Wieża widokowa w Krynicy-Zdroju. Odwiedziłam ją
"Jak z zapałeczek", "Degradacja naturalnego środowiska" "Zjawiskowo", "Za drogo". Rozlegają się różne, często sprzeczne, opinie na temat otwartej niespełna 2 tygodnie temu wieży widokowej w Krynicy-Zdroju. Postanowiłam tam pojechać i sama ocenić, czy jest to atrakcja godna polecenia.
Wieża widokowa w Krynicy-Zdroju
Określenie, że wieża wygląda jak z zapałeczek, usłyszałam od jednego z mieszkańców Krynicy-Zdroju, który jest dumny, że w jego okolicy powstała taka konstrukcja. Gdy zbliżam się do stacji narciarskiej Słotwiny Arena, na której szczycie stanęła ta pierwsza w Polsce drewniana budowla, rzeczywiście trudno się nie zgodzić z kryniczaninem. Z daleka atrakcja prezentuje się jak zabawka dla dzieci.
Z bliska już widzę, że te "zapałeczki" to całkiem niezłych rozmiarów "zapałki". Dość powiedzieć, że to raczej bele wykonane z drewna akacjowego, które słynie z urody, ale również z wytrzymałości i trwałości.
Zastanawiam się, czy podołam kondycyjnie ze wspinaczką na niemal 17. piętro wieżowca, bo mniej więcej do takiego budynku mieszkalnego można porównać wysokość niemal 50-metrowej wieży. Czy zje mnie strach, gdy będę wysoko nad ziemią? I jak będę się czuć, spacerując w koronach drzew? I jakie są wrażenia turystów?
Idę do góry
Gdy zaczynam moją wspinaczkę, w oczy rzucają mi się kojce dla psów. To jasna informacja, że można przyjechać tu ze swoim czworonogiem i zostawić je w dość sporym, przyjaźnie zaprojektowanym dla zwierząt miejscu.
Idąc powoli w górę, wciąż zastanawiam się, ile racji mają te osoby, które krytykują stawianie takich budowli na szczytach gór. Myślę sobie, czy nie ingerujemy zbyt bardzo w naszą przyrodę? To, co dzieje się ostatnio, i susze, i pożary, i globalne ocieplenie to dość namacalne komunikaty, że matka natura ma już dość. Od jednej napotkanej góralki słyszę, że ona woli wejść na szczyt idąc po szlaku. I ludzi mniej, i satysfakcja większa. I pewnie coś w tym jest.
Bulgotek opowiada na trasie
Gdy jednak na mojej trasie mijam wózki inwalidzkie i to nie jeden, lecz kilka, i do tego całe rodziny z małymi dziećmi, to moje wątpliwości mijają. Tym bardziej, że z myślą o tych najmłodszych przygotowano 15 stanowisk edukacyjnych, dzięki którym mogą dowiedzieć się, jakie rośliny i zwierzęta występują na tym obszarze.
Zwiedzający mogą też cofnąć się o 23 miliony lat, a także poznać historię Łemków, dowiedzieć się, jak w języku łemkowskim nazywano różne przedmioty, w przystępny sposób zapoznać się z mitologią słowiańską, a stwór Bulgotek opowie m.in. o geologii i wyjaśni, jak powstały mofety (rodzaj ekshalacji wulkanicznych), które można podziwiać w okolicach Szczawnika, Tylicza i Złockiego na terenie Beskidu Sądeckiego.
Mnie najbardziej do gustu przypadła instalacja pod nazwą: "Przez dziurkę od klucza. Krynicki Szlak Cerkwi Łemkowskich". Rzeczywiście zerkając przez dziurkę od klucza można zobaczyć jak wyglądają okoliczne cerkwie. Teraz to są kościoły katolickie, a wcześniej to były obiekty greckokatolickie.
Wędrując drewnianą ścieżką widzę, że zainstalowanie kiosków multimedialnych, gier planszowych czy różnych stanowisk edukacyjnych na temat regionu, to był strzał w dziesiątkę. Turyści chętnie się przy nich zatrzymują i wykonują różne zadania. Gdy pytam napotkanych ludzi o wrażenia, to często słyszę, że można się czegoś nauczyć, dowiedzieć, poszerzyć horyzonty, wspólnie spędzić czas.
Nie trzeba się bać
No dobrze - myślę sobie - ale co z bezpieczeństwem? Coraz częściej czyta się o wypadkach i katastrofach. Nie powiem, fajnie spacerować w chmurach, ale fajnie też cieszyć się życiem jak najdłużej.
Gdy jednak widzę potężne wieże wsporcze, których jest 18, oraz 87 słupów, myślę sobie, że nie muszę się niczego bać.
Dowiaduję się, że gdyby na całej ścieżce, czyli mniej więcej 3 tys. m kw. postawić obok siebie mężczyzn ważących ok. 80 kg, to moglibyśmy na niej zmieścić 31 tys. osób, a i tak konstrukcja miałaby jeszcze duży margines wytrzymałości. Przeprowadzono też symulację, jeśli chodzi o odporność na porywiste wiatry. Wyniki są bardzo dobre.
Strach minął, mogę więc zrelaksować się i otworzyć na kontakt z naturą. Tym bardziej że ona sama domaga się uwagi. W miarę wspinania się coraz wyżej, coraz bardziej intensywny staje się zapach drzew. Czuję się fantastycznie.
Na samej górze
Po 30 minutach wędrówki wreszcie znajduję się na szczycie wieży widokowej, a dokładnie na 907 metrze n.p.m. Rozciąga się stąd widok na Jaworzynę Krynicką, Beskid Sądecki i panoramę miasta. Jest błogo. Dzisiaj jest upalnie, a tu czeka na mnie orzeźwiający chłód. Spotykam zachwyconych ludzi, którzy chwalą nową atrakcję i chętnie przesiadują na jej szczycie.
A ja? Myślałam, że będę się bać, że nogi będą trzęsły mi się jak galareta, że z powodu wysokości będę musiała robić sobie kilka przystanków, by złapać oddech. A tu nic takiego się nie działo. Ot, 30-minutowy spacer bez zadyszki. Lekko, przyjemnie, może nawet trochę zbyt łatwo… Gdzie ta adrenalina, której w duchu oczekiwałam?
Coś czuję, że będę musiała tu wrócić, gdy uruchomiona zostanie 60-metrowa zjeżdżania. Można będzie z niej zjeżdżać na specjalnych matach. Jak się dowiaduję, już niebawem ta atrakcja zostanie oddana do użytku.
Pytamy o ceny
Marudzę, bo głosów krytycznych brak. Gdy rozmawiam z napotkanymi na wieży ludźmi, słyszę głosy zachwytu. Ale czy cena nie jest zbyt wygórowana? Pytam kilka osób. Bo za bilet normalny trzeba zapłacić 39 zł, a za ulgowy 32 zł. Bilety rodzinne razem z wjazdem i zjazdem kolejką krzesełkową kosztują od 129 do 159 zł. A dzieci do lat trzech mają wstęp za darmo.
– Oczywiście cena mogłaby być trochę niższa – mówi Wojciech z okolic Tarnowa. – Myślę jednak, że za inne górskie atrakcje trzeba płacić nawet więcej.
– Cieszy mnie brak kramów z kolorowymi zabawkami, w których łatwo wydać duże pieniądze praktycznie na nic. Tutaj dzieci mogą poszukać atrakcji samych w sobie w kontakcie z naturą, zobaczyć, że drzewa są kolorowe – zauważa pani Paulina, mama dwójki dzieci, która ostatnio w jednej z miejscowości turystycznych wydała 300 zł na karuzele, zabawki czy inne, jak mówi, niepotrzebne gadżety.
Mama czwórki dzieci, pani Aleksandra z Grybowa dodaje, że honorują w Słotwinie Arena kartę dużej rodziny, z której chętnie korzystają i dlatego mogli się 6-osobową rodziną przespacerować w koronach drzew.
– Pani kochana, jak dobrze, że przyjechała pani przed weekendem – słyszę od kryniczanki, gdy pytam o nową atrakcję w mieście. – W sobotę i niedzielę ciągną tam nieprzebrane tłumy.
Za mną więc spacer w chmurach i "zdobycie" wieży widokowej. I właściwie nie dziwię się, że wieść o jej otwarciu zelektryzowała internet i turyści przyjeżdżają tu z różnych zakątków Polski. I choć rzeczywiście bilety mogłyby być nieco niższe, plusów jest zdecydowanie więcej.
Osoby niepełnosprawne mogą wjechać na szczyt i popatrzeć na świat z innej perspektywy. Rodziny z dziećmi mogą wybrać się na wspólny spacer, a najmłodsi mają szansę dowiedzieć się wielu interesujących rzeczy na temat przyrody i historii. Dla wszystkich to świetna okazja na relaks, chwilę kontemplacji, kontakt z naturą i możliwość spojrzenia na wszystko z lotu ptaka. Taka perspektywa na pewno wszystkim się przyda.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl