Korea Północna – dziennikarz incognito ujawnia sekrety komunistycznego państwa
Adam Baidawi spędził tydzień w Korei Północnej i przywiózł stamtąd fascynujące fotografie. Dziennikarzowi udało się pokazać świat „za zamkniętymi drzwiami”, ponieważ zdecydował się nie ujawniać swojej profesji.
18.04.2017 | aktual.: 25.07.2017 20:13
W Korei Północnej panuje wolność wypowiedzi. Oficjalnie. Tak głosi Konstytucja. Jednak zgodnie z zaleceniami Kim Dzong Ila, zawartymi w książce „Wskazówki dla dziennikarzy”, gazety i inne media powinny publikować wyłącznie materiały wychwalające i adorujące prezydenta. W związku z tym wszelkie artykuły, zdjecia, filmy wideo są cenzurowane – i chodzi tu zarówno o informacje wychodzące, jak i przychodzące. – Przeciętny człowiek może dostać wizę do Korei Północnej bez większego problemu. Jednak profesjonalni fotografowie i dziennikarze mogą się pożegnać z tą myślą – mówi Adam Baidawi, który postanowił "przechytrzyć system".
Na co dzień Australijczyk publikuje w pismach "GQ", "Rolling Stone" i "Esquire", jednak już od 3 lat marzył, by przywieźć materiał zdjęciowy z zamkniętego komunistycznego państwa. Zależało mu na tym tak bardzo, że zarezerwował wycieczkę przez biuro podróży i przez tydzień, wraz grupą i przewodnikami, zwiedzał Koreę jako zwykły turysta. – W tym państwie ani przez chwilę nie możesz być sam. Zawsze towarzyszy ci dwóch „niezwykle uprzejmych” przewodników. Musisz nocować w hotelach przygotowanych dla turystów – opowiada Baidawi w jednym z wywiadów. – I nie możesz wyjść poza hotel, by pobiegać czy obejrzeć zachód słońca. Tak naprawdę jesteś więc całkowicie odizolowany od mieszkańców i prawdziwego życia.
– Podczas pobytu w tym kraju obowiązują ściśle określone zasady postępowania – tłumaczy dalej Adam. – Na początek: Korei Północnej nie możesz nazywać "Koreą Północną", ale "Koreańską Republiką Ludowo-Demokratyczną". I choć większość osób ze mną podróżujących miała jasne stanowisko wobec reżimu, wszyscy byli bardzo zdyscyplinowani i zachowywali powściągliwość w wyrażaniu swoich sądów. Cóż, w końcu byliśmy ich gośćmi – dodaje mężczyzna. – A poza tym wszyscy mieliśmy świadomość, jak poważne konsekwencje może mieć niesubordynacja.
Ściśle określone zasady obowiązywały także w kwestii robienia zdjęć. – Powiedziano nam, że nie możemy fotografować żołnierzy i terenów budowy – mówi dziennikarz. Co jednak najciekawsze, jak opowiada dalej Baidawi: – Ciągle nam mówili: "Zobacz, jakie to piękne, sfotografuj to. Rób zdjęcia temu, co ładne. W innym przypadku obce kraje będą chciały ich użyć przeciwko nam".
Choć na półwyspie koreańskim robi się coraz bardziej gorąco, przed Adamem i innymi podróżnymi próbowano stworzyć iluzję, że to miejsce w niczym nie odbiega od światowej normy. – Przy każdej okazji słyszeliśmy tylko: "Widzisz? U nas jest tak jak u was. Wcale nie jesteśmy tak inni, jak sądzą wasze władze".
Narracja, którą od urodzenia są karmieni Koreańczycy, jest przygnębiająca, twierdzi fotograf. – Odwiedziłem wiele "dobrych" szkół, gdzie uczą się najzdolniejsze dzieci. Historii uczy się w klasach, obklejonych pełnymi przemocy obrazkami, przedstawiających amerykańskich żołnierzy jako złoczyńców – opowiada Baidawi. Widziałem ośmioletnią dziewczynkę, zalewającą się łzami wzruszenia w trakcie śpiewania piosenki o przywódcach kraju!
Choć wiele ze zdjęć, które zrobił Australijczyk, portretuje rzeczywistość stworzoną dla oczu zagranicznych turystów, mężczyźnie udało się też pokazać elementy codzienności za zamkniętymi drzwiami. Chyba najbardziej fascynujące są zdjęcia opustoszałego portu lotniczego Pjongjang. Puste siedzenia, korytarze, olbrzymie sale, w których odbija się echo – tak wygląda lotnisko, z którego dziennie realizowane są 2 loty.