomira Porzucka (prodziekan wydziału), dra inż. Monikę Łój oraz dra inż. Jerzego Ziętka. Dobrze ich już znał, bo razem z nimi w 2015 r. prowadził poszukiwania "złotego pociągu".
Przez cztery dni w podziemiach w Jeleniach Górze trwały poszukiwania skarbów dwiema metodami geofizycznymi: grawimetryczną i magnetyczną. Natomiast Jerzy Ziętek prowadził badania z użyciem georadaru i ma na koncie m.in. odkrycie krypt w wielu kościołach.
– Po wojnie pierwszą oficjalną inwentaryzację podziemi przeprowadził por. Waszyrowski. Było to w drugiej połowie 1946 r. Powstał wtedy pierwszy i ostatni plan oraz mapa podziemi. Czy coś udało się wtedy odnaleźć? Historia milczy na ten temat. Tunele też penetrowała ludność osiedleńcza. O znalezieniu skarbu informacji brak. Ale są przecież opowieści naocznych świadków. Gdzie te skrzynie? Gdzie artefakty po NSDAP? Pomyślałem sobie, że od lat czterdziestych technika się mocno rozwinęła, warto więc przeszukać ten teren. Zaprosiłem więc do współpracy najlepszych fachowców, którzy dysponują nowoczesnym sprzętem. Oni podobnie jak ja zapalili się do tego pomysłu. Postanowiliśmy więc sprawdzić, ile jest prawdy w tych opowieściach – opowiada ze swadą regionalista.
Albo Łukasz Kazek ma dar przekonywania, albo to świadkowie, do których dotarł mówią jednym głosem o skrzyniach wnoszonych do podziemi.
– Moi rozmówcy nie znali się, mieszkają teraz w różnych częściach Polski, ich historie są zaskakująco podobne – mówi Kazek.
Dziennikarz przekonał też do zbadania podziemi urzędników miasta, miejskiego konserwatora zabytków oraz archeologa. Zdobył zgodę na bezinwazyjne badania i naukowcy ze swoim sprzętem zbadali centymetr po centymetrze.
– Jak to wygląda? Skanujemy ściany, sprawdzamy miejsca, które wskazywali świadkowie i porównujemy. Często można zauważyć, że zaprawa jest całkowicie inna w jakimś miejscu albo pojawiają się zmiany w ścianie. Może być tak, że w miejscach, w których przypuszczamy, że są jakieś potężne anomalie, kryją się zmiany górotworu, pustka albo… skarb. Trzeba zrobić odwiert, włożyć kamerę i przekonać się, czy mamy do czynienia z anomaliami związanymi ze zmianami w skałach czy kryją się tam ważne dla ludzkości artefakty. Jeśli się tego nie sprawdzi i nie zbada – nigdy nie będziemy mieć pewności.
Naukowcy przez cztery dni prowadzili prace badawcze. Teraz zebrane dane muszą opracować, stworzyć dokumentację, dokonać opisu badań, opracować wykresy i symulacje. Opracowanie tych danych potrwa 2 tygodnie. – Obiecałem naukowcom dyskrecję, ale tyle mogę powiedzieć, że po przedstawieniu wyników badań – przystąpimy do odwiertów. Proszę sobie wyobrazić, że po raz pierwszy oko kamery dotrze w miejsca niedostępne przez ponad 70 lat – mówi podekscytowany. – Wszystko to nie byłoby możliwe, gdyby nie wsparcie zespołu, którego jestem częścią. Grupy Arado Kamienna Góra.
Łukasz Kazek przez ostatnie 20 lat zajmuje się historią mówioną Dolnego Śląska.
– Opowiem pani jedną z sytuacji. Znalazłem w parapecie stary album ze zdjęciami. Po trzech latach poszukiwań udało mi się dotrzeć do kogoś z rodziny, kogoś, kto w tamtym czasie miał 8–12 lat, a dziś jest staruszkiem i ma 90 lat. Spotkałem się z nim i powiedziałem: "To było twoje". A ten… z emocji zamarł.
– Oddałem mu ten album i dzięki temu nawiązałem z nim nić porozumienia tak ogromną, jaką tworzy się podczas walki na froncie w okopie. Zaczął mi opowiadać takie historie, o których nawet wnukom nie mówił. I tak to wygląda. I właśnie tak m.in. dotarliśmy do informacji o artefaktach ukrytych w tunelu – zdradza swój styl pracy reportażysta.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl