Polacy pokochali ten owoc. Podróżują, aby nacieszyć się nim jesienią
Można ją kisić, piec, smażyć, marynować, miksować, proszkować i dodawać do kawy. Polacy nie od razu przekonali się do tego owocu, ale kiedy już go odkryli, moda na dynię zalała całą Polskę. Jesienią wyprawa na dyniową farmę lub do dyniowej wioski to dla wielu osób niezwykła frajda. Parkingi pękają w szwach, a sieć zalewają zdjęcia.
Nim nastał czas panowania dyni, symbolem jesieni był słonecznik. Od dobrej dekady pomarańczowy owoc stał się jednak nieodłącznym elementem jesiennych dekoracji i można go spotkać praktycznie wszędzie. To nie pomyłka - owoc - bowiem z botanicznego punktu widzenia, dynia jest owocem, choć zwykło się ją zaliczać do warzyw.
Historia popularności dyni
Historia ekspansji dyni jest dość interesująca i przynajmniej dwuwątkowa. Do Europy dynia przybyła z Nowego Świata, czyli Ameryki, gdzie uprawiana była od co najmniej dziesięciu tysięcy lat. Występowała na terenie obu kontynentów amerykańskich, a do Europy trafiła najprawdopodobniej za sprawą Portugalczyków.
Brak jednoznacznych źródeł na temat popularności dyni w pierwszych latach kolonizacji Ameryk. Prawdopodobnie głównymi przyczynami, dla których uznanie dla dyni rosło, były trwałość i smak. Ale prawdziwa sława przyszła później. Stało się to albo za sprawą placka, albo dzięki osobie, która wpadła na pomysł rzeźbienia z dyni lampionów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Idealne miasto na wyjazd jesienią. "Ceny niższe niż w sezonie. Bardzo polecam"
Skąd pomysł na lampiony z dyni?
Historia lampionu jest dość ponura. W folklorze irlandzkim występuje postać zwana Dullahanem, najczęściej opisywana jako bezgłowy jeździec na czarnym koniu. Legenda ta odżyła za sprawą pewnego wydarzenia. Podobno w 1776 r. w bitwie pod White Plains pozbawiony głowy kulą armatnią został heski żołnierz z oddziału najemników. Powstawał nocami, by z dyniowym lampionem poszukiwać utraconej części ciała.
Kulinarna ekspansja dyni w Europie rozpoczęła się na Wyspach Brytyjskich. Jeden z najstarszych przepisów na placek z dyni lub jak kto woli pumpkin pie, pochodzi z wydanej przez Elizabeth Raffald w 1796 r. książki kucharskiej "The Experienced English Housekeeper". Sama Elizabeth wydaje się być szalenie interesującą osobą, zasługującą na osobą opowieść.
Dynia w kuchni
Od tamtej pory dynia stała się bardzo popularnym owocem o licznych zastosowaniach. Bez problemu można ją kisić, piec, smażyć, marynować, miksować, proszkować i dodawać do pumpkin spice latte, czyli kawy dyniowej. Wyśmienitym przetworem dyniowym są powidła z odrobiną pomarańczy. Świetnie pasują do naszych klasycznych naleśników, a jeszcze lepiej do tak zwanych pancackes, czyli spulchnionych naleśników na modłę amerykańską.
Podobno dynia dotarła do Polski w XVI w. i wykorzystywana była w celach leczniczych, lecz nie sposób znaleźć potwierdzone informacje na ten temat. W wieku XIX rosła jako ozdoba w przydomowych ogródkach, lecz możliwe, że była to odmiana japońska, która również rozwinęła się za sprawą portugalskich wojaży.
Popularność dyni w Polsce
Prawdziwą popularność w Polsce przyniosły dyni ostatnie lata. Zyskała ją głównie dzięki stronom kulinarnym oraz dekoratorskim. Gdy nadchodzi jesień, staje się wszechobecna.
Nic zresztą dziwnego, bowiem jest wyjątkowo trwała. Bez przeszkód posłuży jako ozdoba przez całą jesień, by następnie trafić na stół czy do spiżarki w formie przetworów. Zupy, kremy, placki, dżemy, konfitury, to tylko niewielka część zastosowań tego owocu. Jego pomarańczowy kolor doskonale harmonizuje z barwami złotej jesieni, a gdy tej brakuje, pięknie rozświetla szarugę.
Turystyka dyniowa
Okazuje się, że dzięki dyni rozwinęła się ciekawa gałąź turystyki, która swoje początki miała w Stanach Zjednoczonych. Ludzie jeżdżą na wydarzenia związane z dyniami. Jednym z największych festiwali na świecie jest Pumpkin Fest w New Hempshire, organizowany z okazji Halloween. Popularne są również wprawy na "pumpkin patch", czyli rozległe obszary uprawy dyni, na których można upolować najlepsze okazy.
Farmy dyniowe wyrastają, może nie jak grzyby po deszczu, ale systematycznie, także w Polsce. Farma Dyniowa Stary Młyn w Wityniu, Farma Wuja Toma w Warszawie, Ogrody Kapiasa w Goczałkowicach-Zdroju, Gospodarstwo Rolne Pankiewicz w Plewiskach... To tylko niektóre przykłady.
Warszawski Dynioland, czyli Farma Wuja Toma, liczy sobie za całodzienny bilet wstępu 29 zł. Dla odmiany do ogrodów Kapiasa wstęp jest bezpłatny, za to płatne są wyśmienite dania z dyni w lokalnej restauracji.
Popularne są również wszelkiej maści wioski dyniowe, jak chociażby Dyniowe Love w Rotomance, jakieś dwanaście kilometrów na południe od centrum Gdańska, gdzie ludzie masowo robią sobie sesje zdjęciowe wśród dyń. W sezonie parking pęka w szwach.
Dyniowa moda u Czechów
Okazuje się, że dyniowa frajda dotknęła też Czechów. Tutaj przykładem niech będzie chociażby Dýňová farma v Bykoši czy Statek u Pipků – Dýňový svět – Vysočina.
W zależności od oferty, można pobawić się w drążenie lampionów, spróbować różnorakich dyniowych przysmaków, zorganizować imprezę integracyjną albo zrobić sobie kilka urokliwych zdjęć. W tym ostatnim specjalizują się zwłaszcza wioski dyniowe i wydają się one być najbardziej kusząca dla dyniomaniaków. Możliwość pospacerowania po jesiennym, dyniowym ogrodzie, wydaje się najlepiej przemawiać do Polaków, zwłaszcza tych mieszkających w miastach. Cisza, spokój i gra pięknych kolorów to elementy, których poszukują w tego typu wypadach. Nie gardzą też kulinariami, bowiem potrawy z dyni zyskały sobie wielką popularność.
"Ten materiał prezentujemy w ramach współpracy z Patronite.pl. Autorem jest Sebastian Benbenek autor bloga Herbata i Obiektyw. Możesz wspierać Autora bezpośrednio na jego profilu na Patronite https://patronite.pl/herbataiobiektyw.