Nanga Parbat - niedostępny diament Himalajów
Nanga Parbat. Jej wierzchołka strzeże flanka Rupal, największa górska ściana na świecie. Mordercza: pionowa, nękana przez burze i lawiny. Czterech Japończyków próbuje ją pokonać.
Wchodzą do długiej rynny Merkla. Zrywa się burza. Mężczyźni nie wracają. W bazie reszta ich ekipy czeka… i czeka… Przed opuszczeniem góry wspinają się po poręczówkach na wysokość 6700 metrów i zostawiają wór transportowy ze sprzętem, jedzeniem i namiotem. Gest wykraczający poza nadzieję. Dar dla umarłych.
Kilka lat później czterech Amerykanów usiłuje wejść na ten sam szczyt, tą samą drogą. Są w rynnie Merkla. Trzysta sześćdziesiąt metrów od wierzchołka. Jeden z mężczyzn cierpi na chorobę wysokościową. Zrywa się burza, wycofują się. Przetaczają się przez nich falami lawiny pyłowe. Jedna, dużo większa niż pozostałe, zmiata ich ze ściany. Ich lina jest wpięta w pojedynczą śrubę lodową. Dyndając, spanikowani, dławiąc się pędzącym śniegiem, myślą, że śruba w każdej chwili może puścić, po czym zginą. Kiedy lawina ustaje, mizerna twarz chorego mężczyzny z zamkniętymi, zamarzniętymi powiekami zwraca się ku górze. *- Zamierzałem się wypiąć i z tym skończyć - *mówi do swych przyjaciół.
Godzina po godzinie torują drogę w dół. Około dziesiątej wieczorem wyłaniają się z rynny Merkla i osiągają ochronną przewieszkę. Dwóch mężczyzn usuwa liny z końcowego odcinka żlebu. - Wypuszczam liny! - krzyczy ten na górze. Wiatr porywa niektóre z jego słów. Jego przyjaciel błędnie go rozumie. Słyszy komendę. Wypełnia ją. - OK. Wypuszczam! - odkrzykuje. Ich liny – pępowiny wiążące ich z górą i życiem – szybują w przestrzeń. Mają dwa wyjścia. Zostać tu, gdzie są i zamarznąć na śmierć *lub spróbować czegoś niemożliwego – *zejścia flanką Rupal bez asekuracji.
Ranek. Cztery drobinki trzymają się kurczowo góry z pomocą kilku kawałków stali – raków i czekanów. Nie ma siatki asekuracyjnej. Jedno pośliźnięcie i spadną 3000 metrów. Szanse przeżycia: minimalne. Po czym dostrzegają…wór transportowy przypięty do ściany. Spłowiały od słońca, obszarpany. Przyozdobiony japońskim pismem. Rozcinają go. Wysypuje się sześćdziesiąt haków, tuzin śrub lodowych, tabliczki czekolady, namiot, kuchenka, dwie nowe pięćdziesięciometrowe liny. Dar od umarłych.
Czterej mężczyźni na wyprawie z własnego wyboru, po skonfrontowaniu się ze straszną próbą i śmiercią, przeżyli. Heroiczna opowieść, która została ze mną na długo po jej usłyszeniu. - Heroiczna? - Mark Twight, amerykański alpinista i jeden z czterech mężczyzn z *flanki Rupal *był sceptyczny. - Nie sądzę. Gdy byłem młodszy, marzyłem, by moje osiągnięcia uważano za heroiczne, lecz teraz tak tego nie postrzegam. Nikt nie przykładał nam broni do skroni, zmuszając, byśmy to robili. I nie czyniliśmy tego dla dobra nikogo innego.
Większość alpinistów skwapliwie przyznaje, że wspinaczka nie przynosi pożytku nikomu prócz nich. *- Jest nadzwyczaj egoistyczna - *stwierdził brytyjski wspinacz Joe Simpson. - Musi być. W przeciwnym razie nie możesz się tym zajmować.
A mimo tego ich wyczyny są sławione jako bohaterskie, szczególnie jeśli górą, o której mowa, jest Everest.
Wraz z pokonaniem wszystkich wybitnych gór na świecie okres zdobywania szczytów na rzecz swojego kraju chyli się ku końcowi, ale alpiniści nadal cieszą się sławą. Za swoje dokonania na Evereście Wielka Brytania uhonorowała Edmunda Hillary'ego tytułem szlacheckim, Tenzinga Norgaya Medalem Jerzego, Johna Hunta członkostwem w Izbie Lordów, Chrisa Boningtona i Douga Scotta tytułem Komandora Orderu Imperium Brytyjskiego, a samego Chrisa również tytułem szlacheckim. Po drugiej stronie Atlantyku członkowie pierwszej udanej amerykańskiej wyprawy na Everest z 1963 roku zostali zaproszeni do Gabinetu Owalnego, by wymienić uściski dłoni z Johnem F. Kennedym. Erik Weihenmayer, pierwszy niewidomy wspinacz, który wspiął się na ten szczyt, był w Białym Domu w 2001 roku, by spotkać się z Georgem Bushem. Magazyn „Time”, opisując osiągnięcie Weihenmayera, określił je jako „wejście bohatera”. Co jest takiego w górskiej wspinaczce, co przekształca zasadniczo nieprzydatne, egoistyczne zajęcie w czyn heroiczny?
Oxford English Dictionary definiuje bohatera jako kogoś, kto „wykazuje nadzwyczajną odwagę, niezłomność, hart lub wielkość duszy w jakimś działaniu”. Wysokogórska wspinaczka *oferuje niezliczone okazje dla tak zdefiniowanego heroizmu. Wiosną 1999 roku Alex Lowe przygotowywał się do wejścia górnym zachodnim *żebrem Denali na Alasce, gdy służby parkowe zapytały, czy mógłby pomóc w ratowaniu trzech hiszpańskich wspinaczy uwięzionych na tej górze. Wraz z Markiem Twightem i Scottem Backesem zostali przetransportowani helikopterem na wysokość 5940 metrów. Z tego miejsca, wykorzystując techniki wspinaczkowe, musieli zejść do Hiszpanów i wrócić z nimi do oczekującego helikoptera – tam i z powrotem w ciągu dwóch godzin. Gdy dotarli do uwięzionych, odkryli, że jeden z nich już zmarł wskutek upadku. Ocalałych pchali i wlekli 60 metrów w pionie, w górę poręczówek. W końcu jeden z Hiszpanów zemdlał. Przemieszczanie się z nim dalej wydawało się niemożliwe, dopóki Alex Lowe nie oznajmił, że go poniesie. Mark Twight
pamięta, jak Alex powiedział „Weź mój plecak. I zdejmij jego raki, by nie rozdarły mi kurtki”. Wciągnąwszy mężczyznę na swoje plecy, poniósł go ponad 530 metrów w górę śnieżno-lodowych zboczy o nachyleniu 35º, a kolejne 30 metrów w pionie. Wniósł na barana bezwładny ciężar na stromy szczyt – herkulesowy wyczyn. - Była to jedna z tych rzeczy, które robisz, bo musisz - powiedział później Alex.
Fenomenalna siła, energia i talent Aleksa Lowe’a jako wspinacza stały się legendarne. Magazyn „Outsider” nazwał go „prawdopodobnie najlepszym wspinaczem na naszej planecie”. Jego kolega-alpinista Tom Hornbein stwierdził, że zdolności Aleksa tak odbiegały od umiejętności innych wspinaczy, „jak Horowitza od zwykłego pianisty koncertowego. W jego wspinaczce była płynność i wirtuozeria, które sprawiały, że gdy to obserwowałeś, rzeczy niemożliwe dla większości ludzi wydawały się łatwe”.
W kilka miesięcy po spektakularnej akcji ratunkowej na Alasce Alex Lowe zginął w lawinie na Shisha Pangmie. Wspinaczkowy świat był zszokowany. „Śmierć Aleksa uderzyła nas naprawdę mocno” – powiedział Pete Athans. „Myślę, że wszyscy sądziliśmy, iż zawsze będzie wychodził bez szwanku z górskich prób, wracał do centrali firmy i wykonywał w ciągu godziny 500 podciągnięć. Jego śmierć była poważnym ciosem”.
Według psychologa Geoffa Powtera część szoku związanego z jego śmiercią wynikała z charakteru wypadku. Alex szedł po lodowcu, przez stosunkowo łatwy teren, z dala od zagrożeń, gdy paręset metrów wyżej oberwała się lawina. Pobiegł w złym kierunku. Gdyby podążył za swym przyjacielem Conradem Ankerem, który szedł tuż za nim, być może dzisiaj by żył. - Pragniemy, by śmierć naszych bohaterów była szlachetniejsza - mówi Powter. - Na przykład spowodowana odpadnięciem podczas jakiegoś ogromnie trudnego technicznie wyciągu. To byłoby łatwiejsze do zaakceptowania.
To, że Alex zostawił żonę i trzech synów, wzbudziło dezaprobatę amerykańskich mediów, które poddały w wątpliwość jego status bohatera. Gdy stało się publicznie wiadome, że wdowa po Aleksie związała się z Conradem Ankerem, dezaprobata jeszcze wzrosła. „Magazyn «Outsider» opublikował list od pewnej kobiety” – opowiadał z goryczą Conrad Anker. „Napisano w nim coś na kształt: «Jenni, obudź się. Spotykasz się z kolejnym egocentrycznym, ryzykanckim draniem, a prawdziwymi przegranymi są twoi synowie»”.
Autor: Maria Coffey, "Mroczna strona gór"
Polecamy książkę "Mroczna strona gór" wydawnictwa Sklep Podróżnika
[
]( https://sp.com.pl/mroczna-strona-gor )